Gorąca historia

Andrzej Grajewski

|

GN 30/2005

publikacja 25.07.2005 21:13

Nie mieli racji prorokujący, że po upadku komunizmu historia trafi do lamusa, gdzie zaglądać będą tylko nieliczni hobbyści. Historia żyje, a spór o niedawną przeszłość określa także nasze widzenie współczesności. Jakiej wiedzy o przeszłości potrzebujemy?

Gorąca historia Dumając o losach narodu, Jan Matejko, Stańczyk, olejna płótnie, 1862 r.

Do postawienia tego pytania skłonił mnie spór, jaki miał miejsce w związku z publikacją dwóch tomów pracy prof. Hanny Dylągowej z Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Pani Profesor wydała niedawno dwa tomy w serii „Dzieje Polski ilustrowane” (t. X i XI).

Poprzednie są reprintem XIX-wiecznej historii Polski, napisanej przez ówczesnego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Augusta Sokołowskiego. Publikacja była polecana także na łamach „Naszego Dziennika”. Jednak po pewnym czasie w tymże dzienniku ukazała się recenzja dra Stanisława Krajskiego („Dzieje Polski ilustrowane” a może zmanipulowane?), niezostawiająca suchej nitki na autorce i jej dziele. Recenzent krytykuje przede wszystkim, jak to określa, „propagandę sukcesu”, jaką ma być, według niego, rozdział o dziejach najnowszych, po 1989 r.

Gwoli prawdy muszę powiedzieć, że z częścią szczegółowych uwag Krajskiego się zgadzam. Omawiane dzieło nie jest nowatorskie, jeśli chodzi o sposób prezentacji najnowszych wydarzeń, nie uwzględnia także najnowszych badań nad tym okresem.

Pani Profesor, prezentując kulturowe dziedzictwo narodowe 45-lecia, a także opisując dzieje demokratycznej opozycji, wyraźnie zapomniała o wielu ważnych postaciach oraz środowiskach, nadal niesłusznie pozostających w cieniu. Poważne zastrzeżenie może także wzbudzić przedstawiony w książce opis transformacji ustrojowej. Nadmiernie optymistyczne są oceny skutków Okrągłego Stołu.

Nie to jednak jest osią sporu, toczonego wokół tej publikacji. Krajski w czambuł potępia lub szyderczo obśmiewa te wszystkie fragmenty, które starają się pokazać dorobek III Rzeczypospolitej. Czy ułomna, ale jednak prawdziwa suwerenność, którą zdobyliśmy w 1989 r. dzięki wyjątkowo mądremu wysiłkowi całego narodu, nie zasługuje na lepszą ocenę?

Skoro dla Krajskiego żadnego znaczenia nie ma nasza obecność w NATO, Unii Europejskiej, czy rosnąca liczba ludzi z wyższym wykształceniem, to powstaje pytanie, czy w PRL było lepiej. Czy więzi z Moskwą były lepszym gwarantem narodowego bytu, a RWPG lepszym stymulatorem rozwoju gospodarczego?

Nie znam żadnego społeczeństwa postkomunistycznego w Europie Środkowej, które potrafiłoby idealnie rozwiązać problemy transformacji ustrojowej. Liczba afer oraz skandali politycznych i gospodarczych nie jest w Polsce większa aniżeli w Czechach, na Słowacji czy Węgrzech, nie mówiąc już o obszarze byłego Związku Radzieckiego. Pomimo miliardów marek, wpompowanych przez niemiecką gospodarkę w landy wschodnie, obszar byłej NRD nadal boryka się z ogromnymi problemami społecznymi i wielkim bezrobociem.

Nie przywołuję tych obrazów, aby cokolwiek usprawiedliwiać z naszych nieprawości i bólów, tylko po to, aby spojrzeć na nie w szerszym kontekście. Sądzę, że znaczna część patologii wynika z samej metody przekazywania władzy przez komunistów siłom nowego porządku. Wielkim zmianom politycznym nie towarzyszyły równie radykalne działania na rzecz stworzenia rzeczywiście równych szans dla wszystkich. Alternatywą mogły być działania o charakterze rewolucyjnym, odwołujące się do energii narodu, jak to zrobili przywódcy „Solidarności” w sierpniu 1980 r. Z wielu powodów tak się jednak nie stało. Być może powtórka z Sierpnia 1980 r. w ogóle w tamtych uwarunkowaniach nie była już możliwa.

Nasze dzieje nie są zawieszone w próżni. Kształtujemy swój los w określonych realiach geopolitycznych i dopiero przyszłe pokolenia będą mogły bardziej obiektywnie ocenić, ile dziejowych szans udało nam się wykorzystać. Już w XIX wieku historyk Józef Szujski pisał, że fałszywa historia jest źródłem błędnej polityki.

Trudno wyobrazić sobie, aby ludzie, bardzo różnie przeżywający czas po 1989 r., mieli jego wspólną ocenę. Jednak pewne podstawowe zdobycze tego okresu powinny zostać ugruntowane w naszej świadomości. Na ustawicznym narzekaniu, wyśmiewaniu wszystkiego i przekonaniu, że nic nam się nie udało, co jest bliskie niektórym środowiskom politycznym, żadnego pozytywnego przesłania nie stworzymy. Bez tego zaś trudno będzie rozmawiać o wspólnych narodowych celach na przyszłość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.