„Niepojęta Trójca” na ławie oskarżonych?

Jacek Dziedzina

|

GN 22/2022

publikacja 02.06.2022 00:00

Czy w liturgii można wykonywać utwory autora, na którym ciąży zarzut poważnego przestępstwa? Czy dzieła powinny ponosić „karę” podobnie jak ich twórcy?

„Niepojęta Trójca” na ławie oskarżonych? henryk przndziono /foto gość

Środowiska odnowy muzyki liturgicznej próbują poradzić sobie z szokiem, jakim są oskarżenia wobec jednego z ojców tego ruchu.

Pieśni „zawieszone”

„W związku z wszczęciem śledztwa wobec dominikanina z Prowincji Tuluzy, o. André Gouzesa, przez francuską prokuraturę na podstawie zarzutu o napaść seksualną i gwałt na małoletniej osobie poniżej 15. roku życia, usilnie rekomendujemy zrezygnowanie z wykonywania utworów autorstwa o. André Gouzesa podczas liturgii, dopóki nie zapadnie wyrok sądu w tej sprawie”.

Oświadczenie takiej treści opublikował 11 maja Dominikański Ośrodek Liturgiczny w Krakowie. Do tekstu dołączono listę utworów, których autorem jest oskarżany zakonnik. Wśród nich tak znane w wielu środowiskach pieśni jak: „Niepojęta Trójco”, „Kantyk Mojżesza”, „O, dniu radosny” czy „Nasz Pasterz odszedł”… Długa lista, za którą kryje się historia wielu dobrych rzeczy, jakie dokonały się w podejściu do śpiewu liturgicznego, w odkrywaniu, że nie jest on żadną „oprawą muzyczną” i dodatkiem do liturgii, ale jej nieodłączną częścią. Autorzy powyższego oświadczenia dopowiadają: „Szokiem dla nas, jak też dla mnóstwa osób w środowisku muzyki liturgicznej, są oskarżenia przedstawione francuskiemu dominikaninowi (…), którego utwory wykonywane są we wszystkich dominikańskich kościołach w Polsce i którego styl był inspiracją dla muzycznych poszukiwań kompozytorów związanych z Dominikańskim Ośrodkiem Liturgicznym”. To oświadczenie, rekomendujące wstrzymanie się z wykonywaniem utworów o. Gouzesa, wywołało prawdziwą burzę w środowisku liturgicznym w Polsce. Jedni wyrażali uznanie dla decyzji Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, inni przekonywali, że trzeba oddzielić dzieło od jego twórcy i nie można nagle zakwestionować duchowego dobra, jakie dotąd działo się za sprawą tych utworów.

Ideał liturgiczny

Ojciec André Gouzes w 1975 roku zajął się odnową dawnego opactwa cystersów w Sylvanès. To tam właśnie stworzył Ośrodek Formacji do Liturgii i Śpiewu Sakralnego. W swojej twórczości czerpał pełnymi garściami zarówno z chorału gregoriańskiego, jak i ze śpiewu bizantyjskiego, a nawet z chorału obecnego we wspólnotach protestanckich. Na bazie tych źródeł o. Gouzes tworzył zupełnie nowe utwory, które charakteryzują się z jednej strony dostojnością właściwą muzyce liturgicznej, z drugiej – pewną lekkością i melodyjnością, dużo łatwiej przyswajalną niż „surowy” śpiew gregoriański. Pieśni Gouzesa i wielu innych kompozytorów, którzy weszli w ten nurt odnowy liturgicznej, nie mają w sobie nic z przesadnego patosu wielkich dzieł muzycznych znanych kompozytorów, które ze swoim przerostem formy nad treścią zupełnie nie pasują do ducha liturgii. Ale też, z drugiej strony, nie idą na łatwiznę w dialogu ze współczesnością i nie przemycają elementów muzyki rozrywkowej, nie przypominają również w niczym – skądinąd pięknych i dobrych w innych sytuacjach – pieśni z tzw. nurtu uwielbieniowego. Krótko mówiąc: dla liturgii są wręcz idealne w swojej prostocie i dostojności zarazem. Udowadniają też w praktyce, że uczestnicy liturgii nie są skazani ani na ospałe i toporne śpiewy z wątpliwymi teologicznie tekstami, ani na frywolne, infantylne w treści i brzmieniu „piosenki”.

Cały ten – pewnie niedoskonały – opis charakteru muzyki środowisk inspirujących się twórczością między innymi o. Gouzesa jest również po to, by lepiej rozumieć ból, jaki w tych środowiskach wywołała informacja o domniemanym przestępstwie seksualnym francuskiego dominikanina. Nikt nie ma wątpliwości, że sprawa musi być wyjaśniona i – jeśli zarzuty się potwierdzą – sprawca powinien ponieść karę, a ofiara musi otrzymać niezbędną pomoc. Spór dotyczy czego innego: czy aby na pewno pieśni o. Gouzesa powinny znaleźć się na indeksie utworów zakazanych lub co najmniej „wstydliwych”. Czy dzieła powinny ponieść „karę” podobnie jak ich autor?

Ofiary są wśród nas

Rozmawiam z o. Łukaszem Miśką OP, prezesem Fundacji Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, którego nazwisko widnieje pod cytowaną na wstępie rekomendacją. – W naszym oświadczeniu podkreślaliśmy, że jest to rekomendacja, by do czasu wyjaśnienia sprawy nie używać tej muzyki podczas liturgii. Jeśli ktoś w swej wrażliwości uzna, że nadal chce słuchać tej muzyki, śpiewać te utwory ze swoją scholą, to może to zrobić, bo wydaliśmy wyłącznie zalecenie. Napisaliśmy wprost, że decyzja co do wykonywania tych pieśni zależy od wykonawców, ale jako wydawca sugerujemy pewną ostrożność do czasu wyjaśnienia sprawy. Jest to zatem tylko sugestia ograniczona do liturgii, by w przestrzeni świętego wydarzenia wstrzymać się z wykonywaniem tych utworów do czasu wydania prawomocnego wyroku przez sąd – mówi o. Łukasz Miśko. – W dyskusji padały pytania, w jaki sposób osoby potencjalnie pokrzywdzone przez Gouzesa we Francji miałyby się poczuć urażone tym, że w Polsce śpiewa się jego muzykę. Może byłoby inaczej, tyle tylko, że obecnie również w Kościele w Polsce przeżywamy konfrontację z jego bolesną przeszłością właśnie w tym obszarze, w tym z bolesną przeszłością naszego zakonu. W Polsce też mamy grupę ludzi, którzy zostali skrzywdzeni w Kościele. Kiedy więc wszystkie możliwe portale, katolickie i nie tylko, pisały o oskarżeniach pod adresem o. Gouzesa, to my także z poczucia solidarności z osobami pokrzywdzonymi w Polsce, ale i ze względu na osoby, które kojarzą jego muzykę – a są to przecież liczne grupy zaangażowane w muzykę liturgiczną lub po prostu uczestniczące w liturgii w kościołach dominikanów – postanowiliśmy jakoś zareagować – dodaje o. Miśko.

Caravaggio i inni

Temat wzbudził kontrowersje w środowisku, bo w popularnym śpiewniku dominikańskim, zatytułowanym „Niepojęta Trójco” (od jednego ze wspomnianych wyżej utworów o. Gouzesa), w kolejnych wydaniach i dodrukach ciągle znajdują się utwory innego kompozytora, byłego już dominikanina i nikomu nie przyjdzie do głowy, by z racji jego późniejszych wyborów życiowych usuwać pieśni, które do dziś są nieodłączną częścią liturgii nie tylko w dominikańskich kościołach. – W przypadku o. Gouzesa mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją: postawiono mu bardzo poważne zarzuty, prokuratura prowadzi śledztwo. To jedyny autor z grona tych, których muzykę liturgiczną publikujemy (włącznie z naszym byłym współbratem), oskarżony o takie przestępstwo – tłumaczy o. Miśko. Dominikanin przyznaje, że kontrowersje wokół tej sprawy wynikają z faktu, że w Kościele mamy nieprzepracowany temat relacji między dziełem i twórcą. – Być może średniowieczni mnisi, którzy tworzyli gregoriańskie antyfony, także popełniali przestępstwa, ale utwory były pisane anonimowo i trudno połączyć je z konkretnymi osobami i ich życiem. Można postawić pytanie o dzieła Caravaggia – artysta był oskarżany nawet o morderstwo, a jego obrazy znajdują się do dziś w rzymskich kościołach. W tych przypadkach zapewne pomaga nam dystans czasowy, historyczny. W przypadku muzyki o. Gouzesa mamy do czynienia z czymś świeżym (zarzuty dotyczą połowy pierwszej dekady XXI w.), sprawa jest wyjaśniana właśnie teraz. Poza tym – ciągnie temat o. Miśko – mówimy o muzyce liturgicznej, którą mamy się modlić. Liturgia jest szczególną przestrzenią i obawiamy się, że wykonywanie utworu osoby oskarżanej o przestępstwo może przeszkodzić komuś w przeżywaniu nabożeństwa.

Przykład z USA

Pewnym punktem odniesienia dla polskich dominikanów były doświadczenia Kościoła w Stanach Zjednoczonych, gdzie wydawcy muzyki liturgicznej w ostatnich latach wycofali z druku utwory tych artystów, którzy zostali oskarżeni o nadużycia seksualne. A mówimy o największym na świecie rynku muzyki liturgicznej. Dużym ciosem dla amerykańskich środowisk liturgicznych były ciężkie oskarżenia pod adresem jednego z najważniejszych kompozytorów, Davida Haasa. „Zawiesiliśmy nasze relacje wydawnicze i sponsorskie z panem Haasem, a także usunęliśmy jego muzykę, książki i nagrania z naszego katalogu i strony internetowej” – napisał Alec Harris, prezes GIA Publications. A prawie połowa diecezji w Stanach Zjednoczonych wezwała parafie do zaprzestania grania jego muzyki podczas Mszy św. i innych wydarzeń, przynajmniej do czasu zakończenia dochodzenia w sprawie jego postępowania. Z jednej strony reakcja wydaje się zrozumiała w sytuacji, gdy pojawiały się kolejne oskarżenia, które wymagają procesu sądowego. Z drugiej otwarte pozostaje pytanie, czy na pewno trzeba „karać” również utwory, które dotąd przecież służyły wspólnotom parafialnym. Poza tym dopóki nie zapadnie wyrok, obowiązuje jednak domniemanie niewinności; dotyczy to zarówno przypadku Haasa, jak i o. Gouzesa. Tyle tylko, że w Stanach Zjednoczonych każdy uczestnik liturgii ma w rękach śpiewnik, w którym obok tekstu jest również nazwisko autora pieśni. A ponieważ skala nadużyć seksualnych swego czasu przeorała Kościół w Stanach Zjednoczonych, nikt nie chce sprawiać choćby wrażenia, że lekceważy stawiane komuś poważne zarzuty. Poza tym mówimy ciągle – również w przypadku o. Gouzesa – o tymczasowym zawieszeniu wykonywania tych utworów, a nie o wyrzucaniu ich na śmietnik. – Kolejne decyzje podejmiemy po uprawomocnieniu się wyroku sądowego w sprawie o. Gouzesa i rozeznaniu aktualnej sytuacji – zaznacza o. Łukasz Miśko. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.