Nie leci z nimi pilot

Jarosław Dudała

|

GN 06/2010

publikacja 11.02.2010 09:31

Polskie wojsko zdecydowało o zakupie szpiegowskich samolotów bezzałogowych. W sumie 8 maszyn. Kto wie, czy bezpilotowce nie okażą się przyszłością światowego lotnictwa wojskowego.

Tak wygląda kupiony przez polskie wojsko Aerostar. Tak wygląda kupiony przez polskie wojsko Aerostar.
defenseindustrydaily.com

Nasze Ministerstwo Obrony Narodowej miało do wyboru oferty trzech producentów, wszystkich z Izraela. Nic w tym dziwnego, bo choć bezzałogowce produkuje się w wielu krajach, to Izraelczycy – obok Amerykanów – uchodzą za liderów na tym rynku. Zwycięzcami trwającej półtorej godziny internetowej aukcji zostały samoloty Aerostar firmy Aeronautics Defense Systems. Zdecydowała najniższa cena – 109 mln zł za 8 samolotów.

Co one potrafią?
Jeden zestaw składa się z czterech samolotów i dwóch naziemnych stacji kontroli lotów. Pojedynczy samolot ma 4,5 m długości i 7,5 m rozpiętości skrzydeł. Jego maksymalna masa startowa to 210 kg. Potrafi utrzymywać się w powietrzu przez 12 godzin i z odległości 200 km od centrum dowodzenia i wysokości kilku kilometrów przekazywać na żywo obrazy, jakby transmisję telewizyjną, zarówno w dzień, jak i w nocy (w podczerwieni). Ich kamery są tak czułe, że bez trudu potrafią pokazać pojedynczego człowieka.

Aerostar nie ma natomiast możliwości wykrywania źródeł promieniowania, np. radarów przeciwnika czy min-pułapek. Możliwość taką oferował konkurencyjny system Hermes 450 firmy Elbit. Był on jednak znacznie droższy. Aerostary nie są pierwszymi bezzałogowcami w rękach polskich żołnierzy. Używają oni w Afganistanie dwóch Predatorów, wypożyczonych od Amerykanów. Nasze siły zbrojne posiadają też na własność 15 małych bezpilotowców Orbiter. Cztery z nich służą obecnie w Afganistanie. Tam też trafi jeden z dwóch dopiero co zakupionych zestawów Aerostarów (4 samoloty). Drugi służyć ma w kraju do szkolenia. Polski kontyngent wojskowy w Afganistanie będzie drugim, który używać będzie tego typu samolotów szpiegowskich. Już obecnie używają ich tam wojska holenderskie.

Przyszłość bez pilotów?
Samoloty bezzałogowe to jeden z najciekawszych kierunków rozwoju lotnictwa. I nie chodzi wyłącznie o samoloty szpiegowskie, rozpoznawcze. Na razie bezzałogowce uzbrojone stanowią margines światowej produkcji tego typu maszyn. Ale są tacy, którzy twierdzą, że najnowsza, piąta generacja samolotów bojowych (należą do niej: amerykańskie F-22 Raptor i F-35 Lightening II oraz testowany obecnie rosyjski T-50, znany też jako PAK FA), to już ostatnia generacja bojowych maszyn załogowych. Mogą je zastąpić samoloty zdalnie sterowane przez „pilotów”, siedzących gdzieś w podziemnych bunkrach i kształconych od wczesnego dzieciństwa na grach komputerowych.

To niepokoi, bo wraz ze spadkiem ryzyka wzrastać może łatwość w podejmowaniu agresywnych decyzji. Samoloty bezzałogowe mają istotne zalety. Po pierwsze, strata maszyny bezzałogowej nie oznacza śmierci człowieka. Po drugie, koszty produkcji i obsługi bezpilotowców są niższe niż samolotów załogowych. Po trzecie, ograniczona wytrzymałość organizmu pilota (np. na przeciążenia) oznacza też ograniczenie możliwości manewrowych samolotu, a to z kolei oznacza, że maszyny załogowe są teoretycznie łatwiejszym celem dla obrony przeciwlotniczej.

Samolot w plecaku
Nie powinno więc dziwić, że prognozy mówią o dynamicznym rozwoju bezzałogowców bojowych i wielo-zadaniowych. Tej zmianie ma towarzyszyć rozwój systemów sterowania za pomocą globalnej nawigacji satelitarnej, miniaturyzacja i zmniejszenie wykrywalności oraz zastosowanie nowych źródeł energii (np. energii słonecznej). W warszawskim Instytucie Lotnictwa trwają prace nad bezzałogowym samolotem Phoenix. Ma poruszać się w stratosferze, 15–20 km n.p.m., i być zasilany energią słoneczną. Naładowane w dzień ogniwa mają zapewniać możliwość kontynuowania lotu także w nocy.

Samolot ten mógłby służyć do celów cywilnych i wojskowych. – Phoenix ma być gotowy za 4 lata – mówi szef projektu inż. Krystian Woźniak. Samolot bezzałogowy powstał też w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych (jego robocza nazwa to HOB-bit) oraz we współpracy polskiej firmy WB Electronics i izraelskiej Top I Vision (SOFAR). Bezzałogowce konstruowane są także na Politechnice Poznańskiej. – Najbardziej zaawansowane są prace nad Burzykiem i Żurawiem – mówi dr inż. Mikołaj Sobczak. Burzyk po złożeniu mieściłby się w żołnierskim plecaku. Zwiadowca mógłby go samodzielnie poskładać, zmontować maszt komunikacyjny i wysłać samolocik na przeszpiegi.

Żuraw jest większy – ma 6 m długości i waży 30 kg. Maszyna mogłaby bardzo tanio wykonywać policyjne loty patrolowe. Koszt godziny lotu wyniósłby około 100 zł. Dla porównania: koszt godziny lotu samolotu Wilga to 400 zł, a godzina lotu policyjnego śmigłowca to wydatek aż 3 tys. zł. Ciekawa dla Polaków jest też historia brytyjskiego bezpilotowca HERTI. Jest to pierwszy bezzałogowiec, który otrzymał certyfikat tamtejszego urzędu lotnictwa cywilnego i pod koniec ubiegłego roku rozpoczął patrolowe loty nad Kanałem La Manche. HERTI to przerobiony polski motoszybowiec J-6 Fregata.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.