Opanujmy chaos

o. Józef Augustyn SJ, rekolekcjonista, kierownik duchowy, redaktor naczelny

|

GN 26/2006

publikacja 21.06.2006 14:20

Kiedy politycy „bawili się” esbeckimi teczkami, księża włączali się w dyskusję jako obserwatorzy. Jakby zapomnieli, że i oni mają teczki. Wtedy nie pomyśleli, że dla pewnych ludzi i środowisk zawartość kapłańskich teczek stanie się bardzo interesująca.

Opanujmy chaos Józef Wolny

Lustracja środowiska kościelnego jest trudnym orzechem do zgryzienia. Wyciągnięto go dopiero 17 lat po upadku komunizmu. Do teczek księży zaczęto dobierać się po śmierci Jana Pawła II, jakby wcześniej nie śmiano tego robić. Niektórzy zaczęli nawet publikować nazwiska duchownych. Inicjatywa krakowskiego księdza rozbudziła lustracyjną niecierpliwość i oczekiwania. Zapowiedzi jego kolejnych konferencji prasowych stały się tematem informacji ogólnokrajowych, co pokazuje, jak wielkie zainteresowanie budziła sprawa.

W pułapce nazwisk
Stało się oczywiste, że jeżeli Kościół oficjalnie nie zajmie się problemem, niekontrolowane działania spowodują lustracyjny chaos, który wyrządzi wiele krzywdy ludziom i podważy zaufanie do Kościoła. Podanie do publicznej wiadomości czyjegoś nazwiska jako współpracownika SB rzuca na osobę cień, od którego trudno się uwolnić. Inicjatywy podejmowane w poszczególnych diecezjach, wspólnotach i środowiskach budzą nadzieję na uleczenie tej głębokiej rany. Niezwykłe słowa, które powiedział Benedykt XVI w katedrze warszawskiej o lustracji księży, ukazują, jak ważny i nabrzmiały jest problem. I że nie można go już lekceważyć.

Trudność zlustrowania środowiska duchownych wynika z tego, że zasady stosowane wobec polityków zostały niemal automatycznie przeniesione na grunt kościelny. W ten sposób środowisko to również wpadło w pułapkę „nazwisk” i list. Wielu wydawało się, i nadal się wydaje, że najważniejsze są nazwiska: wyłowienie ich, spisanie i podanie do publicznej wiadomości. Wypowiedzi, komentarze i uwagi na temat lustracji księży koncentrują się na identyfikacji i ogłaszaniu osób współpracujących z SB. Gdyby Kościół świadomie usiłował kryć takie osoby, byłby niewiarygodny i deklaracje na temat lustracji byłyby puste. Lustracja kościelna nie może jednak naśladować mechanizmów działających w polityce.

Leszek Kołakowski powiedział kiedyś, że w polityce nie chodzi o szukanie prawdy, ale o skuteczne rządzenie. W Kościele jest odwrotnie: nie chodzi o skuteczne rządzenie, ale najpierw o prawdę, nawet za cenę nieskuteczności działania. Kościół jaśnieje prawdą zwykle w trudnych czasach. Tak było w okresach prześladowania, kiedy jego aktywność zewnętrzna była mocno skrępowana. W polityce lustracja służyła nie tylko sprawdzaniu uczciwości ludzi, ale nieraz także eliminowaniu z życia publicznego niewygodnych osób. „Teczki” stały się instrumentem walki o władzę.

Drogowskaz Benedykta
Współpraca księży z SB jest wielką krzywdą wyrządzoną konkretnym ludziom i całej wspólnocie Kościoła. Księża ci nie reprezentowali jedynie siebie, ale wspólnotę kapłańską – diecezjalną czy zakonną, która ich przyjęła, zaufała im, powierzyła misję głoszenia Ewangelii i sprawowania sakramentów. Współpraca z wrogami Kościoła jest aktem niewierności, raną zadaną wspólnocie, w której żyli i pracowali. Komunizm, wbrew kłamliwym deklaracjom o tolerancji, dążył do zniszczenia Kościoła. Informacje zdobyte dzięki inwigilacji środowiska kościelnego służyły temu celowi. Okresowe tolerowanie działalności Kościoła miało charakter ustępstwa. Całkowite niemal zniszczenie struktur Kościoła w wielu krajach o ustroju komunistycznym wskazuje na rzeczywisty cel inwigilacji. Ponieważ grzech współpracy z bezpośrednimi wrogami Kościoła dokonywał się we wspólnocie i w nią uderzał, lustracja księży także musi mieć charakter eklezjalny.

Ponieważ nie mamy żadnego doświadczenia lustracyjnego, konieczna wydaje się uczciwa dyskusja nad zasadami moralnymi oraz procedurami prawnymi, zgodnie z którymi winna dokonywać się lustracja księży. Podstawą tej dyskusji musi być Ewangelia, nauczanie Kościoła oraz prawo kościelne. Należy z wielką uwagą wczytać się w słowa Benedykta XVI o lustracji. One, jak drogowskaz, ukierunkowują nasze refleksje o lustracji i sposobie jej przeprowadzenia.

Owocem dyskusji winno być wypracowanie zasad, zgodnie z którymi miałaby się dokonać lustracja. Nie może w niej chodzić jedynie o wzywanie do przebaczenia i pojednania, ale także o sprawiedliwość i przejrzystość wspólnotową. A ona dokonuje się m.in. przez bolesną konfrontację z tymi, którzy dopuścili się grzechu. Jak w sakramencie pokuty nie można przebaczyć upadku, który nie został wyznany, tak też Kościół nie może się oczyścić z grzechów swoich członków, jeżeli nie są mu one znane. Wyznanie grzechów jest jednym z istotnych warunków sakramentu pojednania.

Kościół jako wspólnota nie może zgodzić się na prywatne inicjatywy lustracyjne, których celem byłoby ujawnianie nazwisk i opisanie kompromitujących sytuacji. Tu nie może chodzić jedynie o osobistą satysfakcję. Kościół musi troszczyć się o dobro całej wspólnoty: nie tylko tych, którzy doznali krzywdy, ale i o tych, którzy ją wyrządzili, ulegając słabości. Kościół nie chce kryć księży, którzy zawinili, ale nie może ich też przygniatać karami, które przerastałyby ich możliwości psychiczne i duchowe. Fakt, że kiedyś ulegli słabości, świadczy o ich kruchości. Kościół jest matką dla wszystkich dzieci, także dla upadłych.

Wyjście nieawaryjne
Deklaracje i decyzje w sprawie lustracji księży w różnych diecezjach i zakonach nie są ogłaszane jako rozwiązanie dla wszystkich wspólnot, ale jako pewna propozycja. Pierwsze rozwiązanie, jakie się narzuca, to wezwanie, aby ci, którzy mają coś na sumieniu, zgłaszali się do swoich przełożonych i wyznawali grzechy. Takie zaproszenie wystosowało wielu przełożonych diecezjalnych i zakonnych. Życie pokazuje jednak, że skuteczność tego typu apeli jest ograniczona. Fakt, że osoby uwikłane we współpracę z SB nie przyznają się do winy, jest dramatem dla Kościoła i jego pasterzy, którzy muszą nieraz użyć swojej władzy, aby problem rozwiązać. Byłoby wielką łaską, gdyby – po konsultacji ze swoim przełożonym – ksiądz uwikłany we współpracę publicznie dał świadectwo nawrócenia. A może także i doznanej krzywdy... Bardzo często ta współpraca była wymuszona szantażem i przemocą. Wielu z tych, którzy zostali namówieni do współpracy z SB, poddawano krzywdzącej presji. Nie możemy dziś tego lekceważyć.

Innym rozwiązaniem jest tworzenie różnych komisji wewnątrzkościelnych. Ale i ta propozycja nie chce być wzorcem dla wszystkich wspólnot. Jeden z pasterzy stwierdził, że lustracyjne komisje wewnątrzkościelne są dyskusyjne. Po pierwsze dlatego, że „powstaje sytuacja, w której »biskup sądzi własnego księdza«; a po drugie, ponieważ »biskup może być posądzany o to, że chce coś kamuflować, ukryć przed światem«”. Proponuje więc, aby lustracją księży zajmowała się powołana w ramach IPN komisja, w której uczestniczyłby biskup jako przedstawiciel Kościoła. W innej diecezji przełożony zaapelował do wiernych, by informowali go osobiście o krzywdzie wyrządzonej im przez księży, których nazwiska znajdą w dokumentach otrzymanych z IPN. Takie publiczne apele jednak – jak komentuje wielu – mogą budzić nieufność księży do swojego pasterza. Księża mogą się obawiać, że będą obmawiani przed biskupem za plecami. Jaka jest pewność, że donosy na księży są dobrze udokumentowane? Tu także, jak w jednej z poprzednich propozycji, biskup staje się bezpośrednim sędzią swojego księdza.

Kościół skrzywdzonych i krzywdzących
Wszystkie te próby pokazują, jak delikatny i złożony jest problem i jak trudno znaleźć tu dobre wyjście. Nie zważając na trudności, Kościół musi znaleźć właściwe sobie, eklezjalne rozwiązanie. Podejmując uczciwe wysiłki w tym celu, może też nabierać dystansu do lustracyjnych propozycji, jakie są mu podsuwane przez środowiska medialne i polityczne, które – choć jawnie deklarują obojętność czy nawet niechęć do Kościoła – uzurpują sobie prawo dyktowania zasad przeprowadzenia lustracji. Lustracja nie może dokonywać się pod świat medialny i opinię publiczną, ale ma być procesem nawrócenia, pokuty oraz naprawienia wyrządzonych krzywd. Taka lustracja będzie świadectwem wiary nie tylko dla wiernych, ale także dla osób spoza Kościoła.

Kościół jest wspólnotą grzeszników, świadomych swoich grzechów, zaproszoną do przebaczenia i braterskiego pojednania. Tę prawdę trzeba przypomnieć wiernym, którzy domagają się od biskupów lustracji księży. To nie może być „kamienowanie zdrajców”, usuwanie ze swego grona upadłych braci. Wszyscy jesteśmy grzesznikami proszącymi Boga o miłosierdzie i odpuszczenie grzechów. Kościół nie może zmuszać siłą księży, którzy ulegli słabości, do publicznego wyznania grzechów, jak czynili to komuniści w czasach stalinowskich. Publiczne przyznanie się do grzechu musi być wolnym aktem pokory, a nie publicznego poniżenia. Aby stało się to możliwe, konieczna jest wielka oczyszczająca modlitwa całego lokalnego Kościoła, który jak matka otoczy troską wszystkie swoje dzieci: skrzywdzone i krzywdzące, zdradzone i zdradzające.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.