Zawinił hydraulik

Piotr Legutko

|

GN 23/2005

publikacja 07.06.2005 22:31

Nie było zaskoczenia. Większość Francuzów (56 procent) opowiedziała się przeciw traktatowi konstytucyjnemu Unii Europejskiej.

Zawinił hydraulik Po zakończeniu głosowania zwycięzcy cieszyli się z wyniku na ulicach Paryża.

To nie jest klęska samej idei Unii, raczej pewnego projektu politycznego, wymyślonego przez polityków, którzy najwyraźniej rozminęli się z wolą i odczuciami obywateli.

Wynik referendum nie jest sensacją, za to sporym zaskoczeniem dla euroentuzjastów okazał się przebieg kampanii poprzedzającej głosowanie. Była ona do bólu partykularna, skupiona głównie na przyziemnych, wewnętrznych problemach, bezwzględna dla nowych członków UE. Czego w jej trakcie dowiedzieliśmy się od Francuzów? Że nie są zadowoleni z rozszerzania Unii, ze swobodnego przepływu ludzi i towarów (czyli tego, co miało być istotą wspólnego rynku), że boją się polskiego hydraulika, który zabiera im miejsca pracy, i że bardzo nie lubią swojego rządu. O tym, jak ma wyglądać Unia przyszłości, mówiono niewiele w mediach, a na wiecach w ogóle.

Nie pomogło 125 milionów euro wydanych – między innymi – na dostarczanie do każdego domu egzemplarza konstytucji. Mieszkańcy Francji nie docenili kilkuletniego wysiłku redakcyjnego członków Konwentu Europejskiego i w swej większości uznali ich dzieło za bubel. To zimny prysznic dla polityków z Brukseli i Strasburga, którym wydawało się, że metodą eksperckich analiz i gabinetowych układów można stworzyć produkt, który – przy odpowiedniej promocji – da się dobrze sprzedać. Jak w supermarkecie.

Klęska tego projektu była nieunikniona, bo traktat przypominał budowę domu… od dymu z komina. Jego autorzy jak ognia unikali dyskusji o wartościach podstawowych, które tworzą fundament Europy. Wikłając się w piętrowe kompromisy, stworzyli dokument mętny i wieloznaczny (właśnie jak dym z komina), o wszystkim.

A skoro tak – zapytał francuski wyborca – to czemu nie o zakazie dyslokacji, czyli przenoszenia miejsc pracy do nowych krajów Unii? Czemu nie o płacy minimalnej? Na pytanie: po co nam konstytucja, która nie gwarantuje przynajmniej utrzymania materialnego status quo, odpowiedzieli – po nic.

Czy traktat konstytucyjny Unii Europejskiej powinien w ogóle zajmować się kwestiami socjalnymi, regulować kwestie społeczne, obyczajowe? Papier przyjmie wszystko. My, Polacy, doskonale jednak wiemy, co oznaczają i do czego prowadzą konstytucyjne gwarancje bez pokrycia. Właśnie za ten „brukselski urzędniczy bełkot” krytykowano traktat od miesięcy, ze wszystkich stron.

Paradoksalnie, nawet jego zwolennicy krzywili się nań z niesmakiem, ale jednocześnie zapewniali, że lepszego nie można było wynegocjować. I teraz, właśnie w Paryżu, odebrali swoją zapłatę.

Francja ma oczywiście własne problemy, Niemcy też. Niestety, są to problemy gospodarcze. Traktat konstytucyjny padł po części ich ofiarą, stał się tematem zastępczym. Dlatego, zamiast o przeszłości i przyszłości kontynentu, cała Francja dyskutowała o polskim hydrauliku. Zapewne gdyby nie inny tryb przyjmowania konstytucji (przez parlament), podobny spektakl odbyłby się za Odrą. Warto także i o tym pamiętać, co nie zmienia faktu, że grzechem głównym europejskiej konstytucji było to, że została źle napisana. Źle, bo jej autorzy nie odrobili lekcji religii i historii, a w dodatku źle odczytali nastroje społeczne. Wreszcie zabrakło im czegoś, co przy pisaniu konstytucji jest najważniejsze: wizji przyszłości.

Co dalej? W polityce jest takie dosadne określenie: „polecą głowy”. Dobrze byłoby, gdyby te nowe głowy, które zabiorą się za nowy traktat, nie popełniły błędów poprzedników.
Zaś co do naszego, polskiego ogródka – z pyszna mogą się mieć ci, co nawoływali do pośpiechu w wyznaczaniu terminu głosowania nad traktatem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.