Od pola do stołu

Maciej Kalbarczyk

|

GN 23/2022

publikacja 09.06.2022 00:00

Istnieją poważne wątpliwości co do tego, czy państwowy holding spożywczy rozwiąże problemy rolników. W dzisiejszych realiach jego uruchomienie może przysporzyć rządzącym wiele trudności.

Od pola do stołu istockphoto

Pod koniec kwietnia Rada Ministrów przyjęła uchwałę powołującą do życia Krajową Grupę Spożywczą. W jej skład wejdzie 15 państwowych spółek, działających w sześciu segmentach: produkcja nasienna, produkcja cukru, produkcja skrobi, sektor zbożowo-młynarski, sektor rolny oraz przetwórstwo spożywcze. Obecnie trwają prace nad statutem nowego podmiotu i jego rejestracją w KRS. Rządzący przekonują, że holding umożliwi zbudowanie przewagi konkurencyjnej na rynku krajowym oraz wzmocni pozycję polskiego rolnictwa na rynkach zagranicznych. – Sam cel jest słuszny, ale nie wiemy, czy rzeczywiście uda się go osiągnąć – mówi „Gościowi” Beata Ignaczak, prezes Stowarzyszenia Rolników Indywidualnych Warmii i Mazur.

Stworzyć giganta

Zgodnie z definicją zamieszczoną w „Encyklopedii zarządzania” holding jest organizacją, która grupuje różne samodzielne podmioty gospodarcze. W procesie integracji jeden z nich podporządkowuje sobie pozostałe. W przypadku realizowanej przez rządzących operacji jest to Krajowa Spółka Cukrowa, która została przekształcona w Krajową Grupę Spożywczą. W jej skład weszły m.in.: Elewarr, Danko, Małopolska Hodowla Roślin, Poznańska Hodowla Roślin, Kutnowska Hodowla Buraka Cukrowego, Pomorsko-Mazurska Hodowla Ziemniaka, Hodowla Zwierząt i Nasiennictwa Roślin Polanowice oraz Kombinat Rolny Kietrz. Lista państwowych spółek, które staną się częścią KGS, pozostaje otwarta. „Mamy zamiar pozyskiwać do tego holdingu nowe podmioty gospodarcze, w tym zagraniczne” – zapowiedział w jednym z wywiadów Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych.

Nowa grupa będzie zatrudniać ok. 4,5 tys. osób (to liczba dotychczasowych pracowników wszystkich 15 spółek). Szacuje się, że jej roczne przychody będą oscylowały na poziomie 3,5 mld zł. – Jak na polskie warunki to całkiem sporo, ale w porównaniu z międzynarodowymi przedsiębiorstwami, działającymi na rynku europejskim, to nadal zbyt mało, aby skutecznie z nimi konkurować – mówi „Gościowi” Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Związku Pracodawców.

Nasz rozmówca dodaje, że sama próba stworzenia państwowego giganta w sektorze spożywczym jest wyjątkiem na tle Europy. Faktem jest jednak, że takie przedsiębiorstwa istnieją np. w Korei Południowej. Tak zwane czebole, które powstały z inicjatywy autorytarnego prezydenta Parka Chung-hee, działają tam w wielu sektorach gospodarki, w tym także w spożywczym. To silne konglomeraty biznesowe, które wraz z liberalizacją systemu politycznego stały się niezależne od władzy, ale to dzięki niej zbudowały swoją pozycję na rynku. – Teoretycznie taka droga jest możliwa, ale nie wiadomo, czy to się sprawdzi w europejskich realiach – mówi Andrzej Gantner.

Bez pośredników

Rządzący przekonują, że utworzenie państwowego giganta w sektorze spożywczym przyniesie rolnikom wiele korzyści. Dzięki niemu mają oni otrzymać m.in. większy dostęp do rolniczych środków produkcji, doradztwa AGRO czy platform żywnościowych. Z ich punktu widzenia najważniejsza wydaje się jednak możliwość uzyskania lepszych cen za wytworzone produkty. Środkiem do osiągnięcia tego celu ma być rezygnacja z usług pośredników. – Holding spożywczy, jako jeden z ważniejszych podmiotów przetwórczych i handlowych, ma dawać godziwe wynagrodzenie rolnikom za produkty rolne. Chodzi o to, by różnica między ceną produktów rolnych a ceną finalną na półkach w sklepie była jak najmniejsza – powiedział podczas konferencji prasowej minister rolnictwa Henryk Kowalczyk.

Andrzej Gantner przyznaje, że udział pośredników w handlu przekłada się na niskie ceny, które rolnicy otrzymują za swoje produkty. Jego zdaniem przedsiębiorstwo państwowe nie rozwiąże jednak tego problemu. Podkreśla, że lepszym pomysłem byłoby powołanie do życia spółdzielczych giełd rolnych, w których udziały posiadaliby sami rolnicy. Takie podmioty funkcjonują m.in. w Niemczech, Francji i Holandii. Ich rolą jest organizowanie strumienia surowców i handel nimi. Ponadto zajmują się także takimi sprawami jak ubezpieczenia, kredytowanie oraz inwestowanie zysków. Biorąc pod uwagę, że 80 proc. spośród 32,5 tys. polskich firm działających w sektorze spożywczym stanowią mikroprzedsiębiorstwa, giełdy mogłyby odegrać istotną rolę w ich integracji. – Wówczas nawet rolnik dysponujący niewielką ilością produktów miałby szansę na ich opłacalną sprzedaż. Jego ziemniaki, mięso czy mleko mogłyby trafić na światowe rynki, a jednocześnie zarówno produkcja, jak i sprzedaż nadal pozostawałyby w jego rękach – tłumaczy Andrzej Gantner.

Państwowe sklepy?

Jednym z celów utworzenia KGS jest także budowa łańcucha dostaw w ramach unijnej strategii „Od pola do stołu”. Chodzi zatem nie tylko o zintegrowanie spółek zajmujących się produkcją żywności, ale także o stworzenie własnej sieci dystrybucji. W tym kontekście minister Henryk Kowalczyk wspomniał o pomyśle powołania do życia państwowej sieci sklepów. Zbudowanie jej od zera byłoby trudne, dlatego holding najprawdopodobniej odkupiłby ją od jakiejś prywatnej firmy.

Andrzej Gantner zauważa, że na wolnym rynku tzw. integracja pionowa przedsiębiorstw nie jest niczym nadzwyczajnym. Na przykład wielu producentów mięsa posiada własne sklepy firmowe. W przypadku holdingu chodziłoby jednak o powołanie do życia dużej sieci detalicznej, która musiałaby konkurować z wieloma innymi podmiotami funkcjonującymi na polskim rynku. – Siła handlu wielkopowierzchniowego i dyskontów jest ogromna. Takie firmy korzystają z efektu skali i mogą zaoferować dobre ceny. W tego typu warunkach zdobycie klienta jest bardzo trudne – mówi dyrektor generalny PFPŻ ZP.

Zły czas

Z powodu zamknięcia hoteli i restauracji w okresie pandemii część producentów żywności poniosła duże straty. Obecnie wielu z nich musi liczyć się z konsekwencjami wojny za naszą wschodnią granicą. Z poważnymi trudnościami zmagają się np. wytwórnie pasz. – Większość z nich wykorzystywała do produkcji oleje importowane z Ukrainy. Przez ich brak mamy do czynienia z dużymi zawirowaniami, które mogą wpłynąć na ceny mięsa – mówi Beata Ignaczak. Nasza rozmówczyni dodaje, że praktycznie wszystkich rolników, niezależnie od tego, czym się zajmują, dotykają rosnące ceny węgla i gazu.

Nie ulega wątpliwości, że obecna sytuacja wpłynie także na działalność nowego holdingu. Krajowa Grupa Spożywcza będzie ponosić koszty rosnących cen surowców, opakowań czy energii. Wejście na rynek w takich realiach może być trudne. Warto zdawać sobie także sprawę z tego, że większość firm rezygnuje teraz z zaplanowanych wcześniej inwestycji. – Co do zasady holding buduje się wtedy, gdy sytuacja jest stabilna, a dzisiaj mamy do czynienia z ogromną niepewnością – mówi Beata Ignaczak.

Istotna jest także odpowiedź na pytanie, czy w obecnych warunkach KGS, poza generowaniem przychodów, będzie przynosić jakiekolwiek zyski. Zgodnie z założeniami holding ma bowiem zagwarantować rolnikom dobre ceny za ich surowce, a jednocześnie zamierza zadbać o konsumentów, którzy mieliby otrzymać dostęp do w miarę tanich produktów. – Taka strategia nie sprawdziła się nigdzie na świecie. Poza tym zgodnie z unijnymi przepisami nie można sprzedawać produktów poniżej kosztów ich wytworzenia. Dumping jest surowo zabroniony – tłumaczy Andrzej Gantner.

Jesteśmy bezpieczni

We wspomnianym już wywiadzie Jacek Sasin stwierdził, że holding wzmocni nasze bezpieczeństwo żywnościowe. Minister podkreślił, że w obliczu wojny na Ukrainie nikogo nie trzeba do tego przekonywać. Zdaniem Andrzeja Gantnera taka retoryka może być niebezpieczna. Sugeruje bowiem, że znajdujemy się w sytuacji zagrożenia. – To może negatywnie wpłynąć na nastroje społeczne. Tymczasem nasze bezpieczeństwo żywnościowe nie zależy od istnienia holdingu. Liczy się produkcja surowców, a tych nam nie brakuje, 40 proc. wytworzonej w Polsce żywności wciąż trafia na eksport. Jedzenie jest drogie, ale cały czas mamy go pod dostatkiem – zapewnia nasz rozmówca.

Beata Ignaczak podkreśla z kolei, że sektor rolny poradziłby sobie bez holdingu, ale potrzebuje innego rodzaju wsparcia ze strony państwa. – Przydałyby się m.in. większe dopłaty do nawozów, jakaś forma rekompensaty za wysoką inflację oraz wprowadzenie minimalnych cen drobiu i trzody chlewnej. Niestety, reakcja Ministerstwa Rolnictwa na nasze problemy jest zazwyczaj spóźniona – podsumowuje prezes Stowarzyszenia Rolników Indywidualnych Warmii i Mazur.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.