W barwnym świecie apokryfów

Andrzej Macura

|

GN 18/2006

publikacja 27.04.2006 09:09

Pewnego dnia Jezus bawił się z dziećmi na dachu. Jedno z nich spadło i zabiło się. Rodzice zabitego dziecka mówili do Jezusa: „Ty zrzuciłeś to dziecko”.

W barwnym świecie apokryfów

Jezus im odpowiedział: „Ja go nie pchnąłem”. A gdy oni Mu grozili, Jezus zszedł do tego, który był zabity i rzekł: „Zenonie – takie było bowiem jego imię – czy to Ja cię strąciłem?”. On podniósł się natychmiast i rzekł: „Nie, mój Panie”.

To fragment „Dzieciństwa Pana”, nazywanego częściej Ewangelią dzieciństwa Tomasza, jednego z wielu apokryfów Nowego Testamentu. Stało się o nich głośno dzięki publikacji nowo odkrytej Ewangelii Judasza. Wbrew obiegowym opiniom nikt nie ukrywa takiej starożytnej literatury. Apokryfy są tłumaczone na współczesne języki i publikowane, gdyż stanowią ciekawy materiał dla studiów nad pierwszymi wiekami chrześcijaństwa.

Historie, legendy, baśnie
Trudno jednoznacznie określić, czym są apokryfy. „Stoją na granicy historii, hagiografii, legendy, folkloru, baśni, ale także teologii” – napisał we wprowadzeniu do polskiego wydania „Apokryfów Nowego Testamentu” ich znawca i tłumacz, ks. Marek Starowieyski. Łączy je to, że tematycznie są związane z problematyką poruszaną w tekstach biblijnych.

Żeby właściwie ocenić wartość apokryfów, trzeba zestawić je z tekstami oficjalnie uznanymi przez Kościół. Dobra Nowina o Jezusie początkowo nie była bowiem spisywana, ale przekazywana ustnie. Dopiero gdy pojawił się problem wiarygodności tego przekazu, gdy zaczęło brakować naocznych świadków działalności Jezusa, pojawiła się konieczność spisania nauki Jezusa i pierwotnego Kościoła. Chodziło o to, by prawda Ewangelii nie zagubiła się gdzieś wśród baśni i legend. Jednak nie wszystko, co o Jezusie napisano, można było uznać za wiarygodne. Problem ten porusza już św. Paweł w Drugim Liście do Tesaloniczan, gdy wspomina, że niektórzy wprowadzają zamęt w Kościele przez podawanie nowej nauki, powołując się na natchnienie Ducha, mowę prorocką lub list, rzekomo pochodzący od niego.

Problemem było, jak w ogromie literatury znaleźć to, co naprawdę rzetelne i wartościowe. Posłużono się kryterium wiarygodności autora, autorytetu przechowującej pismo gminy chrześcijańskiej oraz zgodności z Tradycją. Tak ustalono kanon ksiąg Nowego Testamentu, czyli zbiór pism, kóre Kosciół uznał za natchnione, za wyrażające jego wiarę.

Gdy Jezus był dzieckiem
Przyczyny, dla których tworzono pisma, które dziś nazywamy apokryfami, były bardzo różne. Jedną z nich była troska o ocalenie od zapomnienia nauki Jezusa. Uważa się, że zwłaszcza wcześnie powstałe apokryfy mogą zawierać autentyczne, niezachowane gdzie indziej tradycje o Jezusie.

Apokryfy tworzono też po to, by uzasadnić jakieś teologiczne, niekoniecznie heretyckie tezy. Dość często jednak powstawały, by krzewić poglądy niezgodne z nauczaniem Kościoła. Tak powstała np. głośna swego czasu Ewangelia Tomasza. Inne miały nauczanie Kościoła podważyć czy wręcz ośmieszyć.

Były też bardziej prozaiczne powody powstawania apokryfów. Niektórzy autorzy chcieli w sposób obrazowy wyjaśnić jakieś fragmenty ksiąg kanonicznych. Wtedy apokryfy są jednymi z pierwszych utworów egzegetycznych. Często też pisma te, zwłaszcza późniejsze, podają szczegóły, mające zaspokoić ludzką ciekawość, odpowiadając np. na pytania o pochodzenie Maryi i Józefa czy dzieciństwo Jezusa. Zaspokajają także ludzką ciekawość odnośnie do tego, o czym Pismo mówi lakonicznie, np. szczegółowo opisując los człowieka po śmierci.

Wśród motywów powstawania apokryfów wymienia się także mało chlubną ambicję poszczególnych gmin chrześcijańskich, chcących, by ich założyciela upatrywano w jakiejś mniej lub bardziej znanej postaci Nowego Testamentu. Taki motyw zapewne przyświecał twórcom rzekomej korespondencji Jezusa i Abgara, króla Edessy. Mogły też być – jak wskazują znawcy tematu – literaturą zastępczą dla namiętnych czytelników romansów.

Księga odnaleziona w Tybecie
Odkąd księgi Nowego Testamentu znalazły się „pod ochroną” Kościoła, niemożliwe stały się w nich jakiekolwiek zmieniające sens wypowiedzi przeróbki. Inaczej było z apokryfami. Skracane, rozbudowywane, tłumaczone na różne języki, dostosowywane do potrzeb danej kultury, oczyszczane z teologicznych archaizmów czy błędów, ale i dostosowywane do potrzeb różnorakich herezji, do naszych czasów zachowały się w wielu wersjach. Trudno dziś ustalić, jaka jest ich rzeczywista wartość. Na przykład Ewangelia Gruzińska zawiera elementy prymitywnej teologii II wieku, ale także aluzje do sporów chrystologicznych wieku V, przybycia muzułmanów oraz wypraw krzyżowych.

Także w czasach współczesnych powstają „nowe apokryfy”, mające uzasadnić pochodzenie od Chrystusa różnych współczesnych prądów myślowych. Żeby je jakoś uprawomocnić, potrzebne jest stworzenie legendy o cudownym odnalezieniu. Ulubionym miejscem „odnalezienia” takich dzieł jest często, strzeżona przez kardynałów zazdrosnych o wpływy w dzisiejszym świecie, Biblioteka Watykańska – zauważa z ironią ks. Starowieyski. Dobre są także inne, bardziej egzotyczne miejsca: Konstantynopol, Jerozolima, Indie czy Tybet. W jednym z tybetańskich klasztorów rzekomo odnaleziono „Historię świętego Issy”, opowiadającą o losach przebywającego w Tybecie Jezusa. Po przesłuchaniu świadków i przełożonego klasztoru sensacyjne odkrycie okazało się kłamstwem, ale legenda pozostała.

Apokryfy na ścianach
Czy apokryfy to pisma zupełnie bezwartościowe? Zdecydowanie nie. Mogą zawierać elementy wczesnej teologii Kościoła. Choć trudno do niej czasem dotrzeć, to jednak jest to ważne źródło dla jej poznania. Pozwalają także lepiej zrozumieć nauczanie Ojców Kościoła, którzy nieraz, choćby w celach polemicznych, zwalczając pewne nieortodoksyjne prądy, do ich treści nawiązywali. Apokryfy stanowią także ważne źródło poznania wiary ludzi prostych. Bo do nich, nie intelektualistów, były zazwyczaj adresowane. Jako takie są często niedocenianymi przekazicielami starożytnej tradycji, na której do dziś budujemy naszą wiarę i religijne tradycje. Niektóre, jak Dzieje Jana, pokazują panujące dawniej zwyczaje liturgiczne.

Bywają też, jak Protoewangelia Jakuba, dowodem istnienia żarliwej pobożności maryjnej już w II wieku. Właśnie z Protoewangelii Jakuba znamy imiona rodziców Matki Bożej. Grupa apokryfów nazywanych Tran- situs potwierdza wiarę chrześcijan pierwszych wieków we wniebowzięcie Maryi. Dogmat o cudownym wzięciu Maryi do nieba z ciałem i duszą Kościół ogłosił kilkanaście wieków później, dopiero w 1950 r.

Z treści apokryfów pełnymi garściami czerpała przez wieki literatura. Tytułowa scena „Quo vadis” zaczerpnięta jest z apokryfu Dzieje Piotra. Korzystała z nich obficie także ikonografia chrześcijańska. Na apokryfach opierali się artyści malujący np. sceny zaśnięcia Maryi czy zstąpienia Jezusa do piekieł. „Apokryfy Nowego Testamentu wraz z żywotami świętych są najlepszym przewodnikiem po kościołach średniowiecznych Zachodu i Wschodu, o czym sam miałem możność przekonać się, zwiedzając piękne kościoły bizantyjskie w Mistras” – uważa ks. Marek Starowieyski. „Mimo że byłem tam pierwszy raz, znajdowałem się w świecie dobrze znanych motywów” – dodaje.

Apokryfy mogą być przydatnym źródłem wiedzy o starożytności chrześcijańskiej. Ale pamiętając o ich pokrętnym nieraz rodowodzie, nie można bezkrytycznie przypisywać im roli świadków autentycznego nauczania Jezusa Chrystusa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.