Tu mogę bardziej kochać

Franciszek Kucharczak

|

GN 22/2022

publikacja 02.06.2022 00:00

Młodzi konsekrowani: – Gdy już się powie Panu Bogu „tak”, te wszystkie rzeczy, które się zostawia, przestają być najważniejsze.

Kandydaci do życia konsekrowanego muszą zostawić dla Jezusa wiele „majętności”, innych od tych, z którymi mierzyli się ich poprzednicy jeszcze dwadzieścia lat temu. Kandydaci do życia konsekrowanego muszą zostawić dla Jezusa wiele „majętności”, innych od tych, z którymi mierzyli się ich poprzednicy jeszcze dwadzieścia lat temu.
Roman Koszowski /Foto Gość

Kraków, wrzesień 2018 roku. Zapada wieczór. Około tysiąca młodych ludzi idzie przez miasto długim pochodem. Uśmiechają się, machają do gapiów, jest radośnie.

Niby widuje się takie rzeczy, ale ten widok przykuwa uwagę przechodniów i ludzi siedzących w kawiarniach: niemal cała ta młodzież jest ubrana w habity lub sutanny. Do wyboru, do koloru – białe, czarne, brązowe, szare. Idą młodzi członkowie wielu istniejących w Polsce zgromadzeń, instytutów i zakonów.

– To był taki pochód radości z daru powołania – mówi ks. Patryk Chmielewski SDB, główny koordynator tamtego wydarzenia, czyli III Kongresu Młodych Osób Konsekrowanych. We wrześniu tego roku odbędzie się czwarty taki kongres – tym razem w Licheniu Starym. To ostatnia chwila, żeby się zapisać.

Kandydaci do życia konsekrowanego muszą zostawić dla Jezusa wiele „majętności”, innych od tych, z którymi mierzyli się ich poprzednicy jeszcze dwadzieścia lat temu.

IV Kongres Młodych Osób Konsekrowanych odbywać się będzie od 22 do 25 września tego roku. – Chcemy spotkać się we wspólnocie młodych osób, w różnorodności charyzmatów. Zatrzymać się nad naszą tożsamością i sensem naszej konsekracji. Żebyśmy zobaczyli, kim jesteśmy. Młodzi konsekrowani często spotykają się z próbami zanegowania celowości tej drogi – że to dzisiaj nie ma sensu, że to marnowanie siebie… Nie chodzi o to, żeby udowodnić światu, że się myli, ale żeby zmierzyć się ze sobą, czy tak naprawdę widzimy sens naszego życia konsekrowanego. I jak w takim razie możemy być świadkami w świecie takim, jaki on jest. Stąd też hasło: „Powstań i świeć” – mówi s. Angelika Mrówka MChR.

O czasie wyboru i doświadczeniu życia konsekrowanego mówi kilkoro uczestników i organizatorów nadchodzącego IV Kongresu Młodych Osób Konsekrowanych pod hasłem: „Powstań i świeć”.•

Tu mogę bardziej kochać   S. Angelika Mrówka archiwum Siostry Angeliki Mrówki

Siostra Angelika Mrówka ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa dla Polonii (MChR), jeden z koordynatorów kongresu w Licheniu

Po bierzmowaniu, gdy byłam we wspólnocie ludzi młodych, obudziło się we mnie przekonanie, że Duch Święty jest osobą, która we mnie mieszka. Uświadomiłam sobie, że On stoi za doświadczeniem wspólnoty. Możemy się nawet nie znać, ale gdy spotykamy się, żeby się modlić, powstają mocne i trwałe relacje i więzi.

Punktem wyjścia do rozeznania powołania było dla mnie doświadczenie rekolekcji. One otworzyły mnie na przestrzeń, w której Pan Bóg z człowiekiem rozmawia. Duże znaczenie miał też ksiądz, który w parafii prowadził grupę KSM. Z czasem stał się moim kierownikiem duchowym. Po maturze nie od razu podjęłam decyzję pójścia do zgromadzenia, choć przeczuwałam, że Pan Bóg chciałby tego. Postanowiłam, że poczekam rok. Podjęłam studia. Myślę, że one były dla mnie dobrym doświadczeniem. Mieszkałam w akademiku w Krakowie i miałam okazję spotkania różnych środowisk i zobaczenia, jak można żyć bez Pana Boga. Wtedy zrodziło się we mnie przekonanie, że bardzo nie chciałabym stracić tego, co mam, a z drugiej strony pojawiło się pragnienie, żeby wychodzić do takich osób, które gdzieś zagubiły Pana Boga. Nie chciałam robić tego po swojemu, tylko utożsamiając się z tą drogą, na której On mnie chce.

W momencie podjęcia decyzji, gdy już się powie Panu Bogu „tak”, przychodzi coś takiego, że te wszystkie rzeczy, które się zostawia, przestają być najważniejsze. To jest na pewno działanie Ducha Świętego. Widzę, że człowiek stopniowo dostrzega to, co zostawił. Dla mnie taką przestrzenią była chęć rozwijania kariery naukowej – a miałam taką perspektywę. Dochodziło to do mnie powoli. Drugą rzeczą była rezygnacja z mojej wizji woli Bożej. Bo była taka pokusa: dobra, idę za Panem Bogiem, ale trochę po mojemu. Czyli widzę tę wolę, ale mam nadzieję, że będzie zgodna z moją wolą. Porzucenie tej wizji jest bardzo trudne. Ja mam wrażenie, że ból związany z zostawieniem tego zawsze trochę wraca. Na przykład wybierając drogę powołania, wiedziałam, że rezygnuję z małżeństwa. Miałam świetnego chłopaka. Wydaje mi się więc, że najpierw musi być wielkie doświadczenie miłości Pana Boga, żeby móc zostawić tę ziemską miłość, która jest też dobra i piękna. Moją drogą jest ta, na której mogę bardziej kochać. Na nią mnie zaprasza Chrystus. •

Tu mogę bardziej kochać   Br. Janusz Wiczarski archiwum Brata Janusza Wiczarskiego

Brat Janusz Wiczarski marianin, seminarzysta

Zanim się zdecydowałem, miałem okazję podczas wakacji pracować w domu zakonnym księży marianów. Obserwując ich bycie z Panem Bogiem, modlitwę, wspólne życie, przeżyłem moment zachwytu. Kiedy wróciłem do domu, tęskniłem za doświadczeniem takiej bliskości Boga. Decyzja zajęła trochę czasu, ale miałem wolność i wsparcie od przyjaciół i najbliższej rodziny.

Czy było to łatwe? Wcześniej miałem inny pomysł na życie. Chciałem założyć rodzinę, planowałem też zostać lekarzem, chirurgiem. Wtedy przyszło zastanowienie, czy tego rzeczywiście chce ode mnie Pan Bóg. Chodziłem w tym czasie na spotkania wspólnoty młodzieżowej Zjednoczeni w Duchu. Tam również odkrywałem piękno relacji z Panem Bogiem. To mi bardzo pomogło. Dlatego wybrałem życie konsekrowane we wspólnocie zakonnej księży marianów, bo widzę, że relację z Bogiem można przeżywać razem, w jednym duchu.

Oczywiście oderwanie się od tego, co było, trochę boli. Ale towarzyszy temu jakaś łaska pierwszego zachwytu, pierwszej miłości. Taki ból jest zresztą okazją do refleksji, z czego to wynika, czego naprawdę pragnę, co jest najważniejsze.

Nie miałem jednak poczucia ograniczenia – wiedziałem, że wybieram coś innego, nowego. Owszem, musiałem przez jakiś czas, zwłaszcza w nowicjacie, odciąć się od internetu, od telefonu, ale kiedy po Bożym Narodzeniu otrzymaliśmy pozwolenie na oglądanie wiadomości w telewizji, ani razu z tego nie skorzystaliśmy. Czuliśmy, że nie było to nam wtedy potrzebne. Żyliśmy nowicjatem. Korzystaliśmy z wyciszenia, modlitwy – rozeznawaliśmy. Teraz w seminarium mamy dostęp do telefonu, do komputera, ale ograniczamy to – wybieramy po prostu Kogoś innego.

Odkryłem też coś jeszcze. W nowicjacie nie mogliśmy porozumiewać się z bliskimi przez internet czy telefon, ale mogliśmy pisać listy. Byłem zaskoczony, jak głębokie rozmowy można prowadzić tą drogą. Nasze relacje nie tylko nie ucierpiały, ale wręcz przeciwnie – pogłębiły się. Pan Bóg przez to pokazał nowe drogi, których wcześniej nie znałem, a które okazały się odkrywaniem czegoś zupełnie innego i pięknego.

W postulacie podczas badań psychologicznych mieliśmy na dużym arkuszu obrysować siebie i naklejać na ten kontur wycinki z gazet, żeby w ten sposób opisać siebie. Ja nakleiłem wiele obrazków na głowie. Symbolizowało to wielość myśli, pomysłów. Miałem wtedy intuicję, żeby narysować strzałkę z głowy do serca, na której nakleiłem herb marianów. Tak jakbym wiedział już wtedy, co z myśli ma przejść do serca.

Teraz, przed ślubami wieczystymi, przypomniałem to sobie i widzę, że rzeczywiście Pan Bóg przeprowadza ten proces.•

Tu mogę bardziej kochać   Ks. Patryk Chmielewski archiwum Siostry Angeliki Mrówki

Ksiądz Patryk Chmielewski salezjanin, lider koordynatorów kongresu w 2018 roku

Długo walczyłem z myślą o powołaniu. Myślałem o różnych drogach, żeby tę odrzucić. Wybrałem Politechnikę Śląską, ale dopiero kiedy uświadomiłem sobie, że nie ma co uciekać, poddałem się. Najtrudniej było powiedzieć: „Tak, chcę”. Trudno było też zerwać więzi z ludźmi, choć w niektórych przypadkach wiedziałem, że do niczego dobrego nie prowadzą. Myślałem, że ryzykuję wszystko, bo przecież nie wiadomo, co będzie dalej. A tak naprawdę wszystko dostałem.

Ostatecznie kluczem do rozeznawania był dla mnie dar pokoju – zawsze tak odczytywałem Ducha Świętego. Na tej podstawie odkrywałem, czy jestem w dobrym miejscu. Dar Ducha pokazuje mi, czy jestem u siebie. Duch Święty oświetla mi rzeczywistość i choć nie wszystko wyjaśnia od razu, przychodzi czas, kiedy daje znać, dlaczego tak się wydarzyło. On działa tak, jak chce. Na przykład w 2018 roku zostałem zaproszony na spotkanie organizacyjne kongresu, bo mój przełożony pomylił się co do imienia i nazwiska człowieka, który miał pójść na to spotkanie. Nie ja tam miałem być, ale widocznie tak było dobrze.

A jaki jest cel tych kongresów? Odnowić zapał w każdym człowieku, który ma powołanie do życia konsekrowanego, żeby nie gasł. Podczas minionego kongresu, gdy trwała dyskusja nad różnymi nadużyciami w zakonach, o których wtedy było głośno, pojawiały się wątpliwości, jak po czymś takim, co niektórych ludzi spotyka w zakonach, odkryć Ducha Świętego. I to spotkanie było potrzebne obecnym tam siostrom i braciom. •

Tu mogę bardziej kochać   Dk. Łukasz Wójcik archiwum Brata Janusza Wilczarskiego

Diakon Łukasz Wójcik salezjanin, rzecznik prasowy IV Kongresu Młodych Osób Konsekrowanych

Pana Boga spotkałem we wspólnocie charyzmatycznej. W czasie modlitwy o wylanie Ducha Świętego Bóg dał mi wyraźnie odkryć coś, czego nie rozumiałem: że kocha mnie za darmo i nie muszę zasługiwać na Jego miłość. Że z Nim wszystko działa, a bez Niego wszystko się psuje. Wtedy powiedziałem: „To teraz Ty, Panie Boże, decyduj. Ja oddaję się Tobie”. Wtedy zaczęło się rodzić we mnie pragnienie życia tylko dla Niego. Bóg zaczął pokazywać mi salezjanów. Robiła na mnie wrażenie ich otwartość na Ducha Świętego, to, że potrafili w bezpośredni sposób mówić o Panu Bogu. Nowością było dla mnie to, że byli przesiąknięci prostotą i radością. Czasem oderwania od dawnego życia był dla mnie nowicjat. Tam uświadomiłem sobie, że kiedy jest cisza, zostaje tylko Pan Bóg. Nauczyłem się, że droga z Nim może na początku boleć, ale Bóg najmocniej działa tam, gdzie nas boli. Moim odkryciem było to, że Pan Bóg zaprasza osoby doświadczające tego bólu, żeby oddawały to Jemu. Dla mnie powołanie zakonne jest drogą, na której Pan Bóg chce ratować najpierw mnie. On jest moim ratownikiem, a dopiero potem będzie ratował także innych poprzez moje pośrednictwo.•

Młode osoby konsekrowane

To, według definicji, zakonnicy i członkowie świeckich instytutów życia konsekrowanego po około pięciu latach życia w zakonie, zgromadzeniu lub instytucie świeckim, licząc od dnia wstąpienia do wspólnoty, lub co najmniej rok po przyrzeczeniach albo profesji zakonnej. W formacji zakonnej w Polsce znajduje się obecnie 1295 młodych mężczyzn. Kleryków zakonnych jest ogółem 831, a braci zakonnych 81. W 2021 roku było 479 profesek czasowych, rok wcześniej – 521. Na stabilnym poziomie utrzymuje się liczba członków instytutów świeckich, natomiast przybywa osób, które przyjęły indywidualną konsekrację. W 2021 r. w klasztorach należących do konferencji klauzurowej żyło 59 profesek czasowych. W roku 2021 do Krajowej Konferencji Instytutów Świeckich w Polsce należały 32 instytuty, a w nich 101 osób po ślubach czasowych. W Polsce żyje 365 dziewic konsekrowanych, 373 wdowy, 1 wdowiec, 1 pustelnik i 8 pustelnic.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.