Uwierz w (polskiego) ducha

Piotr Legutko

|

GN 22/2022

publikacja 02.06.2022 00:00

Tworzymy wspólnotę, którą jednoczą nie stosunek do wroga, lecz wyznawane wartości.

Uwierz w (polskiego) ducha Szymon Zmarlicki /Foto Gość

Znacząca większość Polaków, 91 proc., deklaruje przychylny stosunek do przyjmowania uchodźców z Ukrainy. Wynik badania CBOS trzy miesiące po wybuchu wojny pokazuje, że nie spełniają się kasandryczne zapowiedzi o nieuchronnej zmianie nastrojów w tej sprawie. Mimo galopującej inflacji i skokowego wzrostu cen oraz rat kredytów nie ma też wybuchu społecznego niezadowolenia. Przeciwnie, głęboki podział polityczny przestał być tak istotny jak przed 24 lutego. „Na górze” ma się on dobrze, nadal obowiązuje retoryka konfliktu, za to „na dole” uruchomiły się procesy odwrotne, dobrze znane z czasów zimy stulecia, powstania Solidarności czy powodzi z 1997 roku: wyborców PO i PiS, Lewicy i PSL zjednoczyła wola wspierania potrzebujących. Dodajmy – wola przechodząca w czyn. Najbardziej fascynujące są skala i powszechność tego zjawiska.

Ramię w ramię

Trzy czwarte Polaków bezpośrednio zetknęło się z uchodźcami, dwie trzecie aktywnie pomaga (dane z kwietnia 2022 r., CBOS), oddając swój czas, pieniądze, przestrzeń życiową. Jest to więc doświadczenie ogarniające niemal całe społeczeństwo. Bo nie ma znaczenia wiek, wykształcenie, miejsce zamieszkania, światopogląd. Nie ma Polski A i Polski B, metropolii i prowincji, miasta i wsi. W łeb biorą wszystkie socjologiczne pewniki ogłaszane w ostatnich latach. Zarówno te dotyczące wychładzania energii żywego Kościoła, jak i egoizmu klasy średniej. To osoby najbardziej zaangażowane w praktyki religijne są w awangardzie pomagających, zresztą ramię w ramię z najlepiej zarabiającymi: pracownikami korporacji i przedsiębiorcami o poglądach liberalnych.

To bardzo ciekawe dane, obalające stereotypy, zwłaszcza ten najbardziej ponury – o zanikaniu kapitału społecznego w Polsce, egoizmie klasowym i braku umiejętności współdziałania. Analogie z rokiem 1980 (a także 1997) są uzasadnione również tym, że akcja pomocowa przez pierwsze dwa miesiące prowadzona była niejako obok instytucji i struktur państwa. Samorządy i administracja centralna zawsze były o krok z tyłu. Jak podczas walki z żywiołem decydowała szybkość decyzji, sprawność i kreatywność wolontariatu (który także miał być już w Polsce wielkim nieobecnym).

„Ostentacyjna pomoc”

Jak interpretują taki stan rzeczy socjologowie upatrujący nadziei na przyszłość jedynie we „wkurzeniu” i ulicznych protestach najbardziej postępowej części społeczeństwa, eksperci od lat załamujący ręce nad kondycją „suwerena”: biernego, nastawionego roszczeniowo, „kupowanego” przez władzę kolejnymi bonusami? Prof. Andrzej Leder z PAN przyznaje się do dysonansu poznawczego, ale nie odpuszcza. „Ostentacyjna pomoc, po prostu bycie szlachetnym, wydaje mi się próbą poprawy własnego samopoczucia, samoleczeniem, próbą powrotu do wizerunku »my, Polacy, złote ptacy«, dorastania do ideału bardzo silnie zakodowanego w polskiej historii” – mówi w rozmowie z Jakubem Majmurkiem („Krytyka Polityczna”).

Owszem, pomaganie w wielu środowiskach bywa ostentacyjne, stało się wręcz modne, ale z pewnością nie jest to główna motywacja obecnego zrywu. Mimo to prof. Leder znów powraca do nienawiści, gniewu i małoduszności jako najsilniejszych dopalaczy współczesnych Polaków, do złych emocji, jakoby pudrowanych dziś jedynie solidarnością na pokaz. „Ja w ogóle mam przekonanie, że społeczeństwa tradycyjne, agrarne i chrześcijańskie są naturalnie, acz nieświadomie, rasistowskie. I potem dokonuje się ewolucja tej ksenofobicznej postawy, może się ona zamienić w nowoczesny rasizm albo ewoluować ku otwartości i postawie demokratycznej” – wróży filozof kultury.

Nowa Solidarność

Nie jest łatwo porzucić dogmat o dwóch skłóconych Polskach, które już się nie skleją. To prawda, że pokolenie Solidarności (bo zapiekłość dotyczy głównie generacji 50+) już dawno weszło w stan „moralnej wojny totalnej”, w której z przeciwnikiem się nie dyskutuje, lecz go zwalcza, nie biorąc jeńców. Ale manichejski podział na tych dobrych (wiadomo, my) i tamtych złych ma korzenie nie w Sierpniu ’80, ale w grudniu ’81. W walce z komuną, a nie w doświadczeniu, które prof. Alain Touraine, wybitny francuski socjolog, nazwał „najpiękniejszym, co się wydarzyło ludzkości w końcu XX wieku”.

10-milionowa Solidarność, porównywana do pierwotnej gminy chrześcijańskiej, w której jedni drugich ciężary noszą, traktowana była od lat jak mit, w którego żywotność wierzą już tylko nieliczni, np. Dariusz Karłowicz, Krzysztof Mazur czy prof. Zbigniew Stawrowski, autor pojęcia wspólnoty etycznej. Filozof polityki tak właśnie postrzegał polską Solidarność: jako wspólnotę nakierowaną nie na stosunek do wroga, lecz wspólnie wyznawane wartości. I oto teraz, wiosną 2022 roku, interdyscyplinarna grupa ekspertów afiliowanych przy Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie (z pewnością nie pięknoduchów) publikuje raport – odpowiedź na kryzys uchodźczy – zatytułowany „Nowa Solidarność”. Za punkt odniesienia do opisu fenomenu, z jakim mamy dziś do czynienia, naukowcy uznają doświadczenie sprzed 42 lat. Potwierdzając jego żywotność i sprawczość.

To się szybko wypali…

Nawet cytowany prof. Leder dostrzega tę analogię. Trudno od niej uciec. Ale na tym samym oddechu on, a także legion publicystów realistów ostrzega, że to się szybko wypali. I wrócimy do potępieńczych swarów. Swoją drogą gorszące jest to oczekiwanie: kiedy wreszcie zaczną się konflikty z uchodźcami o miejsca pracy i zasiłki, kiedy zbuntują się przeciążone samorządy, powrócą spory o historię, wyschnie strumień finansowej pomocy, a wolontariuszom znudzi się marnowanie czasu i energii. Bo przecież nikt nie ma wątpliwości, że tak będzie. Pytanie brzmi nie „czy”, ale „kiedy”. I wtedy wysypią się newsy, reportaże, artykuły, piętnujące tytuły, zaś intelektualiści wrócą do refrenu, że dla tego narodu może i da się coś zrobić, ale z tym narodem to już niekoniecznie.

Nikt rozsądny nie twierdzi, że teraz w Polsce zapanuje królestwo niebieskie. Ludzie w komplecie i bez wyjątków nie zmienią się w anioły. Jak amen w pacierzu pojawią się problemy, spory, konflikty, zmęczenie wśród pomagających, frustracja u gości. To dlatego powstają takie raporty jak „Nowa Solidarność”, pokazujące niesłychane wyzwania, wskazujące, jakie działania powinny być pilnie podjęte przez władze, organy, instytucje. Państwo musi podciągnąć tabory, zluzować pospolite ruszenie. Ale nieuchronność konfliktów w niczym nie ujmuje znaczenia dzieła, jakie zostało dokonane. A że mówimy o postawach, reakcjach, zachowaniach, które układają się w pewną piękną całość, nie marudźmy, nie narzekajmy. Uwierzmy w (polskiego) ducha!

Kwestia kultury

Bo właśnie w tej sferze należy sytuować Solidarność, którą zachwycał się świat (i znów to robi). Nie chodzi o związek zawodowy, ruch społeczny czy projekt ustrojowy, jakiś nasz, oryginalny pomysł na lepsze urządzenie państwa. Nowa solidarność – tak jak „stara” – jest doświadczeniem przedpolitycznym, fundamentalnym, jednoczącym, a zarazem wyróżniającym. Choć objawia się ono w chwilach zagrożenia bytu narodowego, nie ma charakteru insurekcji. W Sierpniu ’80 nie chodziło o powstanie przeciw komunie (po grudniu ’81 już tak), dziś też nie chodzi o to, by ruszać na Moskala. Solidarność z prześladowanymi to nasza, polska reakcja na zło. To nie kwestia poglądów, ale sposobu reagowania, kultury, określająca nasze miejsce na mapie świata mocniej niż geografia. W 1980 roku chodziło o przeciwstawienie się obyczajom rodem z folwarku, rządom nomenklatury, dziś solidarność przeciwstawiamy okrucieństwu, chrześcijańską cywilizację – dyktaturze. Wbrew temu, co nam się wmawia, nie jesteśmy zapiekli, mściwi, mocni jedynie w awanturach i podstępach. To nie jest nasze DNA. Nie po tym się rozpoznajemy i nie tak powinniśmy się światu prezentować.

A co będzie z nami – jako wspólnotą – gdy minie zagrożenie? Może właśnie w wewnętrznym konflikcie, w gniewie i zacietrzewieniu, obcym naszej kulturze, doszliśmy do ściany. Może teraz właśnie, gdy nie znajdujemy już wspólnej przestrzeni na poziomie języka, pojęć (każdy co innego przez nie pojmuje), dotarliśmy do przestrzeni solidarności – naszej ściany, o którą można się oprzeć. Łączą nas dziś nie słowa, ale czyny, zachowania, gesty, naturalne, dobre emocje. One są jak skała, można na nich budować. Oby zrozumieli to architekci polskiej przyszłości.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.