Pancerni wracają do wody

Przemysław Kucharczak

|

GN 29/2008

publikacja 28.07.2008 17:37

W strumieniu, w którym w czasie wakacji taplasz nogi, być może mieszkają dziś znowu raki szlachetne. Zoolodzy ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie wpuszczają właśnie do rzek te wielkie skorupiaki, dorastające nawet do ćwierć metra długości.

Pancerni wracają do wody Raki szlachetne dożywają 25 lat. Dziś wracają do polskich rzek, choć przeszkadza im w tym dżuma racza fot. WIKIPEDIA

Raki szlachetne wyginęły w Polsce niemal doszczętnie. I to mimo że jeszcze przed II wojną światową Polska eksportowała rocznie aż 600 ton skorupiaków! Wykończyła je choroba, zwana dżumą raczą. I oczywiście także zanieczyszczenie polskich rzek. Bo ten żyjący w Polsce od wieków gatunek raka umie przeżyć tylko w najczystszych rzekach i jeziorach. Niektórzy nawet mówią o nim, że to barometr czystości wody. Kiedy więc przemysł zamienił większość naszych rzek w cuchnącą breję, rak szlachetny nie miał żadnych szans na przeżycie. Na szczęście od upadku komunizmu jakość wody w polskich rzekach z roku na rok się poprawia. Zoolodzy zaczęli więc hodować raki szlachetne i wypuszczać je na wolność. Ten eksperyment ruszył dziewięć lat temu. W warszawskiej SGGW powstała wylęgarnia. Dziś jest w niej 18 długich koryt, przez które przepływa woda, zupełnie jak w rzece. W każdym korycie wylęga się i rośnie do trzystu małych raków. Kiedy skończą dwa miesiące i urosną do dwóch centymetrów długości, naukowcy pakują je do styropianowych pojemników. I wiozą do nowych domów: do rzek i jezior, które mają co najmniej II klasę czystości. – Rocznie wypuszczamy do 5 tysięcy raczków – zdradza dr Witold Strużyński z SGGW.

Raki padają jak muchy
Rak szlachetny żyje do 25 lat. Swoimi masywnymi szczypcami, od spodu zawsze czerwonymi, potrafi w obronie własnej boleśnie uszczypnąć. Dnie spędza jednak w jamach na dnie, a wypełza z nich tylko nocą. Jego strawa to przede wszystkim wodne rośliny. Ale nie pogardzi też drobnymi zwierzętami. Zje małża, larwy owadów wodnych, a nawet śniętą rybę. Jego oczy, osadzone na słupkach, patrzą... niezależnie od siebie. Każde oko obraca się z osobna w różne strony. Większość raków szlachetnych jest ciemnobrunatna albo czarna, ale zdarzają się też całkowicie... błękitne. Największe z nich mają ćwierć metra długości. Niestety, choć naukowcy próbują dzisiaj przywrócić raka szlachetnego polskiej przyrodzie, idzie im to ze sporymi trudnościami. A to z powodu dżumy raczej, która wciąż tym wielkim rakom nie odpuszcza. Wywołuje ją pierwotniak, który osadza się na pancerzu raka, a potem powoli wnika do jego wnętrza. Skorupiaka dotyka paraliż. Odrzuca odnóża, a w końcu próbuje się wczołgać na ląd. Skąd się wzięła ta straszna dla raków choroba? Z Ameryki Północnej. Przywlókł ją w XIX wieku w swoich wodach balastowych statek płynący do Włoch. Raki w Europie zaczęły wtedy padać jak muchy.

Raki mnożą się jak króliki
Pod koniec XIX wieku pomorowi raków szlachetnych postanowili zaradzić Niemcy. Zaradzili jednak w specyficzny sposób: sprowadzili do swoich jezior zupełnie inny gatunek raka z Ameryki, raka pręgowatego. Ten okazał się jednak właśnie nosicielem dżumy raczej. Pierwotniak żyje sobie na pancerzu raka pręgowatego, ale nie umie tego pancerza przekłuć. Za to jeśli przeskoczy na raka szlachetnego, z łatwością go zabija. Wszędzie więc, gdzie pojawia się rak pręgowaty, raki szlachetne giną co do jednego. – W 1890 roku Niemcy sprowadzili raki pręgowate na Pojezierze Myśliborskie. Od tego czasu te raki wędrują na południowy zachód, w górę Wisły, Odry i Warty oraz od jeziora do jeziora. Opanowały Góry Świętokrzyskie i Małopolskę. Jeszcze kilka lat temu wolne od nich było przynajmniej województwo podkarpackie, ale ostatnio dotarły także tam – ubolewa dr Strużyński. Raki pręgowate zręcznie rywalizują też ze szlachetnymi o dostęp do pożywienia. I w dodatku, kiedy tylko się u nas pojawiły, zaczęły mnożyć się jak króliki. Jakby tego było mało, pół wieku temu Szwedzi sprowadzili też do Europy następnego nosiciela dżumy: raka sygnałowego.

Powrót krawca
– Czy w takim razie wypuszczanie na wolność małych raków szlachetnych ma w ogóle sens? Przecież w końcu i tak spotkają kolegów z Ameryki i wyzdychają – pytam. – Ma sens, bo wybieramy im takie wody, za którymi nie przepadają pręgowate – wyjaśnia dr Strużyński. – Raki pręgowate nie lubią zbyt zimnej wody. Więc wpuszczamy szlachetne na przykład do mniejszych strumieni, gdzie nie docierają ani raki pręgowate, ani na przykład wydry, które bardzo chętnie zjadają raki – mówi.

Raki trafiły już do rzek i jezior między innymi w Spalskim Parku Krajobrazowym, czy w Parkach Krajobrazowych Łomżyńskim i Mazowieckim. Są na Kaszubach, a nawet na Górnym Śląsku. – Kiedyś wypuściliśmy raki na Wysoczyźnie Siedleckiej – mówi Witold Strużyński. – I przez kilka następnych lat przeżywałem rozczarowanie, bo raków wciąż tam nie było. Aż w końcu w piątym roku nagle pojawiło się ich tam zatrzęsienie! Wreszcie wykluło się w obfitości potomstwo tych, które pięć lat wcześniej wypuściliśmy. Nie powiem, gdzie dokładnie, bo kłusownicy zupełnie zniszczyliby to stanowisko – dodaje.

Oprócz raka szlachetnego zoolodzy z SGGW ratują podobnego do niego raka błotnego, zwanego krawcem. On też dorasta do ćwierć metra i ma smaczne mięso, i też wypierają go mniejsi amerykańscy kuzyni. Krawiec nie jest aż tak wrażliwy na zanieczyszczenia wody i więcej zniesie niż rak szlachetny. Wobec dżumy jest jednak tak samo bezbronny. Malutkie krawce trafiają dziś do wielu polskich jezior. Problemów z ratowaniem tych zagrożonych gatunków jest jednak mnóstwo, więc jeszcze nie wiadomo, czy program się na dłuższą metę powiedzie. Problemem może być nawet to, że rybacy używają dzisiaj sieci zrobionych z... syntetycznych włókien.

– I dlatego już nie muszą ich suszyć. Dawniej, w czasie kilku dni suszenia na słońcu, ultrafiolet dezynfekował tę sieć. A dzisiaj rybacy bez suszenia wiozą sieć na następne jezioro, transportując przy okazji zarodniki dżumy raczej – mówi Witold Strużyński. Ale są też dla naszych rodzimych raków lepsze wiadomości. Dotyczą ich amerykańskiego konkurenta: wygląda na to, że rak pręgowaty ostatnio nieco wyhamował swój zdobywczy marsz przez Europę. – Od dziesięciu lat obserwujemy, że zaczęła się zmniejszać liczebność raka pręgowatego. Może to mieć związek z naturalnym mechanizmem, który reguluje ekspansję obcych gatunków – ocenia Witold Strużyński.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.