Obronić wiedzę i rozum

GN 21/2022

publikacja 26.05.2022 00:00

– Miałam dość szkalowania Jana Pawła II w mediach – mówi Paulina Guzik, autorka filmu „Szklany dom”.

Obronić wiedzę i rozum piotr guzik

Agata Puścikowska: Film „Szklany dom” to chyba zwieńczenie Twojej drogi...

Paulina Guzik: Nie strasz, jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa! Ale faktycznie, na film złożyły się moje doświadczenia życiowe i wiele doświadczeń zawodowych. To wypadkowa wcześniejszych wyborów, działań, setek rozmów, poznawania Kościoła od wewnątrz, ale również zetknięcia się z osobami wykorzystywanymi seksualnie, poznawania ich dramatów i traum, towarzyszenia im. Ważnym momentem była też praca nad filmem „Lubię patrzeć, jak wschodzi słońce”. Niewątpliwie ten dokument prowadził mnie do podjęcia tematu pokazania prawdy o Janie Pawle II w kontekście zarzucanej mu bierności czy tuszowania przypadków wykorzystywania seksualnego w Kościele. Poznałam wówczas wielu rozmówców, którzy pomogli mi zrozumieć Wojtyłę i przygotować bazę pod „Szklany dom”.

A był jakiś konkretny zapalnik, który sprawił, że mając te doświadczenia, zaczęłaś działać?

Miałam dość szkalowania Jana Pawła II w mediach, oskarżania papieża o osobistą odpowiedzialność i tuszowanie zbrodni pedofilii. Po prostu musiałam powiedzieć „nie” – ale w sposób pełny i merytoryczny. Widziałam jego pontyfikat przez lata. Znałam wrażliwość tego papieża, jego wiarę, ale też po prostu dokonania związane z ochroną pokrzywdzonych: listy, encykliki, wreszcie kluczowe motu proprio dotyczące wykorzystywania seksualnego w Kościele. Tymczasem w mediach i dyskursie publicznym zaczęła dominować retoryka niezgodna z prawdą, atakująca go. W końcu też wielu katolików zaczęło przyjmować tę, jakże błędną i krzywdzącą, retorykę. Zadałam sobie pytanie, czy wolno milczeć i jedynie obrażać się na takie działania. Obrażaniem się papieża nie obronimy! Dlatego w październiku 2020 roku poleciałam do Rzymu na pierwsze spotkania i rozmowy. I potem rozpoczęły się już zdjęcia, które jednak ze względu na pandemię były mocno utrudnione. Cieszę się, że TVP widziała sens nakręcenia tego filmu i bardzo wspierała produkcję, dając doskonałą ekipę, pozwalając pracować z najlepszymi na rynku. A mnie udało się porozmawiać ze wszystkimi z założonych bohaterów filmu, w tym z kard. Georgem Pellem, niesłusznie oskarżonym i skazanym w Australii za rzekomą pedofilię, a potem uniewinnionym. Rozmawiałam i z Danielem Pittetem, skrzywdzonym, którego historia w sposób niesamowity pokazuje czasy tego pontyfikatu. Powstawanie filmu było żmudne, ale od strony dziennikarskiej bardzo ciekawe i potrzebne. To był proces poznawania historii i ludzi, którzy najlepiej znają realia Watykanu i papiestwa, znają historię, wydarzenia polityczne i społeczne z czasów, w których żył i działał Jan Paweł II. To oni są najlepszymi ekspertami, mają pełne prawo wypowiadać się jako autorytety. Paradoksalnie chyba nikt wcześniej nie zadawał im podstawowego pytania: „Jak to tam naprawdę wyglądało?”.

Podstawowe pytanie to również: „Dlaczego?”.

Na przykład: dlaczego papież, który grzech wykorzystywania seksualnego uważał za jeden z najstraszniejszych i najbardziej odrażających, wybrał na kardynała arcybiskupa Waszyngtonu Theodora McCarricka? Jak to się stało, że tak wielki papież, który przewyższał inteligencją większość z nas, dawał się wmanewrować w pewne sytuacje, ufał niewłaściwym ludziom? Czy może był naiwny? Wyszłam z założenia, że nie był. I starałam się, punkt po punkcie, wskazywać przyczyny, dla których o wielu sprawach nie wiedział. Film w uporządkowany sposób pokazuje też działania Jana Pawła II przeciwdziałające wykorzystywaniu seksualnemu. Te działania, jak na czasy, w których żył, były rewolucyjne. Gdy widział, że biskupi zamiatają pod dywan, kazał kierować wszystkie te sprawy do Watykanu. Zło nazywał złem. To on powiedział, że „nie ma miejsca w kapłaństwie dla tych, którzy krzywdzą młodych”, i jeszcze, że „ludzie muszą o tym wiedzieć”.

Dystans papieża wobec oskarżeń wysuwanych w kierunku księży Twoi rozmówcy tłumaczą m.in. doświadczeniem komuny. Mają rację?

Niewątpliwie papież doświadczył traumy komunizmu, widział niesłuszne oskarżenia wobec nieskalanych kapłanów, obserwował prześladowania kleru. Widział, jak te oskarżenia, szkalowanie niewinnych ludzi, niszczą życie. Takich doświadczeń się nie wymazuje z pamięci, szczególnie zaś towarzyszą one w sytuacji, gdy trzeba zdecydować o czyjejś przyszłości. Nie da się prawdziwie opowiedzieć o Janie Pawle II bez przywołania szerokiego kontekstu historyczno-społecznego. O tym zresztą mówi Valentina Alazraki, niekwestionowana legenda, watykanistka i dziennikarka, która znała pięciu papieży i pracowała za ich pontyfikatów.

Alazraki twierdzi też wprost, że zarówno Jan Paweł II oraz Benedykt XVI, jak i Franciszek byli i są oszukiwani w wielu kwestiach przez watykańskich oficjeli. Ma rację?

Moim zdaniem to postać, której warto ufać. Jest obiektywna, całe życie zawodowe działała profesjonalnie i bez sensacji. Zna Watykan jak chyba nikt inny.

Jan Paweł II w czasie pierwszej pielgrzymki do Polski mówił, że skoro Jezus powołał go na Stolicę Apostolską, to musiał mieć konkretny powód. Ten powód to wyłącznie obalenie komuny?

Mówił wtedy: „Taki, Panie Jezu, jest Ci teraz widocznie potrzebny”. Jak się okazało, właśnie ten papież, który bardzo dobrze rozumiał cierpienie drugiego człowieka, rozpoczął zmiany w kwestii podejścia do zbrodni wykorzystania seksualnego. Jednym z kamieni milowych w walce z kryzysem było powołanie przez Jana Pawła II na prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Józefa Ratzingera, który, bynajmniej, nie rwał się do tego zadania. Wiedział, że wchodzi w przestrzeń wielce trudną, ciężką do udźwignięcia, a wówczas rewolucyjną. Podjął się jednak tego i jako prawa ręka Jana Pawła II, najbardziej zaufany jego człowiek, był pierwszym i bardzo długo prawdopodobnie jedynym w Watykanie, który od początku spotykał się z ludźmi pokrzywdzonymi i słuchał ich świadectw. Widział też dokumenty dotyczące nadużyć seksualnych księży. Dostawał w twarz bólem, wstydził się za współbraci w kapłaństwie. To z tej pracy pochodzą późniejsze jego słowa, że to grzechy wewnątrz Kościoła najbardziej go niszczą. Jan Paweł II, powołując Ratzingera na to konkretne stanowisko, wiedział, że będzie miał w nim sojusznika, że kardynał będzie robił to dobrze, a Kongregacja to odpowiednie miejsce, by się problemem wykorzystywania zajmować.

W filmie Twoi rozmówcy wskazują jednak, że z drugiej strony był Sekretariat Stanu, delikatnie mówiąc, zaporowy zmian.

I miejsce o potężnych wpływach. Papież, który dwa i pół roku spędził w podróżach, działał misyjnie, musiał pozostawić na miejscu struktury zarządzające, opanowane przez Włochów, z ich wpływami i interesami. Film wyraźnie pokazuje, że Sekretariat Stanu to była cała struktura władzy. Przykład? Ofiary pisały do Ojca Świętego skargi i prośby o reakcję. Listy docierały do Watykanu. Wszystko jednak, co przychodzi „na papieża”, „do Watykanu” – jest przesiewane przez Sekretariat Stanu. A sekretarzem był kard. Sodano, który wprost mówił, że ktokolwiek chce publicznie mówić o „tych sprawach” jest wrogiem Kościoła. My, dziennikarze, dziś możemy zrobić swoje i badać temat, ale archiwa watykańskie są zamknięte, transparencja jest wybiórcza i dopóki taka będzie, nie dowiemy się pełnej prawdy, kto i jak szkodził walce z nadużyciami seksualnymi w Kościele. Konieczna jest transparencja w wielu obszarach, żeby po prostu można było wyczyścić brudy i zabezpieczyć przed kolejnymi. Kościół amerykański potrafił rozliczyć się ze zbrodni wykorzystywania seksualnego, doprowadził do stworzenia m.in. raportu dotyczącego kard. McCarricka i opublikował go. Ale już raport w sprawie założyciela Legionu Chrystusa, zdeprawowanego do szpiku kości Marciala Maciela, mimo że od dawna gotowy, nie ujrzał światła dziennego. Dlaczego? Zamknięte archiwa i wybiórcza wiedza w efekcie dają dramatyczny skutek: obwiniania Jana Pawła II, obrzucania go błotem, zamiast realnej walki o czystość i świętość Kościoła.

Jak odbiorcy reagują na Twój film?

Otrzymuję ogrom głosów od ludzi, którzy czekali na głębszą analizę pontyfikatu Jana Pawła II właśnie w poruszanych przeze mnie kwestiach. Wielu czekało na poszerzone spojrzenie i twierdzą, że je otrzymali. Ludzie piszą i dzwonią, że to film trudny, ale potrzebny. Co mnie też cieszy, dostałam wiele podziękowań ze środowisk, które znały osobiście Jana Pawła II, w tym od jego współpracowników rzymskich.

A głosy krytyczne?

Te, które do mnie docierały, to głównie takie, że... nie powinno się filmu puszczać w rocznicę urodzin Jana Pawła II.

Gdyż wówczas należałoby mówić raczej o kremówkach?

Możliwe. Zupełnie tego nie rozumiem. Paradoks polega na tym, że na świętego człowieka wylano już wszelkie pomyje, a jako „obronę” proponuje się historie o kremówkach. Gdzieś u podłoża takich postaw jest według mnie przeświadczenie, że o problemach lepiej nie mówić wcale. A wówczas, gdy będziemy szlachetnie milczeć, pozbędziemy się kryzysu. To błędny pogląd – w USA po uwolnieniu raportu o kardynale McCarricku problem niemal całkowicie się rozwiązał. Temat właściwie zniknął z dyskursu publicznego.

Jedna postawa: udawanie, że problemu wykorzystywania seksualnego nie ma; druga: coraz więcej działań histerycznych, oskarżeń bez podstaw i dowodów. Nauczymy się w końcu działać roztropnie i rzetelnie?

Toczy się zażarta dyskusja. Zwolennicy radykalnych rozwiązań ścierają się ze zwolennikami milczenia. I może nawet dobrze, bo to oznacza, że temat jest ważki. Z drugiej jednak strony ciągnący się spór to pochodna faktu, że sam Kościół zrobił bardzo wiele w kwestii przepisów i instytucjonalnej ochrony dziecka, ale nie potrafi zdecydować o swoim katharsis, innymi słowy – nie potrafi zdecydować, czy wyrzucić wreszcie trupy z szafy. A wyjścia są dwa: zrobi to sam albo zrobią to za niego skrzywdzeni. Mam wrażenie, że wciąż tracimy czas, a nam nie wolno tracić czasu. Musimy więc nauczyć się tej roztropności i mądrych działań jak najszybciej.

Niektórzy twierdzą, że Twój film jest przeciwwagą dla filmów obrazujących problem wykorzystywania seksualnego w Kościele. Taki był zamysł?

Zupełnie nie. Sama przecież chwaliłam część takich produkcji, gdyż zmusiły hierarchów do działania, wywołały dyskusję. W końcu też pewne decyzje w Kościele, mające na celu przeciwdziałanie zbrodni wykorzystywania seksualnego, zostały podjęte: świetnie działa w tej kwestii biuro Prymasa Polski, dobrze działają też struktury Fundacji Świętego Józefa czy krakowskie COD. Tym samym kryzys wywołany chociażby filmami braci Sekielskich Kościołowi się opłacił. Mój film jest raczej przeciwwagą wobec tych produkcji, które zostały z definicji nastawione na skandal, obrazów uproszczonych, „walących” na oślep w Kościół i Jana Pawła II. Zależało mi, by dzięki głębszemu spojrzeniu ludzie przestali mierzyć i oceniać to papiestwo miarą czasów współczesnych. Bo będzie to zawsze błędne i ograniczone.

Ten film zatem to obrona papieża czy raczej obrona... rozumu?

Faktycznie, może nawet to drugie. Papież świętym był i świętym pozostanie. Owszem, możemy zrobić krzywdę jego pamięci. Ale wtedy traci nie on, ale de facto my sami i przede wszystkim nasze dzieci. Dorośnie pokolenie młodych ludzi, które już widzi Jana Pawła II w krzywym zwierciadle. I jeżeli nie będzie głosu w Kościele, który pomoże temu pokoleniu dotrzeć do prawdy, będzie ono pokoleniem straconym. •

Paulina Guzik

Dziennikarka telewizyjna, doktor nauk o mediach, wykładowca akademicki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.