Zapraszam do lektury nowego numeru Gościa

Leszek Śliwa, sekretarz redakcji

|

GN 09/2005

publikacja 01.03.2005 23:18

W poczytnej książce sensacyjnej „Kod Leonarda da Vinci” pojawia się wiele czarnych charakterów. Niektórych z nich autor uczynił członkami Opus Dei. Wielu czytelników, nawet katolików, daje się na to nabrać. Nawet jeśli nie wierzą w wyssane z palca zarzuty o zbrodniach, uważają Opus Dei za podejrzaną, tajną organizację.

Zapraszam do lektury nowego numeru Gościa GN 09/2005

Jak to możliwe, że wokół działającej legalnie kościelnej wspólnoty powstały tak negatywne stereotypy? Odpowiedź na to pytanie tkwi w przesądach otaczających najnowszą historię Hiszpanii, gdzie Opus Dei powstało.

W latach sześćdziesiątych wśród polityków i menedżerów uzdrawiających gospodarkę tego kraju znalazło się kilku członków Opus Dei. W zaniepokojonych hiszpańskim „cudem gospodarczym” krajach komunistycznych natychmiast propaganda zaczęła głosić, że Opus Dei to tajna mafia na usługach generała Franco. Sytuację dodatkowo komplikował fakt, że w Hiszpanii frankistowskiej nie istniały legalne partie polityczne.

Na szczytach władzy walczyły więc o wpływy rozmaite koterie i kliki, powiązane z poszczególnymi politykami. Łatwo było więc uwierzyć, że Opus Dei jest też taką koterią, choć badania historyków tego nie potwierdzają. A jaka jest prawda o Opus Dei? Zachęcam do przeczytania artykułu ks. Artura Stopki, na stronach 18–21.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.