Auschwitz nieznane

Agnieszka Huf

|

GN 23/2022

publikacja 09.06.2022 00:00

O Zagładzie można opowiadać na wiele sposobów. Każdy z nich dotyka innego skrawka serca…

– Wystawy odzwierciedlają stan badań o historii Auschwitz – wyjaśnia Paweł Sawicki. – Wystawy odzwierciedlają stan badań o historii Auschwitz – wyjaśnia Paweł Sawicki.
HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Cztery miliony. Tyle ludzkich losów odnotowano w Księdze Imion. Ponad 16 tysięcy ogromnych stron zostało podwieszonych na ciągnącej się przez kilka metrów konstrukcji. Księga to owoc wieloletniej pracy Jad Waszem. Nie jest kompletna, wszystkich ofiar Holocaustu czy – jak mówią Żydzi – Szoa, było bowiem prawie 6 milionów. Dlatego na ostatnich stronach powtarzają się słowa Psalmu 139: „I w twojej księdze wszystkie zostaną spisane” – wszystkie, czyli i te, których nie udało się ustalić.

W styczniu 1942 roku na konferencji w podberlińskim Wannsee wysocy rangą niemieccy urzędnicy dopracowali szczegóły planu, który nosił eufemistyczną nazwę „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, a w istocie był prowadzonym na niewyobrażalną skalę ludobójstwem Żydów. W leżącym 500 km na południowy wschód miasteczku Oświęcim, przemianowanym na Auschwitz, od półtora roku działał już obóz koncentracyjny, który powstał z myślą o Polakach. Od niedawna więziono tam również sowieckich jeńców wojennych. Po konferencji w Wannsee sytuacja uległa jednak zmianie – w marcu do obozu trafiło 69 tys. Żydów z Francji i 27 tys. ze Słowacji. W kolejnych transportach do piekła na ziemi przywieziono Żydów z Niemiec, Austrii, Holandii, Belgii, Jugosławii, Czech, Norwegii, Grecji, Włoch i Węgier, z wielu tych krajów deportowano także Romów.

Światła gasną

„Kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie” – te słowa Georga Santayany, wypisane na wejściu na wystawę główną w Muzeum Auschwitz-Birkenau, trafnie oddają cel tego miejsca: ocalić pamięć tragicznych wydarzeń, aby nie musieć przeżywać ich powtórnie.

Pierwsze starania, aby budynki poobozowe stały się Miejscem Pamięci, byli więźniowie podjęli już w 1947 roku, zaledwie dwa lata po jego wyzwoleniu. Obecna wystawa powstała w 1955 roku i z niewielkimi zmianami przetrwała do dziś. Chyba każdy, kto odwiedzał to miejsce, kojarzy czarne plansze z prostymi, białymi literami, ogromne czarno-białe fotografie, gabloty pełne włosów, butów, okularów… Ta pierwsza ekspozycja stała się niejako ikoną naszego spojrzenia na Auschwitz. Zdecydowanie mniej odwiedzających trafia na wystawy narodowe, które za pomocą różnych środków wyrazu opowiadają o tragedii miliona ofiar obozu.

Miejscem upamiętniającym Francuzów jest blok 20. Na każdym kroku towarzyszą nam cienie na ścianach. Naturalnej wielkości mężczyźni, kobiety i dzieci, nawet kudłaty pies – wyglądają, jakby na chwilę zatrzymali się w ruchu. Choć w budynku jesteśmy sami, odnoszę wrażenie, że trafiliśmy do pełnego życia francuskiego miasteczka. W pierwszej sali pod sufitem ciągnie się pięć stalowych lin. Z każdej zwisa plansza z portretem i biogramem jednej osoby – jest wśród nich i piękna kobieta, i dojrzały mężczyzna, i mały chłopiec. Kończą się one w ścianie świetlnymi punktami. – Liny przechodzą do sal poświęconych kolejnym etapom prześladowań i Zagłady. Palące się światło oznacza, że dana osoba w tym momencie historii żyła – wyjaśnia Paweł Sawicki z Biura Prasowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Kolejne pomieszczenie opowiada o losach Francji pod niemiecką okupacją – o narastającym terrorze, prześladowaniach czy ruchu oporu. Przechodzimy korytarzem, który symbolizuje deportację, i wchodzimy do pomieszczenia poświęconego Zagładzie. Trzy światła gasną…

Ostatnia, siódma sala francuskiej wystawy wypełniona jest zdjęciami dzieci. Spoglądamy na pyzate buzie niemowląt, śliczne dziewczynki z burzą czarnych loków czy młodzieńców patrzących w obiektyw aparatu z zawadiackim błyskiem w oku. W stojącym pośrodku tej przejmującej galerii komputerze można wyszukać nazwiska osób przywiezionych do Auschwitz z kraju nad Loarą i dowiedzieć się, czy udało im się przetrwać obóz. Większość dzieci uwiecznionych na fotografiach została zamordowana.

To samo – inaczej

Wystaw narodowych jest w Muzeum Auschwitz-Birkenau jedenaście. Dwie z nich nie dotyczą stricte losów obywateli jednego państwa: wystawa w bloku 27 opowiada o Szoa, czyli zagładzie Żydów, a ta z bloku 13 o zagładzie europejskich Romów. – Wystawy narodowe zmieniają się. Kiedyś istniały bułgarska, włoska i duńska. Od 1989 roku nie ma tej poświęconej NRD. Niedawno otwarto nową, austriacką, trwają przygotowania do uruchomienia greckiej i krajów byłej Jugosławii. Niektóre są przebudowywane, zmienia się ich charakter – wyjaśnia Paweł Sawicki. Wystawy przygotowywane są przez rządy poszczególnych państw. Muzeum dba o ich zawartość merytoryczną, ale nie ingeruje w design. – Wystawa musi być zgodna z wynikami naszych badań o historii Auschwitz, a także w żaden sposób nie może naruszać oryginalnej substancji budynków – dodaje.

Schemat wystaw jest podobny – zaczyna się od ukazania przedwojennego życia w danym kraju, dalej przedstawione są kolejne etapy niemieckiego terroru wobec Żydów, deportacje i zagłada w obozach. Na końcu znajduje się zwykle lista ofiar Auschwitz lub wspomnienie o losie tych, którzy ocaleli. Środki artystyczne zastosowane do zilustrowania tych wydarzeń są jednak różne. O ile otwarta niedawno po przebudowie wystawa austriacka przytłacza czernią, o tyle holenderska utrzymana jest w jasnych, pastelowych kolorach. Na słowacką wchodzimy po imitacji torów kolejowych, na czeskiej przechodzimy pomiędzy ścianami luster, zwielokrotniającymi odbicia i dającymi wyobrażenie skali zagłady. Wchodząc na tę poświęconą Szoa, słyszymy śpiewaną przez wiele głosów pieśń – żydowską modlitwę Ani Ma’amin, będącą wyznaniem wiary, a na węgierskiej wsłuchujemy się w odgłos bijącego serca. Czarno-białe zdjęcia kontrastują z ciepłymi, pomarańczowymi ścianami na wystawie romskiej, a czerwień ceglanych ścian rzuca się w oczy w bloku poświęconym losom Czechów.

Te same wydarzenia – getta, deportacje, egzekucje – pokazane są za każdym razem inaczej. Każda z ekspozycji wywołuje inne emocji, zwraca uwagę na inne aspekty Zagłady. Na wystawie węgierskiej nie potrafię oderwać wzroku od dwóch wielkich fotografii Margit Schwartz – tej sprzed wojny, kiedy w stroju kąpielowym pozuje do zdjęcia z mężem i śliczną córeczką, i tej wykonanej po wyzwoleniu obozu w Bergen-Belsen, gdzie naga, wychudzona ponad granice wyobraźni podtrzymywana jest przez pielęgniarkę. W bloku holenderskim zatrzymuję się dłużej przy wypisanym na ścianie cytacie z prowadzonego w obozie przejściowym dziennika Philipa Mechanicusa: „Dzisiejszej nocy córeczce znajomych przyśniło się, że chcą zabrać jej lalkę do transportu”.

Odkurzanie historii

Wystawa polska jest w stylistyce najbardziej zbliżona do wystawy głównej. Opowiada nie tyle o samym Auschwitz, któremu poświęcona jest pozostała część Miejsca Pamięci, ile o martyrologii narodu polskiego w trakcie II wojny światowej. Już za kilkanaście miesięcy jej wygląd znacznie się jednak zmieni. – Muzeum jest w trakcie realizacji dwóch wielkich projektów wystawienniczych finansowanych ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego: zmiany ekspozycji głównej oraz stworzenia nowej wystawy polskiej. Projekt tej ostatniej jest już niemal gotowy, niedługo zaczniemy prace w bloku 15 – opowiada Paweł Sawicki.

Zdarza się, że przebudowa wiąże się z korektą narracji historycznej. Tak było w przypadku upamiętnienia austriackich Żydów. Pierwotna nosiła tytuł „Austria – pierwsza ofiara narodowego socjalizmu”, co z punktu widzenia historycznego nie jest zgodne z prawdą. Na otwartej w październiku zeszłego roku ekspozycji czytamy: „Historia Austrii w czasach narodowego socjalizmu zobowiązuje również do tego, by przypominać o współodpowiedzialności dużej części ludności za dopuszczanie się zbrodniczych aktów bezprawia. Wśród członków personelu KL Auschwitz było stosunkowo niewielu Austriaków, jednak część z nich pełniła kierownicze funkcje przy organizacji i przeprowadzaniu masowego mordu”. Upamiętnienie ofiar nie oznacza przymykania oczu na odpowiedzialność sprawców.

Wyjeżdżam, zabierając ze sobą w pamięci twarz roześmianej dziewczyny, wgryzającej się w ogromną macę, która spoglądała na mnie z fotografii na wystawie holenderskiej, oraz słowa Eliego Wiesela: „Zapomnieć to znaczy pozwolić im na nowo umrzeć”. Muzeum z szacunkiem przechowuje imiona, twarze i historie pomordowanych tutaj ludzi i opowiada o nich w wielogłosowej opowieści. Każdy odwiedzający to miejsce pomaga ocalić pamięć o nich przed ponowną śmiercią.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.