Elektroniczni aniołowie

Jarosław Dudała

|

GN 18/2010

publikacja 05.05.2010 12:45

Po katastrofie prezydenckiego tupolewa podróżujący liniami lotniczymi zastanawiają się pewnie nad bezpieczeństwem zwykłych samolotów pasażerskich. Przyjrzyjmy się niektórym systemom, podnoszącym bezpieczeństwo lotów.

Airbusy A320 to pierwsze samoloty pasażerskie z w pełni cyfrowym systemem fly-by-wire. Airbusy A320 to pierwsze samoloty pasażerskie z w pełni cyfrowym systemem fly-by-wire.
airbus S.a.s

Dzisiejsze samoloty coraz bardziej przypominają latające komputery. Naszpikowane są nowoczesną elektroniką, która ma między innymi za zadanie zminimalizowanie ryzyka katastrofy.

Latanie po kabelku
Pierwszym z nich jest system elektronicznego sterowania fly-by-wire (w dosłownym tłumaczeniu: latanie po kablu). Dawniej, przez dziesięciolecia, piloci dzierżyli w dłoniach drążki sterowe czy wolanty (jakby otwarte u góry kierownice), połączone z powierzchniami sterowymi samolotu (lotkami oraz sterami wysokości i kierunku) za pomocą linek. Poruszając drążkiem, poruszało się linkę, a linka poruszała powierzchniami sterowymi. W systemie fly-by-wire tych linek już nie ma.

Połączenia mechaniczne zastąpione są połączeniami elektronicznymi. Wolant albo joystick w kabinie pilota połączony jest kablem albo światłowodem z urządzeniami, które poruszają powierzchniami sterowymi. A jeśli kabel zostanie przerwany? Albo zabraknie prądu? Konstruktorzy pomyśleli i o tym. Dlatego po-szczególne połączenia i źródła zasilania są wielokrotnie zdublowane. To znaczy, że jeśli wysiądzie jedno połączenie albo źródło zasilania, to są kolejne, które przejmą ich funkcje. W efekcie niezawodność elektronicznego układu sterowania jest większa niż układów mechanicznych.

Jest jeszcze jeden problem. Otóż każdy samolot ma swoje nieprzekraczalne ograniczenia fizyczne. Np. jeśli maszyna wykonuje zbyt gwałtowne manewry, może dojść do uszkodzenia jej konstrukcji. Częścią koncepcji fly-by-wire jest zminimalizowanie możliwości doprowadzenia do takich sytuacji. Służą temu komputery, które znajdują się pomiędzy urządzeniami sterującymi a sterowanymi. Pierwszym seryjnie produkowanym samolotem, wyposażonym w system fly-by-wire był używany także w polskim lotnictwie wojskowym F-16. Pierwszymi komercyjnymi odrzutowcami z całkowicie cyfrowym systemem fly-by-wire są produkowane od 1988 roku airbusy z popularnej rodziny 320.

Ten słynny TAWS
W wielu publikacjach dotyczących katastrofy prezydenckiego tupolewa pojawia się nazwa systemu TAWS (Terrain Awareness and Warning System), zapobiegającego zderzeniu samolotu z ziemią (lub wodą). Jest on także znany pod nazwą EGPWS. Jego dalekim przodkiem było urządzenie zamontowane na jednym z brytyjskich myśliwców z czasów I wojny światowej. Był to ciężarek, zawieszony pod samolotem na 15-metrowej lince. Kiedy ciężarek uderzał w grunt pod lądującym samolotem, w kabinie pilota odzywał się dzwonek. To proste urządzenie miało pomagać podczas lądowania w nocy. Dziś zamiast ciężarka, linki i dzwonka piloci mają do dyspozycji technologię satelitarną (GPS), globalne mapy oraz bazę danych terenu i pasów startowych. Najnowsze urządzenia wyświetlają pilotowi trójwymiarową, różnokolorową prezentację ukształtowania terenu. TAWS informuje o niebezpieczeństwie zderzenia z ziemią ze sporym wyprzedzeniem, sięgającym nawet jednej minuty. W krytycznej sytuacji w kabinie pilota rozlega się alarm: „terrain, terrain, pull up, pull up!” (ziemi, ziemia, ciągnij w górę, ciągnij w górę!).

Stłuczka na niebie
Samolot może się zderzyć z ziemią, ale może też zderzyć się z innym samolotem. Zapobieżeniu zderzenia z inną maszyną służy system TCAS (Traffic Alert and Collision Avoidance System). Jak to działa? Samoloty posiadają transpondery, czyli urządzenia radiowe, wysyłające podstawowe dane o maszynie, na której są zainstalowane. Informacje te są odbierane między innymi przez inne samoloty. Dane te są podawane lotnikowi na wyświetlaczu. Ale to nie wszystko. Znając położenie, wysokość, prędkość i kurs samolotów znajdujących się w pobliżu, TCAS potrafi przewidzieć ewentualność zderzenia. Ostrzega przed tym w sposób dźwiękowy i wizualny. Daje to pilotowi szansę na uniknięcie kolizji. Jeśli TCAS jest sprzężony z autopilotem, to manewr uniknięcia zderzenia może być wykonany automatycznie. Oczywiście, pilot ma też możliwość wykonania go ręcznie.

Jak trafić w lotnisko
Popularnym systemem pomagającym wylądować przy złej pogodzie jest ILS (Instrument Landing System). Nie jest to wyłącznie urządzenie pokładowe. System działa na zasadzie współpracy urządzeń zamontowanych w samolocie i na lotnisku. W sposób radiowy wyznacza on ścieżkę podejścia, czyli prostą, po której należy lecieć, by bezpiecznie wylądować. System informuje pilota o położeniu samolotu względem tej ścieżki, np. „jesteś na prawo od ścieżki podejścia”. ILS ma różne kategorie. Im wyższa kategoria, tym lepiej. To znaczy, że ILS wyższej kategorii daje szanse na poradzenie sobie z lądowaniem przy gorszych warunkach pogodowych. Najwyższa kategoria – III C – daje możliwość bezpiecznego lądowania nawet przy zerowej widzialności i zerowej wysokości do chmur (zakrywających więcej niż połowę nieba). Niewiele lotnisk na świecie jest jednak wyposażonych w tak zaawansowane pomoce nawigacyjne. Polskie lotniska komunikacyjne są na ogół wyposażone w ILS I kategorii. Na warszawskim Okęciu jest ILS kategorii II. Na lotnisku w Smoleńsku w ogóle nie było ILS.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.