Idę na zachód zielony

Andrzej Kerner

|

GN 11/2005

publikacja 16.03.2005 06:33

Z kilku powodów wzdragam się przed pisaniem o kłopotach irlandzkiego Kościoła. Dziwię się, skąd w nas biorą się ta odwaga, zdecydowane sądy i krytycyzm, gdy piszemy o innych Kościołach, zwłaszcza na Zachodzie.

Idę na zachód zielony Krzyż w Glencolumcille, na północno-zachodnim wybrzeżu Irlandii, hrabstwo Donegal Andrzej Kerner

Czy zdobywamy się na podobnie ostre opinie w stosunku do Kościoła w Polsce? A przecież irlandzkie chrześcijaństwo ma w sobie tyle światła, że pisanie akurat o jego cieniach wydaje mi się nie tyle nietaktem, ile raczej głupotą. Kościół katolicki w Irlandii, owszem, przeżywający kryzys, pokonał już kilka z tych pokus, które wciąż stoją przed naszym.

Skąd się biorą problemy?
W Polsce o irlandzkim katolicyzmie mówi się najczęściej w odniesieniu do dwóch socjologicznych wskaźników: spadającej liczby uczestników niedzielnej Mszy oraz powołań kapłańskich i zakonnych. Jako przyczynę tych zjawisk często podaje się dwa zasadnicze argumenty: skandale seksualne wywołane przez duchownych w latach 90. i dobrobyt, który „zepsuł” Irlandię. Tymczasem sprawy nie wyglądają chyba aż tak prosto.

Zacznijmy od dobrobytu, który niewątpliwie zmienił oblicze tego społeczeństwa i kraju. Unia Europejska, a ściślej fundusze unijne przyczyniły się do tego, że produkt krajowy brutto wzrósł dwukrotnie między rokiem 1989 a 2001, a w roku 1999 przewyższył nawet produkt krajowy Wielkiej Brytanii. Można by to, ze względu na historyczne i psychologiczne analogie, porównać z hipotetyczną sytuacją, w której Polacy staliby się bogatsi od Niemców.

– W ten sposób poczucie godności i własnej wartości zostało odbudowane po latach masowej emigracji zarobkowej i bezrobocia – mówił do członków Episkopatu Polski abp Sean Brady, prymas Irlandii, w przeddzień wstąpienia Polski do UE.

Mimo że wciąż odzywają się głosy publicystów katolickich, którzy wyrażają tęsknotę za starą, katolicką Irlandią, socjologowie coraz powszechniej odrzucają tezę, że modernizacja kraju nieuchronnie wiąże się z jego laicyzacją. W sukurs przychodzą im badania przekonań i postaw Irlandczyków. W największym uproszczeniu: mimo spadku liczby dominicantes w roku 2004 do 44 procent (co i tak stawia mieszkańców Zielonej Wyspy w gronie najbardziej praktykujących Europejczyków, obok Polaków i Maltańczyków) wskaźniki ich przekonań i postaw religijnych (z jednym, znaczącym wyjątkiem, o którym za chwilę) nie zmieniają się i pozostają na bardzo wysokim poziomie. To prowadzi do wniosku, że faktyczną przyczyną kryzysu jest pozycja Kościoła w społeczeństwie, która była nie do utrzymania. Jeszcze bowiem na początku lat 60. więcej było na wyspie księży niż urzędników, Kościół był regulatorem niemal każdej dziedziny życia społecznego. Dzisiaj sytuacja jest diametralnie inna. Zaufanie do Kościoła hierarchicznego oscyluje w granicach 20 procent i jest znacząco niższe niż w odniesieniu do instytucji państwowych.

Nowe oblicze
Spadek zaufania przypisuje się zwykle skandalom seksualnym, ale to uproszczenie, a może i błąd. Zrozumienia przyczyn upadku autorytetu Kościoła nie ułatwiły również badania i raport pt. „Jak zeświecczona jest Irlandia, w której żyjemy”, autorstwa księży-socjologów Andrew Greeleya i Conora Warda. Podsumowanie raportu i dyskusja opublikowana w dominikańskim periodyku „Doctrine and Faith” (w roku 2000) przyniosły dość zaskakujące wnioski. Po pierwsze: pokoleniem o najbardziej religijnym nastawieniu okazali się młodzi Irlandczycy (w wieku 20–30 lat). Po drugie: kryzys zaufania dotknął przede wszystkim biskupów. Ufa im 7 procent badanych. Ale zaufanie do własnego proboszcza wyraża aż 70 procent.

Dysproporcję tę próbowano wyjaśnić, obwiniając biskupów o początkowy brak właściwej reakcji na nadużycia seksualne duchownych wobec młodocianych. Wydaje się jednak, że ta sytuacja należy do przeszłości. Już w 1996 r. został powołany kościelny komitet dla osób poszkodowanych przez nadużycia seksualne duchownych. Tegoroczny wielkopostny list Episkopatu Irlandii również poświęcono tym bolesnym kwestiom.

Zmieniają się oczywiście religijność Irlandczyków i sposób przeżywania wiary. Bóg znacząco zmienił swoje oblicze z surowego sędziego na Boga, który jest miłością. Wyniki badań Greeleya i Warda pokazują także rozluźnienie m.in. w stosunku do etyki seksualnej. – Zdaliśmy sobie sprawę, że sprawiedliwość i miłosierdzie są równie poważnymi zobowiązaniami moralnymi – przekonuje pisarz i dziennikarz Sean Mac Reamoinn. – Wzrosło u ludzi poczucie winy, że zaniedbują swoich rodziców, że troszczą się za mało o dobre więzi z rodziną i przyjaciółmi – opowiada jeden z księży z Dublina.

Nie wskazuj palcem
W Irlandii nauczyli mnie prostej prawdy: jeśli wskazujesz jednym palcem na winnego, to pamiętaj, że w tym samym czasie trzema palcami wskazujesz na siebie. Wolę nie wytykać braków wiary Irlandczyków. Choćby dlatego, że pamiętam wydarzenie ze schroniska młodzieżowego w Donegal Town, na zachodzie Irlandii. Moja walizka z cenną zawartością musiała tam pozostać przez kilka godzin w pokoju, do którego wszyscy mieli swobodny dostęp. Trzy razy pytałem właściciela, czy na pewno jest bezpieczna. On trzy razy dziwił się, o co mi chodzi. – Ale czy ktoś nie ukradnie – wydusiłem wreszcie. – Skąd ty jesteś? – zapytał Andy. – Z Polski. – Nie martw się bracie – zapewnił, patrząc ze współczuciem. Rzeczywiście, nic się nie stało. Po powrocie do kraju w katolickiej redakcji z biurka zginął mi telefon komórkowy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.