Bo wójt kandydował

Sebastian Musioł

|

GN 41/2005

publikacja 05.10.2005 09:48

W Godziszowie do wyborów parlamentarnych poszło aż 67,04 procent mieszkańców. Najwięcej w całej Polsce. I prawie wszyscy zagłosowali na jednego kandydata. Jednak posła mieć nie będą.

Bo wójt kandydował Marek Piekara

Na stronach internetowych Państwowej Komisji Wyborczej Godziszów wyróżnia się intensywnie zieloną barwą. Okoliczne gminy wypadają blado. Tam poparciem cieszyły się raczej Samoobrona i SLD. Dlatego zarówno powiat janowski, jak i województwo lubelskie osiągnęły frekwencję nieco lepszą od średniej krajowej 42,89.

Dlaczego właśnie w tej gminie ludzie tak licznie poszli do wyborów?
– Może dlatego, że ja startowałem? – zastanawia się Andrzej Olech. Tylko że przy innych okazjach głosowano jeszcze chętniej. W referendum europejskim przy urnach stanęło 71,25 proc. mieszkańców. I zaledwie co dziesiąty poparł wejście do Unii.

– Tu zawsze jest wysoka frekwencja – mówi proboszcz ks. Józef Krawczyk. Jest dumny ze swych parafian. I z tego, że mają poglądy prawicowe. Sądzi, że fenomen Godziszowa powinni zbadać naukowcy, bo nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, dlaczego akurat tu ludzie bardziej okazują postawę obywatelską.

– Liczba głosujących jest bardzo zbliżona do liczby uczestników nabożeństw niedzielnych – zauważa proboszcz parafii św. Teresy z Lisieux. – To chyba nie przypadek.

Wszyscy na jednego
Henryk Rząd, młody rolnik z Godziszowa, jest zaskoczony, gdy pytam, na kogo głosował. Przyznaje jednak, że zaraz, jak tylko powiesili wyniki, poszedł sprawdzić, kto wygrał. Z 3235 głosów oddanych na terenie gminy, aż 2026 otrzymał Andrzej Olech. W całym powiecie poparło go 3230 osób. Dzięki niemu „Dom Ojczysty”, z którego listy startował, zdobył w gminie godziszowskiej wynik, jak nigdzie indziej (62,68 proc.). Wójt zaznacza, że do partii nie należy. Cieszy się za to, że właśnie z tej – mało znanej listy – uzyskał tak dobry wynik.

– Ja tam polityką się nie zajmuję – odpowiadają pytani przygodnie godziszowianie. Kiedy trzeba, pójdą, wybiorą. Nie wszyscy, a jakże. – Po co mam głosować, skoro nic lepiej nie będzie – utyskuje kobieta. Nie chce ujawnić nazwiska. Zawiodła się na wszystkich, bo coraz ciężej trzeba pracować, a zarobek z roku na rok lichszy.

– Ja żadnej kampanii nie prowadziłem – podkreśla Olech. Faktycznie, pośród nielicznych plakatów wyborczych, wiszących jeszcze na przydrożnych drzewach, nie ma ani jednego z jego kandydaturą. Tylko przed kościołem parafialnym, na drewnianej tablicy kilka skserowanych kartek „Domu Ojczystego”. Marnie, za to skutecznie. – Dwa billboardy jeździły – wyjaśnia Olech. – Nie chciałem, żeby mi ktoś wąsy dorysowywał, oczy wydrapywał – dodaje.

Taka zazdrość
Wójt i proboszcz – kanonik sandomierski, były prefekt seminarium duchownego – ściśle współpracują. Kiedy trzeba, gmina wesprze inicjatywy księżowskie, innym razem pomoże proboszcz. Choćby teraz, kiedy komitet pomocy zebrał 83 tys. zł dla poszkodowanych. Niewdzięcznym i trudnym zadaniem rozdzielenia funduszy obarczono proboszcza.

Godziszowian dziennikarze już nudzą. – Prawie codziennie ktoś przyjeżdża – mówi proboszcz. Tylko raz się gospodarze złościli. Kiedy telewizja pokazała wóz drabiniasty i chłopa zrzucającego obornik widłami. Chyba z innej wsi, bo tu w każdej zagrodzie traktor, a nieraz i dwa, do tego inne maszyny.
– Jak zauważę, że sąsiad ma traktor, to i ja muszę mieć – tłumaczy Henryk Rząd. – Taka zazdrość u nas – śmieje się i wraca do wykaszania trawy spomiędzy krzaków porzeczek. Oczywiście spalinową wykaszarką.

W Godziszowie nikt nie chce być gorszy od reszty. Skoro jednemu się powiodło, to dlaczego nie ma się udać pozostałym? Tak było, kiedy wójt jako pierwszy rolnik z Lubelszczyzny wywalczył unijne dopłaty na grykę. – Nie jako zboże, lecz na specyficzną uprawę – zaznacza Olech, gospodarzący na 25 hektarach. Za nim poszli następni. Z tej gryki pokupowali sobie ciągniki.

Kiedy trzeba, pomogą po sąsiedzku. – Przecież nie może się zmarnować i zgnić na krzakach – tłumaczy Stanisława Krzosek, która jesienne maliny zbiera na polu sąsiadki. Teraz każdy owoc ważny, bo po suszy mniejsze zbiory. W skupie też słabo płacą – 1,80–1,90 zł za kilogram. Pani Stanisława oczywiście głosowała. Na wójta. – Dobry, życzliwy, wszystkich wysłucha – tłumaczy. Więcej nie mówi, bo nie ma o czym.

W urzędzie gminy interesanci chcą rozmawiać tylko z wójtem. On nikomu nie odmawia.
– A jak czegoś nie może załatwić, to powie wprost – mówi Krzosek. - Bywa, że musi pół świni do województwa zabrać. Dopiero, kiedy w swoich gabinetach zapachnie kiełbasami i golonkiem, urzędnicy skłonni są dać coś dla Godziszowa – mówi ks. Krawczyk.

– Poszedłem w oświatę – tłumaczy wójt. Gmina wyremontowała szkoły. Uczniowie trzech podstawówek i gimnazjów mają nowe okna, ubikacje, porządny dach nad głową, ciepłe klasy, opalane nowoczesnymi piecami olejowymi. Szkół likwidować nawet nie próbował, choć pewnie jedną powinien ze względu na liczbę dzieci, jak postąpiły inne samorządy. – Z sali sportowej nic nie wyszło, bo nie dostałem dofinansowania.

I tak nie miał szans
Andrzej Olech nie czuje żalu, że mimo wysokiego poparcia nie zasiądzie w sejmie. Trzy lata temu też bez trudu wygrał bezpośrednie wybory na wójta.
– W poniedziałek w urzędzie powitali mnie: „Żegnamy posła, witamy wójta” na dowód, że jestem tu potrzebny – mówiz uśmiechem.

Zresztą już przed wyborami Olech miał świadomość, że do parlamentu tym razem się nie dostanie. „Dom Ojczysty” nie miał szans przekroczyć 5-procentowego progu, bo – jak mówi – „wrogie siły” prowadziły negatywną kampanię. – Głoszono, że oddanie głosu na mnie oznacza, że jest on stracony – stwierdza.

Olech nie uważa też, że zawiódł wyborców. Zastanawiał się czy nie przystać do innej partii. Markę wyrobił sobie podczas blokad rolniczych i jako pomysłodawca pielgrzymki protestujących na Jasną Górę w marcu 2003 roku. Pięć lat temu po blokadach chcieli go zwerbować do Samoobrony, potem także SLD. – Tam gdzie mnie chcieli, ja nie chciałem, a gdzie bym się przyłączył, to znowu mnie nie chcieli – kwituje filozoficznie Olech.

– Postawiliśmy na Ligę Polskich Rodzin – wyjaśnia ks. Józef Krawczyk. – Tylko, że z Giertychem nie da się rozmawiać. Za mocną pozycję w okręgu miałby Olech z takim poparciem, więc nie chciał się zgodzić. Ks. Krawczyk ustalił więc z wójtem, że pójdą tam, gdzie patriotycznie i katolicko. Padło na „Dom Ojczysty”.

– Przy różnych okazjach promuję tego człowieka – przyznaje proboszcz. – Dlaczego nie, skoro jest zaradny, samorządowiec, wierzący… Nie wprost, bo nachalna propaganda przynosi odwrotny skutek. Nie można zaprzepaścić marki Olecha i Godziszowa.

– Ludzie są spragnieni sukcesu – mówi ks. Krawczyk. – Wszystkie ważniejsze głosowania w skali kraju przegrywali, albo okropnie się zawodzili, kiedy poparli AWS.

Gdyby teraz obowiązywała ordynacja większościowa, mieliby swojego posła.

– Za przykład postawy obywatelskiej należy się mieszańcom gminy jakieś wyróżnienie, na przykład w postaci inwestycji – proponuje ks. Krawczyk. – Tylko, że politycy na taki pomysł nie wpadną. Wprost pytają, co z tego będzie miała ich partia.

Póki co, w niedzielę sam podziękuje parafianom za udział i wzór postępowania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.