Utopione miliardy

Tomasz Rożek

|

GN 23/2022

publikacja 09.06.2022 00:00

A nie mówiłem? – tak można by podsumować inwestycję w blok węglowy w Ostrołęce. Inwestycję nieudaną, przez którą w błoto poszło ok 1,5 mld złotych. Raporty wskazywały jasno, że ta inwestycja jest niedorzeczna. Postanowiono ją jednak przeprowadzić.

Porzucona budowa elektrowni węglowej Ostrołęka C. Porzucona budowa elektrowni węglowej Ostrołęka C.
Paweł Mamcarz /Forum

Inwestowanie w blok węglowy wtedy, gdy na dobre trwa dyskusja nad tym, by od węgla odchodzić, jest jakimś grubym nieporozumieniem. Skoro jednym z głównych argumentów za spowolnieniem transformacji energetycznej jest ten, że mamy infrastrukturę, której przecież nie wymienimy z dnia na dzień, dlaczego budując nowe instalacje, nie dostosowujemy ich od razu do nowych paliw? Gdy w 2015 roku zapowiadano budowę nowego bloku węglowego w Ostrołęce, niektórzy z niedowierzaniem kręcili głowami. Szereg raportów wskazywało na nieopłacalność inwestycji. Postanowiono ją jednak zrealizować. Budowę na dobre rozpoczęto w 2019 roku. Rok później zaczęła się rozbiórka tego, co zdążono zrobić.

Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli bezpowrotnie stracono 1,5 mld złotych. Pieniądze wyłożyły państwowe spółki energetyczne Energa i Enea, czyli w praktyce my wszyscy. Zarządy tych spółek podczas zeznań w NIK twierdziły, że były przez rząd zmuszane do tych inwestycji „pismami dyscyplinującymi”. Z kolei minister energii, którym był wtedy Krzysztof Tchórzewski, zeznawał, że nikogo do niczego bezpośrednio nie zmuszał.

Porażająca lektura

W tym projekcie od samego początku była polityka, a powinien być rachunek ekonomiczny. Budowę nowego bloku zapowiedziała przyszła premier Beata Szydło podczas kampanii wyborczej w 2015 roku. PiS-owi zależało na tym, by pokazać, że interesuje się Polską wschodnią. Ale PiS zyskiwał też punkty na ustawianiu się w kontrze do Unii. Skoro Bruksela mówi o dekarbonizacji, to my wybudujemy elektrownię węglową. Nie bez znaczenia był także fakt, że posłem z okręgu, w którym leży Ostrołęka, był wspomniany już Krzysztof Tchórzewski. Obiecywał miejsca pracy, obiecywał rozwój regionu.

Blok węglowy w Ostrołęce budowano już wcześniej, ale w 2012 roku uznano, że to inwestycja nieopłacalna i budowy zaprzestano. Gdy Beata Szydło sformowała rząd, w 2016 roku prace ruszyły znowu. Wbrew logice i wbrew opracowaniom, które mówiły, że skończy się to katastrofą. O tym, że będzie to katastrofa, wiedzieli nawet w PiS (świadczą o tym zeznania przed Najwyższą Izbą Kontroli), ale pozycja Krzysztofa Tchórzewskiego oraz wspomniane wyżej powody spowodowały, że po wygranych wyborach zapadła polityczna decyzja o budowie.

Lektura dokumentów NIK jest przytłaczająca. Jak to możliwe, że wbrew tylu faktom nie zadziałały logika i wewnętrzne systemy kontroli? Wszystko, co można było zrobić źle… zrobiono źle. Gdzie tylko można było popełnić błędy… popełniono błędy. Inwestycję rozpoczęto bez zapewnienia jej finansowania. Innymi słowy już na etapie rozpoczynania budowy było wiadomo, że pieniędzy nie wystarczy na jej dokończenie. Czy to powinno dziwić, skoro było jasne, że to nieudana inwestycja? To wydaje się wręcz nieprawdopodobne, a jednak się zdarzyło. Nikt nie kontrolował, nikt nie sprawdzał, nikt nie weryfikował. Aż w końcu było za późno i to, co wybudowano, trzeba było rozebrać. Kilka cytatów z raportów NIK: „stwierdziliśmy poważne nieprawidłowości dotyczące niegospodarności”, „podstawową przyczyną niepowodzenia przedsięwzięcia był brak zapewnienia źródeł finansowania inwestycji”, „inwestycję rozpoczęto na podstawie deklaracji i intencji ewentualnych inwestorów”.

Czy miał prawo?

Jest jeden pozytyw w tej historii. Zmarnowanych mogło być znacznie więcej pieniędzy. Cała inwestycja miała wynieść około 7 mld, a zapewnienie finansowania wynosiło 2 mld. W błoto mogło pójść znacznie więcej. Czy to jest jakieś pocieszenie? Dla kontrolerów NIK chyba nie bardzo, bo wnioski do prokuratury są już przygotowywane.

Wgląd w mechanizm zatwierdzania i prowadzenia tej inwestycji dają materiały z przesłuchań głównych aktorów. Minister Tchórzewski zeznawał, że nie wpływał na zarządy spółek, które Ostrołękę C miały finansować. Ale przyznał, że na zebraniach zarządu, na których zapadały decyzje, był jego przedstawiciel, który „przedstawiał oczekiwania ministra”. Ministra, czyli Krzysztofa Tchórzewskiego. Większościowym właścicielem zarówno Energi, jak i Enei jest Skarb Państwa, a jego przedstawicielem jest minister energii. Jego wola nie powinna kończyć tematu, ale w spółkach, w których to on rozdaje karty (stanowiska), jakąkolwiek dyskusję kończyła. Przy czym nikt tutaj nie mówi o delikatnych sugestiach czy czytaniu między wierszami. W kolejnych zeznaniach członkowie zarządów spółek jasno mówili, że rząd przymuszał i naciskał. Z niektórych zeznań może wynikać, że także wprowadzał w błąd. W piśmie, jakie pod koniec kwietnia 2019 roku do zarządów Energi i Enei wysłał minister Krzysztof Tchórzewski, napisał on, że widzi „niechętny stosunek obu zarządów do tej inwestycji i jako akcjonariusz większościowy bacznie obserwuje działania zarządów i rozliczenie tego zadania”. Czyli wbrew twierdzeniu ministra Tchórzewskiego wpływ na spółki był. A czy mógł być? Wspomniane podmioty to spółki prawa handlowego, na których działanie przedstawiciel rządu nie ma prawa wpływać.

Kolejne dyscyplinowanie jednych ustawiło do pionu bardziej, innych trochę mniej. Spółki nie chciały w Ostrołękę inwestować, ale z tych dwóch wymienionych to Enea, jak się wydaje, stawiała większy opór i bardziej lawirowała. W efekcie Energa od 2019 roku stała się liderem projektu. Z raportu NIK wynika, że o trudnościach z finansowaniem i z opłacalnością projektu Ministerstwo Energii doskonale wiedziało. Wiedziało także, że spółki Enea i Energa chcą rozbudowywać źródła zielone, chcą inwestować w elektrownie odnawialne.

Gaz jest lepszy?

Decyzje o tym, by odstąpić od budowy nowego bloku węglowego w Ostrołęce, zapadły w grudniu 2019 roku (7 miesięcy po cytowanym wyżej liście dyscyplinującym zarządy Energi i Enei). Wstrzymano finansowanie i dość szybko podjęto decyzję o tym, by w Ostrołęce, w miejscu, w którym miał być blok węglowy, powstał blok gazowy.

Od 2016 roku jedno się nie zmieniło. Polska potrzebuje energii, a szczególnie potrzebuje jej wschodnia część kraju. Co do tego nie ma sporu. Spór dotyczy tego, z czego tę energię pozyskiwać. Czy gaz jest zatem dobrym wyjściem? I tutaj także pojawia się szereg niejasności. Podczas przesłuchań w NIK prezes elektrowni Ostrołęka twierdził, że nie zna argumentów przemawiających za budową bloku gazowego. W międzyczasie miały miejsce wybory parlamentarne, Energa została przejęta przez Orlen, Krzysztof Tchórzewski przestał być ministrem, zlikwidowano także Ministerstwo Energii, a jego kompetencje w tym zakresie przejęło nowe Ministerstwo Aktywów Państwowych, którego szefem został Jacek Sasin. Ten, pytany przez dziennikarzy, stwierdził, że żadne pieniądze nie zostały utopione, a zmiana z węgla na gaz wynikała ze zmieniającej się polityki klimatycznej Unii. Tyle tylko, że to nieprawda – pomiędzy 2018 a 2020 r. Unia nie zmieniła swoich priorytetów w dziedzinie klimatu.

Ministerstwo Aktywów Państwowych uchyliło się od odpowiedzi na zapytania poselskie o opłacalność inwestycji w gaz, stwierdzając, że inwestycja jest prowadzona nie przez rząd, tylko przez spółki, a wszelkie informacje na jej temat są upubliczniane w raportach umieszczanych na ich stronach internetowych. To argumentacja akcjonariusza większościowego, który jeszcze kilka lat wcześniej, w tej samej sprawie, wymuszał na spółkach działania wbrew ich interesom ekonomicznym? Kluczowe pytania pozostają bez odpowiedzi. Czy powinno się tam budować elektrownię? Jeżeli tak, to czym powinna być ona zasilana? A może lepiej inwestować w odnawialne źródła energii?

Osobnym wątkiem jest ten związany nepotyzmem i z nadużyciami finansowymi, dzięki którym mieli się wzbogacić ludzie związani z PiS. W tych sprawach działania podjęły prokuratura, CBA i inne instytucje kontrolne. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.