Rozwój! Ale po co?

ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny

|

GN 39/2007

W kalendarzu wyborczym po okresie transferowym (Miller przygarnięty przez Samoobronę, Nelly uwiedziona przez PiS) nadszedł czas na składanie tzw. obietnic wyborczych.

Rozwój! Ale po co?

My wykorzystamy wszystkie miliardy euro dostępne w unijnej kasie. A my wybudujemy tysiąc kilometrów autostrad w ciągu roku. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie należę do grupy zniesmaczonych polską polityką. Z zainteresowaniem obserwuję zarówno transfery, jak i obietnice.

Jednym wierzę bardziej, drugim wcale. Pretensje do polityków mam o co innego – o to, że nie odpowiadają na pytanie: po co to wszystko?

Po co kilometry autostrad? Żeby szybciej jeździć. To oczywiste, ale po co mamy szybciej jeździć? Żeby przewozić więcej towarów i ludzi. Ale po co mamy przewozić więcej? Żeby się rozwijać. Ale po co? Ciągle słyszę, że Polska, że gospodarka, że społeczeństwo, że świat cały mają się rozwijać. Ale po co? Jaki jest cel tego rozwoju?

Jednym z najwybitniejszych polityków XX-wiecznej Europy był Eamon de Valera, wielokrotny premier i prezydent Irlandii. Jako katolicki polityk mówił: „Zrobimy z Irlandii dom dla ludzi, którzy cenią sobie dobrobyt materialny tylko jako podstawę dla rzetelnego i prawego życia. (…)

Irlandia ma stać się domem dla ludzi, którzy żyją tak, jak Bóg chce i życzy sobie, by żyli ludzie”. Eamon de Valera wiedział, że Irlandia ma się rozwijać, ale wiedział też, czemu ten rozwój ma służyć. Nasi politycy, może poza Markiem Jurkiem, nawet się nad tym nie zastanawiają.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.