Niezłe ziółka

Marcin Jakimowicz

|

GN 21/2022

publikacja 26.05.2022 00:00

Tereski, Ela, Kasia, Gabryś, Janek. Czy zapowiadali się na mistyków? Jacy byli wielcy święci jako małe dzieci? I czy „małe diablątko” może zostać kanonizowane?

Elżbietę od Trójcy Przenajświętszej w dzieciństwie nazywano „małym diablątkiem”. Elżbietę od Trójcy Przenajświętszej w dzieciństwie nazywano „małym diablątkiem”.
wikimediaPRZONDZIONO /Foto gość

Pozwólcie, że odłożę w kąt pobożne legendy o dzieciństwie świętych wczesnego chrześcijaństwa, o ponadnaturalnych zdolnościach tych bobasów i cudach, których dokonywały ot tak, podczas zabawy, ujawniając, jak mawiają współczesne dzieciaki, supermoce. Ziarno prawdy, które tkwi w tych barwnych opowieściach, miało pokazać wyjątkowość tych osób. Zajmijmy się lepiej udokumentowanym dzieciństwem mistyków. Na przykład świętą z Lisieux.

Uparta jak osioł

Jaka była mała Mała Tereska? Krnąbrna i uparta. Miała niezły tupet i charakterek. Nie była łatwym dzieckiem. Jej mama, święta Zelia Martin, wspominała: „Muszę dać klapsa temu biednemu dziecku, które wpada w przerażające furie, gdy nie może mieć tego, co chce. W rozpaczy tarza się po ziemi tak, jakby wszystko zostało stracone. To bardzo nerwowe dziecko”. Dla usprawiedliwienia tego uparciucha o oczach niewiniątka dodajmy, że lalce, którą zniszczyła w przypływie szału, urządziła wspaniały, królewski pogrzeb.

Była rozpieszczana. Ojciec, którego nazywała „mój król”, wołał na nią „moja mała królewna”. W swej autobiografii notowała: „Och, naprawdę wszystko uśmiechało się do mnie na ziemi”. Czarująca królewna ze śmiejącymi się oczkami i jasną czupryną dawała rodzeństwu w kość. Umiała postawić na swoim. Jej mama żaliła się kuzynce: „Jeśli powie »nie«, nic nie może ją zmusić do ustąpienia. Zamknie się ją na cały dzień w piwnicy, ona woli raczej tam spać, aniżeli powiedzieć »tak«. Jeśli coś nie jest po jej myśli, może się zdarzyć, że zwija się ze złości, rzuca się po ziemi… gdy sobie uświadomi, że źle zrobiła, wszystkich prosi o przebaczenie i czaruje swoim rozbrajającym uśmiechem”.

Upór i śmiałe, graniczące z bezczelnością dążenie do celu cechowały ją do końca. Nastoletnia Tereska podczas audiencji generalnej rzuciła się do stóp zdumionego papieża Leona XIII, błagając, by pozwolił jej na wstąpienie do Karmelu w piętnastym roku życia.

Kanonizowane diablątko

Malutka Francuzka Ela Catez, czyli przyszła Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej (1880–1906), również miała niezły charakterek. Była uparta, wybuchowa, a na dodatek obdarzona mnóstwem niespożytej energii. Wulkan pomysłów, żywe srebro. Nic dziwnego, że jej ojciec, kapitan wojska, nazywał ją wprost „małym diablątkiem”. Kiedy „diablątko” miało siedem lat, a ukochany ojciec zmarł, sytuacja finansowa w domu znacznie się pogorszyła. Rodzina musiała spakować manatki i przeprowadzić się do Dijon. Zamieszkali w pobliżu klasztoru karmelitanek, a sąsiedztwo mniszek okazało się brzemienne w skutki.

Élisabeth wielokrotnie powtarzała, że najważniejsze decyzje podjęła, przygotowując się do swej Pierwszej Komunii. W swoim dzienniczku zanotowała, że przeżyła wówczas niezwykłe doświadczenie bliskości Boga i zapragnęła oddać się Mu bez reszty. Co ciekawe, „nasza” Faustyna Kowalska miała identyczne doświadczenie: „Łaskę powołania do życia zakonnego czułam od siedmiu lat; w siódmym roku życia usłyszałam pierwszy raz głos Boży w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego” – notowała w swym „Dzienniczku”.

Elżbieta od dziecięcych lat była znakomitą pianistką, a w 1893 roku wygrała nawet konkurs fortepianowy. Gdy osiem dni po wstąpieniu do Karmelu usłyszała od przełożonej: „Jaki jest twój ideał świętości?”, odparła: „Żyć miłością, czyli uczynić się całkiem małą, oddać się Bogu bezpowrotnie”.

Wielka ucieczka

Do trzech razy sztuka. Pora na kolejną karmelitankę. Opuszczamy Lisieux i Dijon i ruszamy na południe. Do leżącej 110 km na północny zachód od Madrytu rozpalonej słońcem Ávili. Jaka była mała Teresa Wielka? Piękna i mądra reformatorka Karmelu jako dziecko miała szaloną odwagę. Postanowiła z młodszym bratem Rodrigiem wyruszyć do… Afryki. I to nie po to, by nawracać niewiernych, ale by ponieść z ich ręki męczeńską śmierć. „By skrócić drogę do nieba”.

„Było nas trzy siostry i dziewięciu braci” – pisała po latach. „Z jednym z braci, najwięcej zbliżonym do mnie wiekiem, czytywaliśmy razem »Żywoty Świętych«. Czytając o mękach, jakie wycierpieli dla Boga, myślałam, jak tanim kosztem kupili sobie szczęście dostania się do nieba i cieszenia się Bogiem; za czym wielkim zapalałam się pragnieniem poniesienia śmierci podobnej, nie żebym dla Boga tak wielką miłość czuła, ale iż pragnęłam taką krótką drogą nabyć sobie te wielkie dobra, które święci posiadają w niebie. Wspólnie więc z tym bratem moim naradzaliśmy się, jakim sposobem moglibyśmy ten cel osiągnąć. Umawialiśmy się, że pójdziemy, żebrząc po drodze dla miłości Bożej, do kraju Maurów, aby tam ucięli nam głowę; i zdaje mi się, że odwagę do tego, choć w tak młodym wieku, Pan nam dawał dostateczną, gdybyśmy tylko tam dostać się mogli”.

Na całe szczęście dwoje małych kandydatów na męczenników spotkał po drodze stryj i odprowadził do domu.

Choć te opowieści mogą wzbudzać na naszych twarzach uśmiech, pokazują, jak serio traktowała Pana Boga. Uczyła się podejmowania odważnych decyzji. Jako dwudziestolatka wbrew woli ojca wstąpiła do klasztoru Wcielenia.

Pierwszy tancerz

Niezwykle popularny w Italii św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej był bardzo błyskotliwy, uczynny, żywiołowy i… chętny do zabawy. Lubił polować i tańczyć. Nie bez powodu nazywano go „pierwszym tancerzem Spoleto”. Przylgnął do niego nawet przydomek il damerino, czyli… bawidamek.

Gdy chłopczyk miał cztery lata, zmarła mu mama. Tuż przed śmiercią zdążyła szepnąć: „Będziesz święty!”. Przejął się tymi słowami, które, jak pokazało życie, okazały się prorocze.

Świętego Pawła VI nazywano „człowiekiem nieskończonej uprzejmości”. Jako następca Piotra sprawiał wrażenie nieśmiałego, nieco spłoszonego, a publiczne wystąpienia, jak sam wspominał, wiele go kosztowały. Tymczasem jako dziecko Giovanni Battista Montini, syn włoskiego dziennikarza i parlamentarzysty, był, jak wspominał go wychowawca, „nieznośnym malcem, niesłychanie ruchliwym”. „Nie jest to zarzut – wyjaśniał nauczyciel – bo według mnie ci, którzy nigdy nie uważają, którzy się wiercą, którzy ustawicznie rozglądają się dokoła, są inteligentni, bystrzy, zdrowi”.

Wyśniony

Stworzył nowoczesny system wychowania oparty na zaufaniu i słuchaniu, a prawdziwą innowacją było to, że zakazał wszelkiego rodzaju kar cielesnych, wprowadzając rewolucyjną zasadę, że wychowawca ma być przyjacielem dzieci, a nie surowym nadzorcą. Do historii przeszły jego brawurowe spacery po linie. Święty Jan Bosko (1815–1888) do końca życia wspominał sen, jaki przyśnił się mu, gdy miał zaledwie dziewięć lat. Na rozległej łące zobaczył tłum chłopców. Jedni żartowali i bawili się, inni byli agresywni i przeklinali. Mały Giovanni Melchiorre rzucił się na nich, chcąc ich siłą uciszyć. I wtedy – jak wspominał – ujrzał mężczyznę, którego twarz jaśniała. Poprosił, by chłopak stanął na czele tej rozbrykanej bandy. „Nie biciem, ale łagodnością i miłością będziesz musiał pozyskać sobie nowych przyjaciół” – wyjaśnił.

„Bóg w widzeniu sennym objawił mi moją misję” – opowiadał twórca oratorium pod Turynem.

Urodzona 500 kilometrów na południe od miasta Juventusu Katarzyna (a właściwie Kasia) ze Sieny (toskańskie miasto było wówczas większe od Paryża i Londynu!) oddała życie Jezusowi jako… siedmiolatka. Rok wcześniej, przechodząc obok gigantycznej bazyliki San Domenico, na dachu świątyni zdumiona ujrzała scenę, która radykalnie odmieniła jej życie. Zobaczyła potężny tron, na którym siedział Jezus w otoczeniu apostołów.

„Podniósłszy oczy, zobaczyła naprzeciwko ponad szczytem kościoła Braci Kaznodziejów w powietrzu przepiękną komnatę, po królewsku urządzoną, w której Zbawiciel świata Pan Jezus Chrystus siedział na królewskim tronie. Odziany w pontyfikalne szaty, na głowie miał tiarę, to znaczy monarszą i papieską mitrę. Byli przy nim książęta Apostołów Piotr i Paweł, a także Ewangelista Jan. Gdy to zobaczyła, stanęła zdumiona i nie odrywając wzroku od Zbawiciela, wpatrywała się w Niego szeroko otwartymi oczami, pełnymi miłości. On zaś, który po to się tak cudownie ukazał, by miłosiernie wzbudzić jej miłość ku sobie, skierował ku niej oczy swego majestatu i uśmiechając się przyjaźnie, wyciągnął prawą rękę ku niej i zwyczajem przełożonych uczynił znak krzyża, udzielając jej daru swego wiecznego błogosławieństwa” – pisał w żywocie świętej Rajmund z Kapui.

Katarzyna była tak poruszona, że po roku ślubowała Jezusowi dozgonną wierność i zachowanie dziewictwa. Jak pokazało życie, dotrzymała słowa.

Przeźroczyste

Bóg wybiera to, co małe i słabe. „Powiem coś, co może cię zaszokuje, ale mam przekonanie, że jeśli widzimy szturm zła w świecie, to dlatego, że nie ma wystarczającej ilości dzieci, które się modlą” – powiedział mi o. Daniel Ange, niestrudzony ewangelizator o oczach młodzieniaszka. „Świat zabiera im dzieciństwo. Straszne! Okradanie dzieci z niewinności dzieciństwa jest demoniczne. W każdym modlącym się dziecku Bóg widzi swego małego syna w Betlejem. Widzi Jezusa wyciągającego rączki w czasie ucieczki do Egiptu. Herod nie walczył z potężną armią. Walczył z… niemowlętami. Drżał przed nimi, był przerażony. Święty Franciszek Ksawery wysyłał dzieci, by modliły się nad chorymi, a ci zostawali uzdrowieni. Kto z nas, gdy zachoruje, woła najmłodszych, by modliły się o uzdrowienie? Święty Tomasz z Akwinu pisał, że dziecko jest dorosłym w Duchu Świętym. Dzieci mogą być bardziej dojrzałe duchowo niż ich rodzice. Są przeźroczyste. I mają coś, z czego my zostaliśmy przez świat okradzeni: noszą w sobie zachwyt”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.