Bogu spłacam dług

Stanisław Zasada, korespondent „Gościa” z Wielkopolski

|

GN 46/2005

publikacja 10.11.2005 00:37

W czasie wojny byli prześladowani przez Niemców. Teraz mieszkańcy Gostynia zebrali pieniądze na odnowę niemieckiego kościoła

Bogu spłacam dług

Nie można całe życie żyć w nienawiści – mówi Marian Sobkowiak. – Trzeba pamiętać o bolesnej przeszłości, ale trzeba też umieć przebaczyć – wtóruje mu Józef Kordus. Marian Sobkowiak, mieszkaniec Gostynia w Wielkopolsce, rocznik 1924. Jako siedemnastolatek został aresztowany przez gestapo. Spędził dwa lata w niemieckich obozach koncentracyjnych. Hitlerowcy zamordowali jego kuzyna.

Józef Kordus, mieszkaniec Gostynia, rocznik 1925. Aresztowany w czasie wojny jako szesnastolatek. Ponad rok więziony przez hitlerowców. W niemieckim więzieniu zmarł jego starszy o dwa lata brat.
W ostatnią niedzielę października Marian Sobkowiak i Józef Kordus pojechali do Drezna na uroczystość poświęcenia odbudowanego ze zniszczeń wojennych protestanckiego kościoła Frauenkirche. Wcześniej zbierali w swoim miasteczku pieniądze na odnowę niemieckiej świątyni.

Z kroniki
1 kwietnia 1278. Książę wielkopolski Przemysł II zakłada w dorzeczu Kani miasto Gostyń. Położony na szlaku Poznań–Wrocław ośrodek szybko się rozwija. W piętnastym wieku mieszkańcy Gostynia budują potężny gotycki kościół świętej Małgorzaty, z górującą nad miastem wieżą. Po drugim rozbiorze Gostyń znajduje się w zaborze pruskim. Rok 1919. Po zwycięskim powstaniu wielkopolskim Gostyń powraca do Polski. Dziesięć lat później na Rynku staje figura Chrystusa – wotum mieszkańców za odzyskaną po 123 latach niepodległość.


Przedwojenny Gostyń był miastem przygranicznym. Niecałe czterdzieści kilometrów na zachód zaczynała się niemiecka Rzesza. W miasteczku mieszkało sporo Niemców. Większość modliła się w ewangelickim kościele. – Stosunki między nami układały się dobrze – wspomina przedwojenne lata Józef Kordus. Niedaleko jego domu mieszkał niejaki Scheffer. Opiekował się ewangelickim cmentarzem. – Pomagaliśmy mu czasem grabić liście, a on dawał nam 10 groszy na bułkę.
Marian Sobkowiak: – Przyjaźniłem się z Erichem Schulzem. Był prawie moim rówieśnikiem. Pochodził z katolickiej rodziny. Byliśmy obaj ministrantami.

Z kroniki
6 września 1939. Do Gostynia wkracza Wehrmacht. Miesiąc później hitlerowcy rozstrzelają na Rynku trzydziestu gostynian. Wiosną 1940 roku burzą pomnik Serca Jezusowego.


Marian Sobkowiak: – Na własne oczy widziałem tę egzekucję, bo Niemcy spędzili na rynek wszystkich mężczyzn od piętnastego do sześćdziesiątego roku życia. To była straszna zbrodnia. Przez kilka tygodni nie mogłem spać, bo znałem tych ludzi. Wcześniej nie widziałem nawet, jak mama kurę zabijała, a tu zobaczyłem, jak pada zabity człowiek, u którego pięć dni wcześniej kupowałem chleb.
Józef Kordus: – Baliśmy się, że Niemcy aresztują ojca, bo walczył w powstaniu wielkopolskim.
Marian Sobkowiak: – Polskie napisy zastąpiono niemieckimi. Przed niemieckimi żołnierzami trzeba było zdejmować czapkę. Młodzi ludzie zaczęli się buntować przeciwko terrorowi.

Z kroniki
Na początku 1940 roku w okupowanym Gostyniu powstaje konspiracyjna organizacja wojskowa „Czarny Legion”.


Józef Kordus: – Mnie nie chcieli przyjąć, bo nie miałem jeszcze piętnastu lat. Ale do Legionu należał mój brat Stanisław. Był dwa lata starszy ode mnie. To ze względu na niego w końcu mnie przyjęli.
Marian Sobkowiak: – Był koniec lutego czterdziestego roku, gdy mój kuzyn Jan Kaźmierczak zaprowadził mnie pod dom dowódcy Legionu. Powiedział: „Pierwsze piętro, trzecie drzwi po prawej stronie, trzy razy głośno zapukaj”. Wszedłem i złożyłem przysięgę.

Z kroniki
Wiosna 1941. Gestapo wpada na trop „Czarnego Legionu” i aresztuje kilkadziesiąt osób.


Józef Kordus: – W Wielki Piątek przyszli do domu i zrobili rewizję. Nawet słomę z sienników powyrzucali. Brata nie było, bo poszedł do kościoła na grób Pański. Powiedzieli, że jak do wieczora nie stawi się na policji, to ma za niego przyjść ojciec. Gdy brat wrócił, odbyła się rodzinna narada, kto ma iść. Ojciec miał na wychowaniu czworo dzieci, zdecydowano, że pójdzie Stanisław. Jak wychodził z domu, powiedział do mnie: „Józiu, jakby co, nie przyznawaj się. Ja cię nie wydam”.
Józefa Kordusa aresztowano miesiąc później. – W czasie przesłuchań gestapowcy złamali mi lewą rękę.
Marian Sobkowiak: – Mnie esesmani aresztowali pod koniec maja na rynku. Wracałem akurat po pracy do domu. Był piękny, słoneczny dzień. Śledztwo było strasznie brutalne. Bili do nieprzytomności, żeby wymusić zeznania. Pamiętam, że z bólu wszystko podpisywałem. Nienawidziłem wtedy Niemców.

Z kroniki
Wiosna 1942. W Zwickau odbył się proces żołnierzy „Czarnego Legionu”. Dwunastu konspiratorów skazano na karę śmierci, kilkudziesięciu dostało wyroki od roku do pięciu lat więzienia.


Józef Kordus: – Wszystkiego się wypierałem, więc po procesie mnie zwolnili. Jak wróciłem do domu, ważyłem niecałe czterdzieści kilo i miałem chore płuca. Trafiłem do szpitala. Tam opiekował się mną niemiecki lekarz.

Marian Sobkowiak: – Mnie skazali na trzy lata obozu karnego. Siedziałem w Rawiczu, Gross-Rosen i Sachsenhausen. Pracowałem w kamieniołomach i w fabryce obuwia. Musieliśmy rozpruwać żydowskie buty i szukać ukrytych kosztowności. Raz znalazłem w obcasie naszyjnik z dwunastoma brylantami. Dostałem za to dodatkowo 50 gramów chleba.

W Sachsenhausen Marian Sobkowiak ciężko się rozchorował. Trafił do obozowego szpitala. – Życie uratował mi tam niemiecki pielęgniarz. Przynosił mi po kryjomu zacierki na mleku i wpisywał wyższą temperaturę, żebym mógł dłużej odpocząć. To dzięki niemu żyję.
Stanisław Kordus, brat Józefa, dostał cztery lata więzienia. Jana Kaźmierczaka, kuzyna Mariana Sobkowiaka, skazano na śmierć.

Z kroniki
23 i 24 czerwca 1942. W Dreźnie wykonano wyroki śmierci na dwunastu skazanych na śmierć żołnierzach „Czarnego Legionu”.

Marian Sobkowiak: – Egzekucje odbywały się na dziedzińcu więzienia, na placu Monachijskim.
Wszystkich ścięto na gilotynie.

Jan Kaźmierczak, kuzyn Mariana Sobkowiaka, przed śmiercią napisał pożegnalny list do domu. Pisał: „Kochani Rodzice, nasze życie jest w rękach Boga. Umieram, ale kiedyś się spotkamy w niebie. Jest mi bardzo przykro, że sprawiłem Wam tak wielki kłopot. Żegnajcie, Najlepsi i Najdrożsi”.
Józef Kordus: – Miesiąc po egzekucjach mój brat zmarł w więzieniu w Zwickau. Z więzienia dostaliśmy pismo, że umarł na gruźlicę. W domu wszyscy rozpaczaliśmy.

Z kroniki
Mroźna zima 1945. W Gostyniu słychać pomruki frontu. Dni panowania Niemców są policzone. 27 stycznia do miasta wkracza Armia Czerwona.


Józef Kordus: – Zapanowała wielka radość. Ludzie witali czerwonoarmistów jak wyzwolicieli, ale szybko się rozczarowali. Ja też. Jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej w stodole za miastem ukrywało się pięciu radzieckich jeńców, którzy zbiegli z niemieckiej niewoli. Zanosiłem im przez kilka dni jedzenie. Kiedy żołnierze radzieccy weszli do Gostynia, rozstrzelali ich za to, że pozwolili się wziąć do niewoli.

W dwa dni po wyzwoleniu Kordus wstąpił do milicji. Zajmował się pilnowaniem w mieście porządku. Latem 1945 dostał propozycję wstąpienia do Urzędu Bezpieczeństwa. Odmówił. Wkrótce dostał pracę w urzędzie skarbowym. Został tam do emerytury.

Marian Sobkowiak do Gostynia wrócił dopiero dwa lata po wojnie. Do emerytury pracował w drukarni.

Z kroniki
W połowie lat pięćdziesiątych Józef Kordus i Marian Sobkowiak wyjeżdżają do Drezna w poszukiwaniu grobów straconych współtowarzyszy broni. Nawiązują kontakty z niemieckimi antyfaszystami.


Marian Sobkowiak: – Odszukałem plac Mona-chijski, gdzie stała gilotyna. Grobów nigdzie nie znalazłem. Na cmentarzu jest wspólna mogiła dla trzystu straconych ofiar z trzynastu narodowości. Pewnie tam ich pochowali.

Józef Kordus: – Byłem też trzy razy w Zwickau. Szukałem grobu brata. Nie znalazłem. Z hałdy, gdzie pracował, przywiozłem kiedyś garść ziemi i rozsypałem na grobie rodziców.

Marian Sobkowiak: – W tym roku na cmentarzu w Dreźnie zrobiliśmy nagrobek w językach polskim i niemieckim z nazwiskami dwunastu ofiar „Czarnego Legionu”. O ten nagrobek staraliśmy się dużo wcześniej, ale władze NRD nie chciały się na to zgodzić.

Z kroniki
Luty 1945. Alianci dokonują dywanowych nalotów na Drezno. Barokowy kościół Frauenkirche, perła architektury i sztuki saksońskiej, legł w gruzach.


Józef Kordus: – Władze NRD postanowiły nie odbudowywać kościoła. Ruiny otoczono płotem. Miały być przestrogą dla potomnych przed wojną.

Marian Sobkowiak: – To był przygnębiający widok, sterta ruin porosła chwastami. Raz zauważyłem tam napis: „Pomnik barbarzyństwa Amerykanów”. Wiadomo, trwała akurat zimna wojna.

Z kroniki
Rok 1974. Ksiądz Artur Przybył, kapłan archidiecezji poznańskiej, zostaje oddelegowany do pracy we wschodnim Berlinie, gdzie zajmuje się duszpasterstwem wśród pracujących w byłej NRD Polaków. Nawiązuje kontakt z niemieckim pastorem Erichem Busse. W 1985 roku ksiądz Przybył zostaje proboszczem parafii świętej Małgorzaty w Gostyniu. Kilka lat później pastor Busse przenosi się do Drezna. Obaj duchowni odwiedzają się. Do Drezna jeżdżą też parafianie z Gostynia, a do Gostynia przyjeżdżają ewangelicy z Drezna.


Ksiądz kanonik Artur Przybył: – Te kontakty pomogły przezwyciężyć nam wzajemne uprzedzenia. Ewangeliczny nakaz o miłowaniu bliźniego trzeba realizować na co dzień. Nam się chyba to udaje. Wśród moich parafian już dawno bowiem przestał funkcjonować mit Niemca jako gestapowca z trupią czaszką na czapce.

Z kroniki
Rok 1997. Podczas kolejnego pobytu w Dreźnie Marian Sobkowiak widzi, jak po zjednoczeniu Niemiec kościół Mariacki dźwiga się z ruin. Postanawia, żeby mieszkańcy Gostynia pomogli w odbudowie świątyni. W Gostyniu powstaje komitet zbierający datki na odnowę Frauenkirche.


Marian Sobkowiak: – Nasz pomysł spodobał się nadburmistrzowi Drezna. Doradził nam jednak, żebyśmy nie dawali pieniędzy, ale wykonali jakiś element architektoniczny, który będzie trwałym pomnikiem. Ustaliliśmy, że za własne pieniądze odrestaurujemy wielką kamienną rzeźbę w kształcie płomieni. Niemcy nazywają to „kamiennym płomieniem”.

Gdy Eberhard Burger, główny architekt odbudowy kościoła, usłyszał o Polakach, którzy chcą dołożyć się do renowacji, złapał się za głowę.
– Czemu? – spytał Mariana Sobkowiaka.
– Mieszkałem tu jakiś czas.
– Kiedy?
– W czasie wojny na Muenchenplatz. (Sobkowiak: zabrzmiało to tak, jakby u nas ktoś powiedział o Rakowieckiej w Warszawie).
– I po tym wszystkim chce pan coś dla Niemców zrobić? – spytał raz jeszcze z niedowierzaniem.
Józef Kordus: – Do pojednania dojrzewałem latami. Przez długi czas górę brała nienawiść do Niemców. Jak biskupi polscy napisali biskupom niemieckim, że przebaczają i sami też proszą o przebaczenie, byłem oburzony. Nie rozumiałem, za co my mamy Niemców przepraszać. Ale po latach doszedłem do wniosku, że nie można winić wszystkich. Przecież nie wszyscy Niemcy popierali Hitlera.
Publiczna zbiórka pieniędzy na odnowę kościoła w Dreźnie nie była łatwa.

Józef Kordus: – Niektórzy dawali chętnie. Ale byli tacy, co mówili: „Niemcy tyle zbrodni u nas popełnili, a my mamy im za to jeszcze pomagać?”.

Z kroniki
10 listopada 2000. W Gostyniu odbywają się uroczystości poświęcenia odbudowanego pomnika Serca Jezusowego. Na uroczystości przyjeżdża delegacja z Drezna z katolickim biskupem Joachimem Reineltem.


Biskup Joachim Reinelt do mieszkańców Gostynia: – Ludzie bez serca zniszczyli ten obraz Syna Bożego z miłującym Sercem. Wstydzę się za moich rodaków i proszę Boga i Was o przebaczenie.

Z kroniki
30 października 2005. W Dreźnie odbywają się uroczystości poświęcenia odbudowanego ze zniszczeń wojennych protestanckiego kościoła Mariackiego. Prace trwały 12 lat i kosztowały 180 milionów euro. Większość pieniędzy zebrały międzynarodowe, głównie brytyjskie, fundacje pojednania. Gostyń był jedynym miastem z Europy Wschodniej, które wspomogło odbudowę świątyni. Podczas uroczystości prezydent Niemiec Horst Koehler dziękuje za to publicznie mieszkańcom Gostynia.


Prezydent Horst Koehler: – Cóż może nam dać większą nadzieję niż obecność delegacji polskiego miasta – Gostynia w tym uroczystym akcie? Dwunastu synów tego miasta naziści stracili jako uczestników ruchu oporu w 1942 roku, niedaleko stąd, w byłym budynku trybunału przy placu Monachijskim. I właśnie w tym mieście Marian Sobkowiak, członek grupy oporu, który przeżył, zbierał wraz z innymi obywatelami pieniądze na kościół Mariacki.

Marian Sobkowiak: – Tylko Bóg pomógł mi przetrwać to, co mnie spotkało w czasie wojny. Teraz spłacam dług.

Spytałem Mariana Sobkowiaka, czy zamordowani w Dreźnie współtowarzysze z „Czarnego Legionu” byliby z niego dumni za to, co zrobił. Marian Sobkowiak po raz pierwszy w czasie rozmowy rozpłakał się. Po chwili odpowiedział: – Oni też byli ludźmi wiary, a niemiecki kapelan więzienny dodawał im otuchy, kiedy szli na śmierć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.