Chrześcijaństwo i przemoc

ks. Marek Łuczak

|

GN 06/2005

publikacja 09.02.2005 00:03

Kontrowersyjna wypowiedź minister Magdaleny Środy o związku chrześcijaństwa z przemocą wywołała medialną burzę. Jeśli padają oskarżenia wobec chrześcijaństwa, trudno pozostać obojętnym.

Min. Magdalena Środa Min. Magdalena Środa

Niektórzy twierdzili, że wiązanie przemocy w rodzinie z katolicyzmem obraża ich wiarę. Trudno się zgodzić z takim podejściem: jeśli wiara jest prawdziwa i głęboka, z definicji powinna być niewzruszona i odporna na podobne zarzuty.

Inni głosili bardziej niebezpieczne tezy. Rzekomo podstawą do krytyki Pani Minister miała być „polityczna” niefortunność jej wypowiedzi. Zgoda na taki pogląd oznaczałaby, że można mówić wszystko, trzeba jedynie uważać – kim się jest i gdzie się mówi oraz w czyim imieniu i do kogo. Ograniczenie swego krytycyzmu do takich kryteriów stworzyłoby grunt pod mówienie głupstw, byle tylko wypowiadać je odpowiednimi ustami i w odpowiednim miejscu.

Osobiście nie czuję się obrażony z powodu wypowiedzi pani Środy i niespecjalnie obchodzą mnie jej polityczne reperkusje. Uważam, że nie zła forma czy brak politycznej poprawności kompromitują Autorkę, ale – paradoksalnie – intelektualna nieuczciwość jej tezy.

Kulturowy bagaż
Wyobraźmy sobie, że na złość Pani Minister i jej obrońców, ktoś stworzyłby następującą konstrukcję myślową: Prawdą jest, że w słowach św. Pawła dotyczących modelu rodziny kryje się pułapka (przypomnijmy, że feministki nie lubią biblijnego pouczenia: żony – bądźcie posłuszne mężom). Rzeczywiście, zachęta do posłuszeństwa kobiet wobec mężczyzn może stworzyć podatny grunt pod najróżniejsze patologie, nie wyłączając przemocy.

Dodajmy jednak, że Paweł mówił te słowa nie tyle jako chrześcijanin, bo tej roli jak wszyscy zaczynał się uczyć, ile jako żyd. Przecież w Starym Testamencie aż kipi od praktyk, które na pewno nie spodobałyby się Pani Minister, jak choćby wydalenie cudzołożnic czy ich kamienowanie. Kultura semicka akceptowała podobne zachowania, a Paweł był jej spadkobiercą. Takie rozumowanie dla wielu byłoby wygodne, jednak należy się wystrzegać podobnych skrótów myślowych, bo rzeczywistość zawsze jest bardziej skomplikowana.

Przede wszystkim, do podobnych tez należy podchodzić z odpowiednią pokorą, czy jak woleliby naukowcy – poznawczym sceptycyzmem.

Niebezpieczne związki
Teza postawiona w Szwecji była z gruntu socjologiczna. Jeśli ktoś mówi o wpływie kulturowego trendu na zachowania, to nie można w takim stwierdzeniu pominąć socjologicznej metodologii.

I tak pani Środa wspomina o przyczynach (związkach) pośrednich i bezpośrednich. Nie można jednak zapominać o tak zwanych związkach pozornych. Przecież jest „możliwy” taki dowód socjologiczny, dzięki któremu przekonamy się, że liczba urodzin na danym terenie jest wprost proporcjonalna do liczby bocianów. Mimo jego niedorzeczności można za pomocą statystyki wykazać, że takie przypadki się zdarzają.

W socjologii pojawiło się wiele teorii odnoszących się do roli chrześcijaństwa w kształtowaniu dzisiejszego oblicza kultury. Niestety, jako katolicy nierzadko musimy się uderzyć w piersi. Wystarczy przytoczyć tezy Webera obwiniające nas za spowolnienie rozwoju ekonomicznego w wielu katolickich krajach z powodu opatrzenie rozumianej ascezy. Niektórym się wydawało, że dbałość o dostatek sprzeciwia się duchowi Ewangelii. Tymczasem, jak wiemy to dzisiaj, chodzi o właściwe podejście do bogactwa, które samo w sobie nie jest ani dobre ani złe. Moralna ocena zależy od ludzkiego nastawienia: czy potrafimy bardziej być niż mieć?

Jednak w tym kontekście warto przypomnieć List św. Pawła do Filemona. Kiedy niewolnik Onezym uciekł od swego pana (Filemona), Paweł odesłał go z powrotem. Jednak do bogatego chrześcijanina napisał, że ma przyjąć uciekiniera nie jak niewolnika, ale jak brata. Niektórzy mówią, że od tamtego momentu rozpoczęła się ewolucja myślenia o człowieku, dzięki któremu dziś niewolnictwo nie znajduje powszechnej akceptacji. Nawet gdyby w nauczaniu Pawła nie znaleziono innych wartości (co jest zresztą nieprawdą), zasługuje on na wdzięczność, a wraz z nim całe chrześcijaństwo.

Pytania o chrześcijaństwo
Chrystus urodził się w kraju kultury śródziemnomorskiej. Nie wiemy, jaki kształt miałoby Jego nauczanie, gdyby przyszedł na świat w Skandynawii. Rolą biblistów jest zrozumienie całego ewangelicznego orędzia. Na kartach Biblii szukają tak zwanych ipsissima verba et facta Jezus (prawdziwych czynów i słów Chrystusa).

Jeśli więc ktoś analizuje stosunek chrześcijaństwa do kobiet i przemocy, czy można ten kazus rozważać w oderwaniu od spotkania Chrystusa z kobieta przyłapaną na cudzołóstwie? Nie była ona tylko posądzona o grzech, ale złapana na gorącym uczynku, a jednak mężczyźni domagający się ukamienowania wyszli z tego spotkania upokorzeni. Czy można w tym miejscu zapomnieć słów: „Nikt Cię nie potępił, więc i ja Cię nie potępiam”?

Pani Magdalena Środa zarzucała Kościołowi, że zbyt mało robi w walce z przemocą. Przypomnę tylko tak zwaną złotą zasadę postępowania zapisaną w Ewangelii: Cokolwiek byście chcieli, by ludzie wam czynili, wy im czyńcie. Księża głoszą te słowa od wieków, więc czego jeszcze od nich wymagać?
To prawda, że jest wiele stereotypów.

Niektórym się wydaje, że kobieta musi wytrzymać przemoc ze strony męża w imię świętości rodziny. Ale taką tezę może głosić jedynie ktoś, kto nie wie, że w prawie kanonicznym jest instytucja separacji. Jeśli spotykam udręczone kobiety, czasami sam doradzam separację, przynajmniej czasową.

Związek chrześcijaństwa z przemocą jest oczywisty: im bardziej staję się chrześcijaninem, tym mniej jestem zdolny do krzywdzenia i zadawania bólu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.