Remanent po maturze

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 30/2006

publikacja 20.07.2006 21:19

Po ogłoszeniu przez MEN, że co piąty abiturient nie zdał w tym roku matury, podniósł się lament, że to „tragedia narodowa”.

Remanent po maturze 11 lipca tegoroczni maturzyści odebrali świadectwa dojrzałości. Fotorzepa/Michał Walczak

Matura nie może być prezentem podarowanym kończącemu liceum – mówi młodzież. – Trzeba się wykazać, żeby zdobyć średnie wykształcenie. Nowa matura jest traktowana jako egzamin wstępny na wyższe uczelnie – wyjaśnia Marek Legutko, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. – Zamiast narzekać, powinniśmy się cieszyć, że aż 80 proc. młodzieży, która ją zdała, ma otwarte drzwi na wyższe studia. (W 2005 – 86,5 proc.).

Szkoła w gorączce
W zeszłym roku do nowej matury przystąpiło 309 tys. młodych ludzi. W tym o prawie 110 tys. więcej. Po raz pierwszy zdawało ją 100 tys. uczniów techników, liceów profilowanych i uzupełniających. To oni, według oceniających, zaniżyli poziom. Na Opolszczyźnie, gdzie wyniki matur były najniższe, jest najwięcej w kraju liceów profilowanych.

W technikach maturę zdało ponad 65,8 proc., w liceach uzupełniających tylko 33,9 proc. Dlaczego tak się stało? – Nie oszukujmy się, że uczniowie techników czy liceów profilowanych mają równe szanse z tymi, którzy uczą się w liceach ogólnokształcących – mówi dyr. Legutko. – Do tych pierwszych trafia młodzież, która ma słabsze wyniki końcowe w gimnazjach, jest w gorszej sytuacji już na starcie. Warto się zastanowić, jak w tych szkołach realizowany jest program nauczania ogólnego.

Często nauczyciele, poddając się inercji uczniów, przestają motywować ich do większego wysiłku i skupiają się na przedmiotach zawodowych. Ministerstwo w porozumieniu z kuratorami do października ma sporządzić raport o stanie tych szkół. Jakie programy są tam realizowane? W jakich warunkach pracuje młodzież?

Czy pracownie są odpowiednio wyposażone? Czy nauczyciele się dokształcają? – Kiedy zdiagnozujemy sytuację, będziemy mogli im pomóc, wykorzystując pieniądze unijne – informuje dyr. Legutko. – Taki remanent może się przydać polskiemu szkolnictwu. – Gdyby nie nowa matura, nie próbowałbym startować na studia – mówi Sławek Gajdzik z technikum samochodowego w Warszawie, który zdaje na politechnikę.

Słynne i byle jakie
Rodzice i nauczyciele narzekają na skrócenie czasu nauki w liceach do trzech lat. – W ogólniaku uczą się praktycznie dwa i pół roku – uważa Magda Sadowska z Zabrza, mama tegorocznej maturzystki. – To błąd w myśleniu, ludzie zapominają, że uczniowie przychodzą do szkół średnich starsi o rok, ucząc się w gimnazjum – odpowiada dyr. Legutko. – W każdym przypadku ważne jest, jakie to gimnazjum czy szkoła średnia – dobre, uznane, z olimpijczykami, w wielkim mieście – wylicza Jacek Bąk, nauczyciel historii w Zespole Szkół Społecznych w Warszawie.

Ta matura wyraźnie pokazała, że istnieje podział na szkoły sławne, których 99 proc. absolwentów dostaje się na studia, i „byle jakie”, do których trafia młodzież z niewysoką liczbą punktów na egzaminie gimnazjalnym. Te, w których dyrektorzy w porozumieniu z zespołem pedagogów tworzą własne, autorskie programy i realizują je w małych grupach; i te, w których nauczyciele pracują w 30-osobowych klasach i nie starcza im czasu na realizację odgórnego programu.

– Nawet mniej zdolni i chętni do pracy uczniowie, kiedy znajdą się w szkołach niepublicznych, mają szansę na rozwój – mówi Bąk. – Ale na to stać tylko nielicznych rodziców, i to nie we wszystkich regionach kraju. Według niego, w trzecich klasach powinno się zwiększyć liczbę godzin przedmiotów maturalnych i języka ojczystego, a zaprzestać nauki tych, których uczniowie nie wybierają na maturze. – To nauczyłoby ich dogłębnej analizy problemów, używania narzędzi badawczych w określonych, wybranych kierunkach, które chcą studiować – mówi.

Nowa jak przedwojenna
– Dobrze zdana matura to przepustka na wymarzony kierunek studiów – mówi Marta Barnert z X LO w Katowicach („słynnego”, nikt nie oblał matury). Właśnie drogą elektroniczną „składa papiery” na trzy uczelnie w kraju i jedną zagraniczną.

Niektórzy jej rówieśnicy nie są tak zdecydowani. Kilka koleżanek Marty Kupaly z sosnowieckiego „Staszica” (100 proc. uczniów zdaje tu maturę) wybrało egzamin z biologii, bo w zeszłym roku był łatwy, i się nacięły. W tym roku biologia była trudna. Jak pokazują statystyki, większość zdawała egzamin na poziomie podstawowym. – Szkoda, bo rozszerzony nie był taki trudny. Ważne, żeby zdawać przedmioty, które przydadzą się na studiach, myśleć planowo – mówi Marta, już studentka architektury Politechniki Gliwickiej.

– 30 proc. na poziomie podstawowym to zbyt mało, większość chciała się wykazać. Może ta matura będzie znaczyć tyle co przedwojenna, o której opowiadała babcia. We Francji, gdzie egzamin dojrzałości zdaje tylko kilkadziesiąt procent uczniów, przeżywano w tym roku euforię, bo zdało ją 80 proc. abiturientów.

To świadectwo, że jest ona dowodem dużych umiejętności. – O wynikach starej matury ostatecznie decydowali nauczyciele danej szkoły, to oni wiedzieli, jaki jest faktyczny poziom ich uczniów i mogli niektórych danych nie ujawniać – mówi Legutko. – Dziś wszystko jest jawne, młodzież w kraju może się porównywać.

Bez przekrętów
Ci, którzy chcieli ściągać, mogli w tym roku ostro się naciąć. W testach językowych wprowadzono pytania w różnej kolejności. Ten kto od „lepszego” kolegi spisał odpowiedź „a”, mógł mieć w jej miejscu podstawioną inną wersję odpowiedzi. I błąd gotowy.

Nieznany do końca kurier przywoził i odwoził karty egzaminacyjne. Zostały otwarte w obecności przedstawiciela abiturientów i dwóch członków komisji (jeden z nich pochodził z innej szkoły). Prace zostały po egzaminie zeskanowane. Uczniowie siedzieli w odległości ponad metra od siebie. Nie mogli wnosić na salę gadżetów, jeść, pić ani wychodzić do toalety.

(Urolog zapewniał, że można z tym wytrzymać przez 2,5 godziny – tyle trwa egzamin podstawowy, a potem, po przerwie – poszerzony). Doglądającym nauczycielom nie wolno było odchodzić od stołu. Prace według ustalonych zasad oceniali nauczyciele z innych szkół.

– Przy przestrzeganiu takich reguł gry nikt nie mógł być pokrzywdzony – mówi Janek Kluza, który, żeby studiować równolegle drugi kierunek, drugi raz przystąpił do matury, tym razem z „potrzebnych” mu – francuskiego i matematyki. – Mam tylko wątpliwości, czy stare matury zdawał prawie każdy, bo można było ściągać i podpowiadać? – zastanawia się.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.