Z Marsa do Cambridge

Marcin Żebrowski

|

GN 32/2005

publikacja 16.08.2005 13:27

Zna pięć języków, współpracował z NASA przy lotach na Marsa, pisze wiersze, śpiewa w przykościelnym zespole, tłumaczy poezję francuską, a ostatnio tłumaczył liturgię chrztu na język angielski. Został uznany za najlepszego polskiego maturzystę i... wyjeżdża. Zanim rodzime uczelnie zdążyły ułożyć listy przyjętych, do Macieja Hermanowicza przyszedł faks z Cambridge.

Z Marsa do Cambridge Problemy techniczne rozwiązuje równie chętnie jak zawiłosci gramatyki francuskiej. Agencja Gazeta/Tomasz Waszczuk

Dywity to mała wioska pod Olsztynem. Kilkanaście ulic, jednorodzinne domki i piękny kościół. Nie jest to miejsce, gdzie wszyscy o wszystkich wiedzą wszystko, ale Maćka Hermanowicza zna każdy. Podobnie jest w Olsztynie. Zresztą trudno się dziwić – liczba artykułów, publikacji i zdjęć, jaka ukazała się na jego temat, jest ogromna. Pierwsze wzmianki pojawiły się kilka lat temu – kiedy Maciek, jeszcze jako gimnazjalista, wygrywał konkursy i olimpiady. W sumie ma ich na koncie tyle, że trudno mu wszystkie spamiętać.

– Naprawdę nie wiem, ile dokładnie – przyznaje szczerze. – Na pewno z geografii, nautologii, fizyki, chemii, języka niemieckiego i polskiego... – wylicza. Ostatnio otrzymał nagrodę za... tłumaczenie literatury francuskiej. Wybrał poezję i XVI-wieczne sonety. Problem miał tylko z jednym słowem.
– Korzystałem ze słownika prababci, wydanego w 1863 roku. Tłumaczenie jednego ze słów brzmiało: wstawić do trepanzu. Do dziś nie wiem, co to jest trepanz – przyznaje.

Natychmiast też dodaje, że jest wiele rzeczy, których jeszcze nie zna. Nie stara się zmyślać, albo wysilać na mądre i okrągłe zdania, kiedy czegoś nie wie. Z drugiej strony potrafi bronić swego stanowiska – tak było na przykład w laboratoriach NASA, kiedy naukowcy badali najświeższe zdjęcia z Marsa. Maciek uważał, że „kuleczki”, które było widać na fotografiach, to wynik działania jakiejś cieczy. Inni naukowcy przekonywali, że pochodzą z wybuchów wulkanów. – W końcu okazało się, że moja teza była słuszna – dodaje z satysfakcją.

Szukali najlepszych
Na pierwsze strony gazet trafił kilka miesięcy temu, kiedy wygrał konkurs „Czerwony Pojazd rusza na Marsa”. Spośród prac 500 uczniów z całego świata Towarzystwo Planetarne z Pasadeny w USA wybrało 16. Główna nagroda? Wyjazd do Stanów Zjednoczonych i praca u boku naukowców z NASA badających Marsa. – Szukaliśmy najlepszych i znaleźliśmy ich – skomentował wówczas Bruce Betts, dyrektor programowy w Towarzystwie Planetarnym. Dla Maćka nie była to nowość. Dwa lata wcześniej wspólnie z młodszym bratem Danielem odwiedzili laboratoria NASA. To była nagroda za jedną z edycji tego konkursu. Tym razem Maciek sam przystąpił do pracy. Miał za zadanie stworzenie dwudniowego programu badań naukowych dla jednego z robotów – chodziło o pojazdy wielkości małego samochodu, które miały zbadać powierzchnię Czerwonej Planety.

Partnerzy naukowców
28 stycznia przystąpił do pracy w... – Laboratorium Napędu Odrzutowego w Pasadenie – Maciek wymawia z trudem, zastanawiając się przed każdym słowem. – Nie lubię tłumaczeń. Zdecydowanie wolę oryginalne nazwy albo skróty. Razem z 16-letnią Amerykanką Janice DeBerg musieli przede wszystkim czuwać nad obróbką bezcennego materiału – zdjęć, jakie na Ziemię docierały z pojazdów Opportunity i Spirit. – Byłem dobrze przygotowany. Trenowaliśmy od listopada. Materiały i zadania otrzymywałem za pośrednictwem Internetu – opowiada Maciek. – Poza tym naukowcy, którzy tam pracowali, traktowali nas bardzo poważnie i po partnersku. Zawsze odpowiadali na nasze pytania. Nie zbywali nas. W przyszłości Maciek planuje zająć się kosmicznymi misjami bezzałogowymi. – Misje z astronautami to wielkie wyzwanie. Trzeba wziąć odpowiedzialność za ludzi – dodaje Hermanowicz. – Poza tym na nowe obiekty zawsze wysyłane są najpierw pojazdy bezzałogowe. One są tam pierwsze.

Pod okiem Henryka VIII
Na razie jednak czekają go kolejne lata nauki. Jesienią rozpoczyna studia na prestiżowym Trinity College w Cambridge. Uczelnia, która jest marzeniem milionów młodych ludzi na całym świecie, wychowała do tej pory 31 noblistów. – Chciałem studiować na Uniwersytecie Warszawskim, ale złożyłem też podanie do Trinity College. W listopadzie pojechałem na rozmowę kwalifikacyjną. Potem otrzymałem wymagania, jakie muszę spełnić. Jak tylko otrzymałem świadectwo maturalne, wysłałem je faksem do Anglii i dostałem informację, że jestem przyjęty – wspomina Maciek. Nie musi się martwić o czesne. – System angielski zakłada, że dzieci z rodzin z Unii Europejskiej poniżej określonego dochodu nie muszą płacić czesnego. Przy polskich zarobkach nie jest trudno spełnić to kryterium.

Czesne będzie za Maćka płacić rząd angielski. Poza tym dostał stypendium na utrzymanie się. 6,5 tys. funtów na pokrycie kosztów studiów, czyli akademika, wyżywienia i książek – na każdym roku Cambridge przyznaje tylko trzy takie stypendia. Jesienią jedzie do Anglii. Będzie mieszkał i uczył się w XVI-wiecznych budynkach, wyposażonych w wiktoriańskie meble. Posiłki będzie jadał w sali ozdobionej drewnem i portretami naukowców, którzy wykładali w Cambridge, a także wizerunkiem Henryka VIII.
– Byłem już tam. Sala wygląda jak z „Harry’ego Pottera” – uśmiecha się Maciek. – Tylko nie ma latających świec.

Schola okazjonalna
Mieszkańcy Dywit najczęściej mogą spotkać Macieja w kościele. Wspólnie z dwoma studentkami z okolicy śpiewają podczas Mszy. Niestety, schola będzie musiała prawdopodobnie zawiesić działalność – dziewczęta studiują w Poznaniu i w Szkocji. Maciej też wyjeżdża. – Jak tylko przyjedziemy na wakacje, albo ferie, to na pewno zagramy – zastrzega klawiszowiec scholi. – Ja będę wracał do domu często. W Cambridge są trzy semestry w ciągu roku. Plusem jest to, że są przedzielone miesięcznymi feriami. Minusem... że każdy kończy się sesją. To jednak niejedyne zajęcie Maćka w miejscowej parafii. Służy do Mszy, a zdarzyło mu się nawet tłumaczyć liturgię chrztu. – To byli mieszkańcy Stanów Zjednoczonych – wspomina. – Po prostu przetłumaczyłem im na język angielski, co się dzieje z ich dzieckiem, które było chrzczone w naszym kościele.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.