Proteza w oku

Jarosław Dudała

|

GN 13/2010

publikacja 02.04.2010 16:48

Pionierski w Polsce zabieg wszczepienia nowoczesnej protezy rogówki przeprowadził w katowickim Szpitalu Kolejowym prof. Edward Wylęgała.

Prof. Wylęgała bada oko z protezą. Prof. Wylęgała bada oko z protezą.
W tle instrumentariuszka z jego zespołu s. Fides.
Henryk Przondziono

Rogówka jest dla oka tym, czym dla zegarka jest jego szkiełko. – Ona jest fenomenalna – mówi prof. Wylęgała. Tłumaczy, że to żywa tkanka, która, po pierwsze, jest przezroczysta, a po drugie zawsze zachowuje tę samą grubość. Zapewniają to jakby miniaturowe pompy, usuwające wodę z komórek tej tkanki. Jeśli grubość rogówki jest niewłaściwa, to obraz powstający w oku jest albo zniekształcony, albo nie ma go wcale. Wrogami rogówki są także stany zapalne oraz uszkodzenia, wynikające na przykład z oparzeń.

Niektóre problemy mogą być też wrodzone. W każdym razie zmętnienie rogówki oznacza utratę wzroku. Wtedy konieczny jest przeszczep. Prof. Wylęgała ma w tej dziedzinie duże doświadczenie. Trzy rodzaje przeszczepów rogówki wykonał jako pierwszy w Polsce. W sumie przeprowadził takich zabiegów około półtora tysiąca. Problem w tym, że 10 proc. przeszczepów jest odrzucanych. Co wtedy? Trzeba założyć protezę rogówki. – Już w końcu XVIII wieku francuski okulista z Tuluzy Pellier de Quengsy wpadł na pomysł, żeby zastąpić zmętniałą rogówkę szklaną protezą – opowiada prof. Wylęgała.

Idea ta doczekała się realizacji dopiero w latach 60. XX wieku. Nikt nie miał wątpliwości, że taka proteza powinna być wykonana z przezroczystego plastiku. Powstał jednak problem: jak tę protezę umocować w oku? Jeśli rogówkę porównamy do szkiełka w zegarku, to jej mocowanie można by porównać z kopertą zegarka. A przynajmniej tą jej częścią, do której szkiełko jest przymocowane.

Z czego zrobić taką „ramkę”? Pomysły były różne: jedni zaproponowali, żeby zrobić ją z własnej kości pacjenta. Inni użyli do tego dakronu – włókna sztucznego, jednego z materiałów kosmicznych. Pojawił się jednak kolejny problem: takie protezy łatwo wypadają z oka. Lekarze radzą sobie z tym, wszczepiają tę protezę, ale potem zszywają powieki. Oko jest więc jakby zamknięte, z wyciętym pośrodku okrągłym otworem, przez który światło wpada do jego wnętrza. Wygląda to niezbyt estetycznie.

Na najlepszy pomysł (choć nie zawsze możliwy do zastosowania) wpadł okulista z Harwardu prof. Claes Dohlman. W jego metodzie nie trzeba zszywać powiek. Zaproponował, żeby „oprawką” dla protezy była rogówka pobrana od zmarłego dawcy. Taka „ramka” może być odrzucona przez organizm biorcy, tzn. może zmętnieć. Nie ma to jednak znaczenia, bo przejrzystość zachowuje plastikowy, optyczny element protezy pośrodku.

Coś zjadało mi oko
– Marzyłem, żeby wszczepiać u nas takie protezy – mówi prof. Wylęgała. I udało się! Katowicki szpital otrzymał w darze od prof. Dohlmana 5 protez. 15-osobowy zespół prof. Wylęgały wszczepił je swoim pacjentom. Zabiegi obserwowała uczennica prof. Dohlmana, Amerykanka litewskiego pochodzenia, prof. Ula Jurkunas. Jednym z pacjentów był Waldemar Nowosiad ze Szczecina. – Najpierw myślałem, że to ząb mnie boli – opowiada mężczyzna. Okazało się jednak, że sprawa jest dużo poważniejsza. To było zapalenie, a potem także owrzodzenie rogówki. – Jakiś zarazek żywcem zjadał mi oko – żali się pan Waldemar. W końcu stracił wzrok w prawym oku. Miał w nim poczucie światła, ale nie widział żadnego obrazu.

Wszczepienie nowoczesnej protezy było trudne. – Zabieg trwał 10 godzin. Trudno było założyć tę protezę, trudno było ją doszyć – przyznaje prof. Wylęgała. Ale efekty okazały się rewelacyjne. Po pierwsze proteza jest prawie niewidoczna z zewnątrz. A po drugie parę dni po zabiegu pacjent przeczytał z 5 metrów 90 proc. wskazanego mu tekstu! – To zoperowane oko jest teraz lepsze niż drugie, niezoperowane – cieszy się lekarz. A cóż dopiero pacjent, który odzyskał wzrok! Wprawdzie pan Waldemar będzie musiał do końca życia nosić ochronne szkło kontaktowe i zakrapiać oko antybiotykowymi kroplami, chroniącymi przed zakażeniem, ale to niewielki koszt w porównaniu z dobrodziejstwem, które stało się jego udziałem.

Dla całej Europy
Zezwolenie prof. Dohlmana, by w Katowicach wszczepiano jego protezy, było dowodem wielkiego uznania dla umiejętności śląskich okulistów. – Amerykanie chcą, żeby powstało u nas centrum szkoleniowe dla okulistów z całej Europy, którzy także chcieliby wykonywać tego typu operacje – mówi prof. Wylęgała. Ośrodek mógłby powstać na bazie nowego oddziału transplantologicznego z dwoma salami operacyjnymi.
Najbardziej zainteresowani nowoczesnymi protezami będą sami pacjenci.

Na razie operacje tego typu są refundowane przez NFZ w niepełnej wysokości – jak zwykłe przeszczepy rogówki. Jest jednak szansa, że wszczepianie protezy znajdzie się w spisie dostępnych świadczeń medycznych. Nie jest to zabieg bardzo drogi. 20 tys. zł za operację ratującą wzrok to niezbyt wiele. Poza tym prof. Wylęgała liczy, że do kierowanego przez niego ośrodka będą przyjeżdżać także pacjenci z zagranicy, nawet spoza Unii Europejskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.