Widmo doktora Mengele

Leszek Śliwa

|

GN 04/2005

publikacja 26.01.2005 02:33

Eutanazja to nie jest nowy pomysł. Już prawie sto lat temu znaleźli się ludzie, którzy przypisywali sobie prawo decydowania o życiu i śmierci. Wymyślili nawet sformułowanie „życie niegodne życia”.

Widmo doktora Mengele

Wydawało się, że zbrodnie lekarzy w czasach hitleryzmu, których symbolem stał się dr Mengele, ostatecznie skompromitują ten sposób myślenia. Tak się jednak nie stało. Widmo Mengele krąży nad światem.

Szalony lekarz stał się na początku XX wieku popularnym bohaterem powieści i filmów grozy. Film „Gabinet doktora Caligari” z 1919 r., – uważany za pierwszy w historii kinematografii horror – opowiada o dyrektorze zakładu dla obłąkanych, mordującym swoich pacjentów. Tytułowy Caligari jest wybitnym psychiatrą, a jednocześnie szaleńcem. Łączy w sobie opiekuńczość z bezwzględnością, szlachetne oddanie nauce z chęcią mordu. Kinomani truchlejący z przerażenia na widowni nie podejrzewali, że już wkrótce rzeczywistość przerośnie fikcję.

Caligari wkracza do akcji
Rok po premierze „Gabinetu doktora Caligari” w Niemczech ukazała się książka Karla Bindinga i Alfreda Hochego „Pozwolenie na niszczenie życia bez wartości”. Ci dwaj uczeni napisali, że lekarz powinien mieć prawo pozbawiać życia nieuleczalnie chorych – na ich prośbę, a znajdujących się w śpiączce i psychicznie chorych – bez ich zgody. „Nadchodzi nowa era – z nową moralnością – która będzie odrzucać żądania nadwartościowania zwykłej egzystencji” – pisali Binding i Hoche.

Pierwszy raz zastosowano ich idee w 1938 r. Był to tzw. przypadek dziecka Knauer. W miejscowości Pomssen koło Lipska urodził się ciężko upośledzony chłopczyk. Jego ojciec napisał prośbę do Adolfa Hitlera o „łaskę śmierci” dla syna. Fuehrer wysłał do Pomssen swojego osobistego lekarza, dra Karla Brandta. Za jego radą i zgodą pediatra z Lipska prof. Werner Catel dokonał – jak zapisano – „uśpienia” dziecka.

Potem podobnych przypadków było coraz więcej, a w czasie wojny rozpoczęła się masowa eksterminacja chorych psychicznie. Ocenia się, że ogółem w III Rzeszy i krajach przez nią okupowanych z pomocą lekarzy zabito 275 tys.–400 tys. osób.

Norymberska lekcja
Od 1946 do 1949 r. w Norymberdze przed sądem wojskowym USA odbyło się dwanaście procesów lekarzy. Gen. Telford Taylor, przewodniczący składu oskarżycielskiego w pierwszym z tych procesów, tak opisywał oskarżonych: „Nie zabijali z zimną krwią ani dla osobistego zysku. Nie byli zdemoralizowani. Nie byli ignorantami. Większość z nich była praktykującymi lekarzami, a niektórzy znanymi naukowcami. Przewrotne myśli i spaczone koncepcje, które przyniosły to bestialstwo, nie umarły. Ale one nie mogą zabijać bez siły ramion. Nie możemy dopuścić, aby ten rak rozpowszechnił się w piersiach ludzkości”.

Sędzia Robert Jackson, przewodniczący amerykańskiej części składu sędziowskiego w Norymberdze, wskazywał, że żadna z wypowiedzianych tam uwag nie może ulec zapomnieniu, aby medycyna nie została zniszczona przez legalizację samobójstw z asystą lekarską: „Ludzie kochający wolność znajdą w nagraniach procesów ze zbrodni wojennych instrukcje, jaką drogą należy podążać i jakich »pierwszych kroków« unikać” – powiedział.

Powrót dobrej śmierci
Po tym, jak podczas procesów norymberskich potępiono eutanazję, znalazła się ona w odwrocie. Nie na długo jednak. Jej cichy powrót dokonał się pod humanitarnymi hasłami godnej śmierci.
W 1962 roku w Niemczech ukazała się książka „Sytuacja graniczna życia”, o której współcześni zwolennicy eutanazji wolą nie pamiętać. Autor pisze o konieczności rozwiązania problemu chorych umysłowo. Zaproponował kryteria „humanitarnego” skracania ich cierpień.

Autorem tej nawołującej do eutanazji książki był profesor Werner Catel, kierownik Uniwersyteckiej Kliniki Dziecięcej w Lipsku, ten sam, który w 1938 r. pozbawił życia upośledzone dziecko rodziny Knauer, co zapoczątkowało eutanazję dzieci w III Rzeszy.

Od początku lat osiemdziesiątych coraz częściej mówiono o prawie człowieka do „godnej” śmierci. Prawnie eutanazja była wszędzie zabroniona, ale w niektórych krajach takie praktyki tolerowano i stosowano na szeroką skalę. Uczeni, którzy domagali się zalegalizowania eutanazji, mówili teraz nie o „bezwartościowym” życiu (tym terminem posługiwali się ich nazistowscy poprzednicy), ale o „niskiej jakości” życia. Hitlerowscy lekarze zwracali większą uwagę na cierpienie otoczenia pacjenta, dziś więcej się mówi o cierpieniu samego chorego.

W majestacie prawa
Obecnie eutanazja jest legalna w dwóch krajach europejskich: Holandii i Belgii. Próby legalizacji podejmowano także w amerykańskim stanie Oregon i w części Australii. W wielu krajach wciąż toczy się dyskusja na ten temat.

Legalizacja eutanazji miała zapobiec nadużyciom. – Stało się wręcz odwrotnie. W Holandii sytuacja wymknęła się spod kontroli. Według szacunkowych danych, jeden na pięć zgonów jest rezultatem eutanazji. Często jest ona stosowana bez zgody pacjentów, na życzenie rodziny lub opiekunów. Coraz częściej chorzy obawiają się pójść do szpitala, nie mają bowiem gwarancji, że nie zostaną tam uśmierceni. Sytuacja staje się dramatyczna, jesteśmy świadkami zabijania z przesłanek „humanitarnych” – alarmuje prof. Stanisław Pużyński, psychiatra, członek Polskiej Akademii Nauk.

Jego zdaniem, w większości przypadków przyczyną żądania śmierci przez pacjentów są stany depresyjne. – Współczesna psychiatria dysponuje pokaźną liczbą leków skutecznie leczących depresje. Medycyna paliatywna zaś może uśmierzyć lub przynajmniej złagodzić prawie każdy ból fizyczny. Bardzo często się zdarza, że pacjent, który pragnął umrzeć, po zastosowaniu odpowiedniej terapii nie ma już myśli samobójczych – przekonuje prof. Pużyński.

Krok po kroku
W Holandii w latach osiemdziesiątych, kiedy eutanazja była jeszcze nielegalna, dyskutowano nad pozbawianiem życia pacjentów w stanie agonii, bardzo cierpiących, nie mających żadnych szans na wyzdrowienie. Dziś zdarza się zabijanie upośledzonych umysłowo, którzy są ciężarem dla rodziny, bez ich wiedzy i zgody. W 1994 r. głośny był przypadek psychiatry Boudewijna Chabota, który pomógł w samobójstwie 50-letniej pacjentki, zupełnie zdrowej fizycznie. Kobieta cierpiała na ciężką depresję po śmierci dwóch synów. Nikt nie pomyślał wówczas, że depresję można było wyleczyć...

W grudniu 2004 roku rozgorzała dyskusja o ujawnionych wówczas kilku przypadkach eutanazji dzieci w szpitalu w Groningen. Lekarze zdecydowali, że w tych przypadkach zgoda pacjentów nie jest konieczna. Prokuratura przyznała im rację. Teraz zwolennicy eutanazji proponują więc dalszą liberalizację przepisów.

Mała furtka
Dr Leo Alexander, neurolog i psychiatra z Bostonu, ekspert w procesach medycznych w Norymberdze, wskazywał na genezę hitlerowskich zbrodni dokonywanych przez lekarzy: „Początkiem była subtelna zmiana w nastawieniu lekarzy do chorych. Lekarze zaakceptowali pogląd, jakoby istniały osoby, których życie jest niewarte tego, aby je przeżyć. Ważnym jest uświadomienie sobie, że tą nieskończenie małą furtką wejściową, od której wzięła się cała ta postawa duchowa, był stosunek do osób nieuleczalnie chorych”.

Zobacz także:
W stronę... końca - Edward Kabiesz

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.