Co z tą ropą?

Jacek Dziedzina

|

GN 18/2006

publikacja 27.04.2006 09:07

3,49… 3,68… 3,99… 4,15…? Kierowcy z niepokojem śledzą rosnące ceny paliwa. Zagrożenie wojną, zamachami terrorystycznymi, obawa przed skutkami klęsk żywiołowych. Najczęściej takie przyczyny podaje się przy kolejnym wzroście. Czy to tłumaczenie jest wystarczające?

Co z tą ropą? Marek Piekara

Nie sprawdziły się optymistyczne zapowiedzi analityków, że w 2006 roku cena ropy nie przekroczy 50 dolarów za baryłkę. Wersję taką, na łamach jednego z czasopism, głosił m.in. Erik Kreil z Administracji Informacji Energetycznej w USA. W ostatnich tygodniach bariera psychologiczna została ponownie przekroczona: cena osiągnęła wysokość 72 dolarów.

Cień „Katriny” i bin Ladena
Popularną przyczyną przesuwania granicy tolerancji w cenie ropy jest tzw. niepokój na rynku naftowym. Wywołują go przede wszystkim rzeczywiste lub spodziewane konflikty zbrojne, w które zaangażowane są kraje posiadające ten surowiec. Obecnie schematowi temu odpowiada napięta atmosfera wokół Iranu.
– Wojna w tym kraju może spowodować duże problemy – mówi dla „Gościa” Jacek Cwetler, dyrektor Polskiej Izby Paliw Płynnych. – Jest to przecież czwarty światowy dostawca ropy. W przypadku jego wycofania się trudno będzie zastąpić tak ważne źródło surowca paliwowego.

Podobną opinię w rozmowie z „Gościem” wyraził Slawiusz Pawluk z Domu Maklerskiego BZ WBK: – Zawęża się tzw. margines bezpieczeństwa. Oznacza to, że trudno dzisiaj pokryć straty, jeśli wypadnie jakiś kraj. Dawniej było to możliwe.

Podwyżka cen paliw ma być próbą ochrony przed skutkami takich okoliczności. Podobna reakcja występuje w przypadku klęsk żywiołowych czy ogłaszanych zagrożeń atakiem terrorystycznym na rurociągi. W ubiegłym roku, po przejściu huraganu „Katrina”, cena ropy sięgnęła 70 dolarów za baryłkę – prawie tyle, ile wynosi obecnie.

Nie brak jednak wśród ekspertów głosów, że są to wszystko czynniki nieracjonalne. Daniel Yergin, analityk rynków naftowych, na łamach jednego z tygodników twierdził, że zasoby ropy są wystarczające – w różnych rejonach świata – aby zapewnić jej stałe wydobycie i dostawę. Ewentualny atak na pojedyncze rafinerie nie byłby w stanie sparaliżować przepływu surowca.

Kieszeń Orlenu
Wydarzenia rodzące „niepokój na rynku” mają odbicie w cenach ustalanych przez OPEC (Organizację Krajów Eksportujących Ropę Naftową) oraz producentów ropy typu BRENT (m.in. Norwegia i Wielka Brytania). W Polsce również podnosi się kwestię niestabilnej sytuacji międzynarodowej jako przyczynę kolejnych podwyżek. Tymczasem zdecydowana większość sprowadzanej przez nasz kraj ropy pochodzi z Rosji, niezrzeszonej w OPEC. Cena rosyjskiego surowca jest niższa niż u innych producentów. Dlaczego zatem nie przekłada się to na tańsze paliwo na stacjach benzynowych?

Pojawiają się sugestie, że polskie rafinerie wykorzystują różnicę w cenie między tańszą ropą rosyjską a cenami światowymi i wkładają ją sobie „do kieszeni”.

Z opinią taką nie zgadza się Slawiusz Pawluk. – Owszem, cena paliwa z Rosji jest niższa. Jest to jednak tzw. ropa „kwaśna” (w przeciwieństwie do „słodkiej” z krajów OPEC – J.D.), z dużą zawartością siarki. Wymaga to poniesienia dodatkowych kosztów odsiarczenia.

Jacek Cwetler natomiast uważa, że ceny rosyjskiej ropy nie odbiegają wcale od poziomu innych dostawców. – Rosja wykorzystuje sytuację na rynkach światowych, aby podnieść cenę swojego surowca. Mogą natomiast być zawierane indywidualne umowy, na korzystniejszych dla odbiorcy warunkach.
Dawid Piekarz, rzecznik prasowy PKN Orlen, przyznaje, że koncern korzysta z różnicy między ceną ropy rosyjskiej sprowadzanej do Polski a cenami na świecie.

– Jednak trzeba podkreślić – dodaje – że różnica ta jest coraz mniejsza. Obecnie wynosi od 2 do 3 dolarów za baryłkę.

To miałoby tłumaczyć fakt, że ceny na naszych stacjach benzynowych nie odzwierciedlają rzekomo korzystnej finansowo oferty z Rosji. Przedstawiciele koncernów tłumaczą, że odnoszą ceny paliw z Rosji do rynków europejskich. – Nie ma znaczenia, że Rosja nie jest członkiem OPEC. Jej ropa jest notowana na giełdzie – mówi Robert Stępniak z działu prasowego Grupy Lotos.

Jest sprawą jasną, że firma musi myśleć również o swoich korzyściach i wykorzystać zawirowania na rynku. Potwierdza to anonimowo członek zarządu jednego z koncernów. – Ja panu nie mogę tego powiedzieć wprost, ale jako dziennikarz może pan sobie dopowiedzieć różne rzeczy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.