Gołąb czy jastrząb?

Maciej Kalbarczyk

|

GN 21/2022

publikacja 26.05.2022 00:00

Podczas swojej pierwszej kadencji na stanowisku prezesa NBP prof. Adam Glapiński nie uniknął pewnych błędów. Obarczanie go winą za wzrost inflacji nie jest jednak uzasadnione.

Adam Glapiński został wybrany na drugą kadencję prezesa NBP. Adam Glapiński został wybrany na drugą kadencję prezesa NBP.
Tomasz Gzell /PAP

Glapa to klapa – powiedziała posłanka Joanna Senyszyn podczas debaty sejmowej nad kandydaturą prof. Adama Glapińskiego. Pomimo sprzeciwu opozycji i tarć w Zjednoczonej Prawicy dotychczasowy prezes NBP został wybrany na drugą, sześcioletnią kadencję. Nie brakuje jednak głosów, że ten 72-letni ekonomista i wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, od wielu lat związany ze środowiskiem politycznym Jarosława Kaczyńskiego, nie sprawdza się w roli prezesa banku centralnego. Z sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że tę opinię podziela 71 proc. Polaków. Czy tak surowa ocena jest uzasadniona?

Aniołki Glapińskiego

W 2010 r. prof. Adam Glapiński został członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Wówczas większość w tym organie decyzyjnym NBP, na którego czele stał Marek Belka, stanowili eksperci wybrani przez rządzącą koalicję PO-PSL (po trzy osoby wyznaczone przez Sejm, Senat i prezydenta). Sześć lat później, gdy władzę sprawowała już Zjednoczona Prawica, sytuacja uległa zmianie. Prezesem banku centralnego został Adam Glapiński, a w skład wspomnianego gremium weszli ekonomiści wyznaczeni przez ówczesną większość senacką i sejmową oraz prezydenta Andrzeja Dudę.

W czasach dobrej koniunktury polityka RPP nie budziła większych zastrzeżeń. – Rada dość dobrze komunikowała się z otoczeniem. Polityka pieniężna była przewidywalna, stopy procentowe konsekwentnie utrzymywano na niskim poziomie. W pewnym momencie inflacja zaczęła nieco przekraczać cel inflacyjny NBP, ale nadal była na tyle niska, że nie zagrażała naszej gospodarce – mówi „Gościowi” Jakub Rybacki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

W tamtym czasie opinia publiczna nie miała wielu powodów do interesowania się działalnością NBP. Za sprawą wydarzeń, które miały miejsce pod koniec 2018 r., uległo to jednak zmianie. Wówczas w mediach zaczęto publikować informacje na temat nieprzyzwoicie wysokich pensji dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP oraz dyrektor Gabinetu Prezesa. Okazało się, że pierwsza z nich zarabia 49 563 zł, a druga 42 760 zł brutto. Do ujawnienia tych kwot doszło dopiero po uchwaleniu specjalnej ustawy, którą podpisał Andrzej Duda. W jej ramach ograniczono także wysokość pensji dyrektorów i kierowników do maksymalnie 60 proc. zarobków prezesa NBP. W ten sposób Zjednoczona Prawica zwalczyła kryzys wizerunkowy, ale niesmak pozostał. W sieci wciąż krążą zdjęcia prezesa NBP z jego współpracowniczkami, opatrzone podpisem „aniołki Glapińskiego”.

Szybki i skuteczny

Wybuch pandemii koronawirusa i kolejne lockdowny stanowiły duże wyzwanie dla naszej gospodarki. Konsekwencją tej sytuacji mogło być wysokie bezrobocie. Żeby temu zapobiec, rząd przeznaczył 212 mld zł na ochronę miejsc pracy. Istotne były także działania podjęte przez NBP. Wśród nich można wymienić trzykrotną obniżkę stóp procentowych, uruchomienie skupu obligacji skarbowych i obligacji gwarantowanych przez Skarb Państwa na rynku wtórnym, obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej oraz stworzenie możliwości refinansowania kredytów dla firm. Efektem prowadzonej wówczas polityki było m.in. obniżenie oprocentowania kredytów, co wygenerowało oszczędności dla zadłużonych gospodarstw domowych i przedsiębiorstw.

Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz OECD uznały, że reakcja NBP na kryzys wywołany pandemią była szybka, zdecydowana i skuteczna. Ponadto instytucja została wyróżniona nagrodą „Najlepiej zarządzany bank centralny w Europie w 2021 roku”, przyznawaną przez brytyjski magazyn „Capital Finance International”. „Dzięki naszej zdecydowanej reakcji Polska łagodnie przeszła przez kryzys, a dzisiaj jesteśmy liderem wzrostu gospodarczego” – chwalił się prof. Glapiński podczas konferencji prasowej w maju br.

Poważny błąd

Rządzący uratowali przedsiębiorstwa przed upadłością, ale oczywistą konsekwencją ich działań musiała być podwyższona inflacja. W lipcu 2021 r. wyniosła ona 4,7 proc. Wówczas prof. Glapiński tłumaczył, że to zjawisko ma charakter przejściowy, a najważniejsze jest odbudowanie wzrostu gospodarczego. W jego opinii podnoszenie stóp procentowych w ówczesnej sytuacji byłoby szkolnym błędem, który mógłby doprowadzić do recesji. W tamtym czasie banki centralne Czech i Węgier zapoczątkowały już jednak ten proces. Fakt, że NBP nie poszedł tą samą drogą, jest dzisiaj uznawany za poważny błąd. – Gdyby bank centralny zaczął wcześniej podnosić stopy, wzrost obciążeń dla kredytobiorców zostałby rozłożony w czasie i mielibyśmy dzisiaj mniejsze napięcia społeczne. W mojej ocenie nie było wtedy dużego ryzyka osłabienia wzrostu gospodarczego, jak sugerował prezes NBP – uważa Jakub Rybacki.

Za wcześniejszym rozpoczęciem procesu podnoszenia stóp przemawiał także fakt, że w Polsce mamy do czynienia z wyższą niż w innych krajach inflacją bazową, nieuwzględniającą cen żywności i energii, które są uzależnione od sytuacji na światowych rynkach. To zatem inflacja, na której wysokość realny wpływ mogą mieć decyzje NBP. W marcu 2022 r. osiągnęła ona poziom 6,9 proc. Dla przykładu w Niemczech wynosiła wtedy 3,3 proc., czyli ponad dwa razy mniej.

Przez kilka miesięcy prof. Glapiński lekceważył głosy o konieczności podniesienia stóp procentowych. Jak później tłumaczył, dopiero we wrześniu 2021 r. uzyskał pewność, że rozwój gospodarczy jest stabilny, a jednocześnie doszło do utrwalenia inflacji. Wtedy uznał, że nadszedł czas na interwencję. W październiku RPP rozpoczęła podwyżki stóp, a niedługo później prof. Glapiński oświadczył, że jest „jastrzębiem na czele jastrzębi”. W żargonie ekonomicznym w ten sposób określa się osoby, które nie boją się zacieśniania polityki pieniężnej, dążąc do zduszenia inflacji. Wcześniej publicyści nazywali go raczej „gołębiem”, ponieważ stronił od takiej polityki.

Wśród ekonomistów panuje zgoda co do tego, że podwyżki stóp są potrzebne. Wielu z nich zwraca jednak uwagę na problem złej komunikacji NBP z otoczeniem. – RPP unika jasnych deklaracji w sprawie kolejnych podwyżek. To sprawia, że prognozy poszczególnych analityków są często rozbieżne – mówi Jakub Rybacki.

Magiczne pokrętło

Podczas wspomnianej konferencji prasowej prof. Glapiński zaznaczył, że w ostatnich latach NBP musiał zareagować na dwa nieprzewidywalne wydarzenia, które uderzyły w naszą gospodarkę: pandemię i wojnę na Ukrainie. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że prezes tej instytucji podjął dobre decyzje, ale tak jak już zostało wspomniane, były one częściowo spóźnione.

Warto natomiast zauważyć, że obecnie efekty polityki banku centralnego osłabia polityka Zjednoczonej Prawicy. Gdy NBP podnosi stopy procentowe, dążąc do zredukowania popytu konsumpcyjnego, rząd przekazuje coraz więcej pieniędzy gospodarstwom domowym i de facto wzmacnia ich skłonność do wydatków. W tym roku deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie o 80 mld zł. Jak donosi „Rzeczpospolita”, te środki zostaną przeznaczone na obniżkę podatku PIT w ramach Polskiego Ładu oraz inne korekty programu (ok. 30 mld zł), tzw. tarczę antyinflacyjną (ok. 31 mld zł), program ochrony kredytobiorców (ok. 5 mld zł) oraz wypłatę 14. emerytury (ok. 11 mld zł).

Trudno winić rządzących za to, że starają się złagodzić skutki kryzysu. Ekonomiści zwracają jednak uwagę, że wsparcie powinno być skierowane wyłącznie do tych, którzy go rzeczywiście potrzebują. Do zahamowania wzrostu inflacji, poza zmianą sytuacji za naszą wschodnią granicą, potrzeba zatem mniej ekspansywnej polityki fiskalnej. Do polityki pieniężnej, prowadzonej przez RPP, nie można mieć obecnie większych zastrzeżeń.

Wydaje się, że o złym postrzeganiu prof. Glapińskiego przez opinię publiczną przesądza arogancja, z którą odnosi się on do słów krytyki pod swoim adresem. Swoje robi także pamięć o „aniołkach”, którym przyznał wysokie wynagrodzenia. Obarczanie go winą za wzrost inflacji nie jest jednak uzasadnione. To konsekwencja wielu innych czynników. W obecnej sytuacji powołanie kogoś innego na stanowisko prezesa NBP, czego domagała się opozycja, niewiele by zmieniło. Wbrew pozorom osoba stojąca na czele tej instytucji nie posiada bowiem magicznego pokrętła do kontrolowania poziomu wzrostu cen.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.