Dobry czas

ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny

|

GN 16/2010

Brzmi to paradoksalnie, ale tydzień żałoby był wyjątkowo dobrym czasem. Niech rodziny tragicznie zmarłych wybaczą mi takie postawienie sprawy. Był to - jak napisał jeden z internautów - pokaz łagodnej dobroci Boga.

Dobry czas

Z kilku przynajmniej powodów. Po pierwsze, w czasie tego jednego tygodnia można się było przekonać, że – jeżeli tak wolno napisać – mechanizm krzyża działa. W kościele wiele razy słyszymy, że do zmartwychwstania, a więc do życia, do tego, co dobre, idzie się przez krzyż. Usłyszeć, to jednak nie to samo co zobaczyć. Ktoś pomyśli, że to tylko pobożne gadanie, niewiele mające wspólnego z życiem. Apostoł Tomasz też nie wierzył, że ten mechanizm zadziała, dlatego chciał zobaczyć żywego Jezusa.

No i przyszedł czas, ten pomiędzy 10 a 18 kwietnia, kiedy każdy, kto tylko chciał, mógł zobaczyć działanie tego mechanizmu. A wszystko działo się w szybkim tempie. Jednego dnia katastrofa, a więc wielkie cierpienie, a już po kilku godzinach Tusk rzuca się Putinowi w ramiona, Polacy mówią do siebie ludzkim głosem, a prezydent Miedwiediew mimo chmury wulkanicznego pyłu przyjeżdża do Krakowa i oddaje hołd głowie polskiego państwa.

Gdzie leżała siła sprawcza? W katastrofie, a więc w cierpieniu, ostatecznie w krzyżu. Po drugie okazało się, że na prawdę nie ma mocnych. Wcześniej czy później, ale ostatecznie przebije się na powierzchnię, jak roślina pomiędzy grudami najtwardszej nawet ziemi. Przez ten jeden tydzień prawda o Katyniu przebiła się do setek milionów ludzi na całym świecie, a prawda o prezydencie Lechu Kaczyńskim i jego żonie do milionów Polaków. Wypowiadane z żalem, a nawet ze złością słowa „dlaczego dałem się tak otumanić” nie należały do rzadkości. Nie zaliczam się do grona otumanionych, ale jednym zmarły prezydent mnie zaskoczył. Wydawało mi się, że dla Lecha Kaczyńskiego Kościół i religia katolicka są bardzo ważne, ale tylko w wymiarze państwowym.

Jako istotne elementy tożsamości narodowej. Kiedy w tekście do poprzedniego numeru „Gościa” znalazło się stwierdzenie, że Kaczyński był „głęboko wierzącym człowiekiem”, zaoponowałem. Po konsultacji osoba blisko znająca prezydenta stwierdziła: „Nie piszcie, że był głęboko wierzącym człowiekiem. Napiszcie, że często przystępował do spowiedzi i Komunii św.”. Zaraz następnego dnia opinia ta miała się potwierdzić. Jak się okazało, prezydent, odwiedzając Jastrzębie i mając uczestniczyć we Mszy św., poprosił najpierw o księdza, który by go wyspowiadał.

Jak pamiętamy, podobną historię opowiedział ks. abp J. Michalik w czasie uroczystości żałobnych w Warszawie: „Wybaczcie, że dodam jeszcze jeden szczegół, może nieco osobisty, ale dla mnie bardzo drogi, chyba z tych wszystkich najbardziej przekonujący. Przed dwoma laty w Krasiczynie, w starym, pięknym zamku książąt Sapiehów, przekazywano odnowioną kaplicę. W uroczystości miał wziąć udział Prezydent RP. Już z drogi zadzwonił z informacją, że przybędzie 15 minut wcześniej, i prosi, żeby tam był w pobliżu ksiądz, bo chce się wyspowiadać i przystąpić do Komunii św.

Tak, człowiek, który liczy się z sumieniem i zachowuje wrażliwe rozeznanie dobra i zła, staje się jednym z nas, musi budzić zaufanie”. Wreszcie po trzecie, i najważniejsze. Przez ten tydzień świat wokół stał się religijny. Nagle prawie wszyscy albo się modlili, albo wzywali do modlitwy. I dziennikarze, i politycy, i zaproszeni do telewizji goście. Bardzo jestem im za to wdzięczny. Marszałek Komorowski swoje sobotnie wystąpienie w Warszawie na placu Piłsudskiego rozpoczął od przywołania Ducha Świętego, by odnowił oblicze naszej ziemi. Potem prosił Boga o wieczny odpoczynek dla zmarłych, a zakończył aktem ufności w Bożą opiekę nad nami wszystkimi. Ależ cudownie się tego słuchało!

Z kolei Izabela Sariusz-Skąpska, córka tragicznie zmarłego prezesa Federacji Rodzin Katyńskich, wołała od ołtarza: „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże, zapomnij o mnie”. Portrety wszystkich ofiar katastrofy zawisły po prawej i lewej stronie ogromnego białego krzyża. Paweł Poncyljusz pytany o prognozy na przyszłość uspokajał dziennikarkę, że jeżeli po żałobie znowu zgrzeszymy, to jest przecież spowiedź i mocne postanowienie poprawy. Widział to świat, by poseł mówił do kamery o warunkach dobrej spowiedzi świętej?

A tak się stało w tym niezwykłym tygodniu, który jest za nami. Świat nam się poszerzył o wieczność. Ileż w telewizji było rozmów o tamtym świecie. Jedna z dziennikarek, odnosząc się do słów marszałka Komorowskiego z bazyliki Mariackiej, „że po tamtej stronie Pani Prezydentowa będzie dalej z serdeczną troską opiekowała się mężem, prezydentem Polski”, wyznała swoją wiarę w życie wieczne. Nagle okazało się, że Polakom nie zależy tylko na nowych autostradach, dobrym wykształceniu i pracy w – jak to napisał ks. J. Szymik (str. 35–36) – londyńskim City, ale na Bogu, Ojczyźnie i Honorze. To był dobry czas.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.