Rzeź niewiniątek

Piotr Legutko

|

GN 09/2005

publikacja 23.02.2005 00:44

Nowa matura coraz bliżej. Dla ponad 300 tysięcy licealistów to będzie prawdziwy egzamin dojrzałości. Zamiast niezbędnego w tym momencie wyciszenia, uczniowie przeżywają od kilku tygodni prawdziwy horror, zgotowany im, jak zwykle, przez dorosłych.

Rzeź niewiniątek P. Grzybowski

Z tego, co zapowiadają nauczyciele, wieszczą urzędnicy i przewidują dziennikarze piszący o nowej maturze, szykuje nam się wielki skandal organizacyjny i prawdziwa rzeź niewiniątek. Próbne maturalne galopy pokazują, że oblany może zostać nawet co trzeci abiturient!

Zanim wszyscy wpadniemy w panikę, warto jednak przypomnieć sobie, że już to raz przerabialiśmy. W 2002 roku podobna histeria sprawiła, że tylko 6741 osób w całej Polsce odważyło się pisać nową maturę… i dobrze na tym wyszło. Za to dwa kolejne roczniki w ogóle nie miały takiej możliwości, a dziś wracamy do punktu wyjścia.

Nie jesteśmy przygotowani!
– Potrzeba nam więcej czasu – argumentowała ówczesna minister edukacji Krystyna Łybacka. Politycy czas dostali i go zmarnowali, wciąż bowiem powraca ten sam refren. – Brakuje egzaminatorów, nie ma pieniędzy dla nauczycieli i na zakup sprzętu potrzebnego na egzaminy – wylicza szef ZNP Sławomir Broniarz. Coraz więcej gmin alarmuje, że nie będzie w stanie zagwarantować odpowiednich warunków do przeprowadzenia egzaminu, bo nie ma na papier, odtwarzacze CD i sprzęt komputerowy. Nauczyciele straszą sądami pracy, bo będą musieli pracować więcej godzin, niż ustawa przewiduje. Do fali protestu dołączyli niedawno nawet przedstawicie szacownej Polskiej Akademii Umiejętności, domagając się odwołania ustnej części egzaminu z języka polskiego. Łatwo sobie wyobrazić, jak na takie zamieszanie reagują uczniowie i ich rodzice…

Prace nad maturalnymi testami trwają już trzynaście lat, zorganizowano w szkołach dziesiątki prób, mamy za sobą doświadczenia 2002 roku. Moment, kiedy będziemy mogli w sposób odpowiedzialny powiedzieć: jesteśmy w stu procentach przygotowani na każdą okoliczność, zapewne nie nadejdzie nigdy. Za to nerwy licealistów i energia ludzi pracujących na rzecz wprowadzenia państwowej matury mają swoje granice.

Niechciany egzamin
Wiadomo, nikt nie kocha egzaminów traktowanych na serio. Nic zatem dziwnego, że tak naprawdę nowej matury nie chcą ani uczniowie, ani nauczyciele. Nie tylko z uwagi na zawartość egzaminacyjnych kopert, także ze względu na sposób sprawdzania prac maturalnych. Gdy o wszystkim decyduje czytnik testu, a nie „belfer” znający ucznia, element niepewności wzrasta. Także u egzaminatorów. Stąd tak wiele prób i sprawdzianów.

Niestety, okazało się, że nowych egzaminów nie chcą także wyższe uczelnie. Państwowa matura miała otwierać absolwentom liceów drzwi na wymarzone kierunki studiów. Nie otworzy, a zaledwie uchyli, bo prawie wszystkie uczelnie wprowadziły dla tegorocznych absolwentów dodatkowe testy. Mało tego, różne szkoły wyższe, na tych samych kierunkach potrafią stawiać zupełnie odmienne wymagania dotyczące przedmiotów, które mają być zdawane na poziomie rozszerzonym. Bądź tu mądry i wybierz właściwy.

Łatwiej czy trudniej?
Rektorzy obawiają się, że matura będzie zbyt łatwa, natomiast szkoły, że zbyt trudna. Pewnie i jedni, i drudzy mają rację, bo egzamin przygotowano na dwóch stopniach trudności.

W powszechnej opinii, także pionierów nowej matury sprzed trzech lat, na poziomie podstawowym jest ona łatwiejsza od „starej”, bo testy układane są pod uczniów przeciętnych. Stało się to zresztą źródłem prawdziwej udręki dla uczniów zdolnych, zwłaszcza przy języku polskim. Szyk przestawny, wielokrotnie złożone zdania, metafory i nadmiar epitetów – te „wady” mojego stylu „oblały” mi maturę i jednocześnie pomogły przejść w olimpiadzie. Mam nadzieję, że uda mi się dostać do etapu ogólnopolskiego bo jestem pewna, że nie dostanę się na studia drogą normalnej rekrutacji – napisała na jednym z portali przerażona licealistka po ostatniej próbie maturalnej z polskiego.

Ma być łatwiej czy trudniej – to prawdziwy dylemat związany z upowszechnieniem się egzaminu dojrzałości, który dziś pisze już około 70 proc. populacji (w czasach PRL było około 30 proc.). Można oczywiście ubolewać, że w trybach takiej machiny giną niepowtarzalne indywidualności odpowiadające w sposób niekonwencjonalny na konwencjonalne pytania. Tyle, że indywidualności sobie poradzą – na tym polega ich siła, a w tym wypadku ważne jest, by swój sukces odnotowało jak najwięcej uczniów. Poza tym zewnętrzne, zobiektywizowane ocenianie potrzebne jest wszystkim pozostałym: nauczycielom, szkołom i państwu, by miało wreszcie rzetelną informację o tym, jak działa system oświaty.

Do jednej bramki
Trzeba zdecydowanie rozdzielić dwie rzeczy: fundamentalne znaczenie zewnętrznego systemu oceniania dla przyszłości polskiej szkoły od niedoskonałości instrumentów, przy pomocy których przeprowadzane są tego typu egzaminy. A że wciąż są niedoskonałe, widać gołym okiem.
Nie ma wciąż dobrego pomysłu na zobiektywizowanie pisemnego egzaminu z języka polskiego. Nie jest też dobrze, że można nie znać podstawowych ikon rodzimej kultury, nie przeczytać ani jednej lektury (a jedynie bryki) i zdać maturę celująco. Trudno także nie zgodzić się, że obecna formuła ustnego egzaminu sprzyja kupowaniu gotowych prac (co już się dzieje). Realia szkolne pokazują, że fikcją są też zapowiadane szumnie konsultacje z uczniami. Nauczycielom brakuje czasu, a gminom pieniędzy, by za dodatkowe lekcje zapłacić.

Wszystko to są jednak tematy do przerobienia na jutro, także dlatego, że zmiany powinny być wprowadzane z odpowiednim wyprzedzeniem. Dziś najważniejsze jest stworzenie dobrej atmosfery wokół TEJ nowej matury. W domu, w szkole, także w mediach. Młodzież potrzebuje wsparcia, pomocy w dobrym przygotowaniu się do najważniejszego (na razie) momentu w życiu. W końcu wszyscy gramy do jednej bramki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.