Wiara przeniosła górę

Tomasz Gołąb

|

GN 13/2005

publikacja 30.03.2005 01:15

To koniec – przemknęło przez głowę Norberta Piotrowskiego, kiedy na ruchliwej szosie pod Mszczonowem pęd powietrza spod olbrzymiego TIR-a obrócił dookoła jego inwalidzki wózek. Może trzeba było wtedy zawrócić, darować sobie Częstochowę, zapomnieć o jasnogórskiej kaplicy i złożonym ślubie… – Przecież przeżyłem. Chyba po coś? – wzrusza ramionami.

Wiara przeniosła górę

Drzwi otworzyły się cicho. Nie przechowuję w pamięci zbyt łatwo twarzy, ale tym razem nie miałem wątpliwości: Norbert Piotrowski. Widziałem go raz, w gazecie. Napisali, że 300 kilometrów do Częstochowy pokonał samotnie, na wózku. Zapomnieli dodać, że zrobił to z jedną sprawną ręką.

Z dziurą wielkościorzecha w mózgu
43-letni Norbert Piotrowski w inwalidzkim wózku spędził ostatnie dziesięć lat, chociaż do niepełnosprawności od wczesnych lat zdążył się przyzwyczaić. Dziecięce porażenie mózgowe, a później także niedokrwienny udar unieruchomiły obydwie stopy i prawą dłoń. Uszkodziły mózg na tyle, że dziś nie jest w stanie zapamiętać nawet prostych tekstów modlitw. Nosi je więc zalaminowane, pod swetrem. Razem z relikwiami św. Ojca Pio, które dostał od nieznajomej kobiety, gdy zwierzył się, że marzy o wyprawie do Rzymu.

– Skoro Ojciec Święty nie może przyjechać do Polski, ja wybiorę się do niego – zdecydował, gdy zobaczył Papieża pozdrawiającego z okna kliniki Gemelli pielgrzymów z Polski.
Obliczył, że droga zajmie mu dwa miesiące. Oczywiście, jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego. A podróż jest mordercza, zwłaszcza dla człowieka po udarze mózgu, poruszającego się na wózku inwalidzkim.

– Być może będę pierwszym niepełnosprawnym, który samotnie tego dokona. Nauczyłem się czytać mój organizm. Dam radę – zapewnia. I nie dopuszcza myśli, że z drogi do Rzymu może nie wrócić.
Jadąc do Częstochowy, nie planował postojów ani noclegów. Dwa razy bezskutecznie pukał do księżowskich plebanii. „Przecież można się było umówić, uprzedzić…”. Można, ale tak nie robi ktoś, kto bezgranicznie zaufał Panu Bogu. Ktoś, komu wiara w Opatrzność każe pokonać, powłócząc bezwładnymi nogami dwa i pół tysiąca kilometrów w skwarze i deszczu, by powiedzieć Chrystusowemu namiestnikowi, że jest najbardziej autentycznym papieżem w historii Kościoła. Inni zresztą przyjmowali go chętnie.

Wreszcie prawdziwy pielgrzym
– usłyszał w Kole. Wcześniej, za Głuchowem, stracił telefon. Gdy oberwała się nad nim chmura, nie pomogła nawet goretexowa kurtka. Jechał dalej, mimo że woda spływająca poboczem sięgała kolan. W Godaszewicach przyjął go sołtys. Nie dość, że po staropolsku ugościł, to jeszcze oddał mu własny telefon.

Jak nie wierzyć w Opatrzność, skoro w Rękawcu mało nie zginął od pioruna. W czasie burzy schronił się pod drzewem i wtedy zawołała go jakaś kobieta. Chwilę później oglądał to drzewo rozłupane na pół.
Już nawet nie śni, że porusza się na własnych nogach. Ludziom sprawnym wydaje się, że Piotrowski miałby dość powodów, żeby narzekać na swój los. Nie on. Od roku trenuje pływanie. Kiedy jest ciepło, jedzie na basen z Pragi na Wolę ulicami, wzbudzając uśmiechy współczucia przechodniów. Najmniejszy schodek musi pokonywać na kolanach, zsuwając się z wózka i ciągnąc go za sobą jedyną sprawną ręką. Zdziera w ciągu roku kilka par butów, ale to jedyny sposób, by w ogóle się przemieszczał. 400 zł renty socjalnej starczyłoby ledwie na dziesięć przejazdów przystosowaną taksówką. Albo na jeden dzień pobytu w Czechach.

– Martwię się, bo żeby przejechać ich autostradami, trzeba mieć 50 euro na każdy dzień. Skąd wezmę tyle pieniędzy? – kręci głową. – Wyrywkowo sprawdzają, czy ktoś ma. Przy moim szczęściu to wyrywkowo na pewno mnie sprawdzą – śmieje się, planując, że mimo wszystko wyruszy 26 czerwca.
Panie Norbercie, po co?

– Miałem problemy z alkoholem. Wkurzyłem się jednak i stwierdziłem, że muszę zacząć naprawdę żyć. Matce Bożej ślubowałem, że jeśli uda mi się rzucić, idę sam na Jasną Górę. Teraz dziesięć razy podniosłem poprzeczkę. To cena mojej wiary.

Każdego dnia walczy ze sobą, by lepiej żyć. – Bo byłem jak mumia. Jak setki niepełnosprawnych, którzy przez kilkadziesiąt lat swojego życia nie wychodzą za próg swojego mieszkania – mówi. Mimo orzeczenia o całkowitej niezdolności do samodzielnej egzystencji, w ubiegłym roku chciał startować w letnich mistrzostwach Polski w pływaniu. Okazał się za słaby. Na razie… Za granicą też jeszcze nie był.
W drodze na Jasną Górę tylko dwa razy przelatywały przez głowę myśli, że nie da rady, lepiej wrócić. Chwytał wówczas relikwię o. Pio, i jechał… W kaplicy jasnogórskiej odbył całonocne czuwanie światła i zapalił światełka w intencji wszystkich, których spotkał na drodze. – Nic szalonego nie robię. Odnalazłem się na wózku. Chcę wszystkim niedowiarkom pokazać, że wiara naprawdę przenosi góry.
W Skrzynkach pięć kilometrów pokonywał trzy godziny. Ze względu na dziury, musiał odwracać wózek i jechać tyłem. Zwykle jednak porusza się z prędkością od 6 do 8 km na godzinę. Ekwipunek pielgrzyma mieści się w jednym tobołku na oparciu wózka: pompka, cztery dętki, ubranie na zmianę, picie i mapa. Mógł mieć lepiej. Gdy szukał sześciu tysięcy na wyposażenie, Lepper powiedział, że da nawet dziesięć, byle ubrał się w barwy Samoobrony. Odmówił. Na kołach przykleił za to portrety o. Pio i Papieża. Dalej szuka pomocy.

Kontakt z Norbertem Piotrowskim: ul. 11 Listopada 36/38 m. 46 03-436 Warszawa, e-mail: norbert.piotrowski@op.pl, http://republika.pl/samotnapielgrzymka, tel. 661 13 13 44.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.