Radość w blasku Obecnego

o. Wojciech Surówka OP

|

GN 21/2022

publikacja 26.05.2022 00:00

Powrót Chrystusa do nieba, na „prawicę Boga”, otwiera nowy etap Jego obecności pośród ludzi.

Francisco Camilo, „Wniebowstąpienie”, 1651 r.,  olej na płótnie, Muzeum Narodowe Sztuki w Katalonii. Francisco Camilo, „Wniebowstąpienie”, 1651 r., olej na płótnie, Muzeum Narodowe Sztuki w Katalonii.
google art

Fryderyk Nietzsche w „Wiedzy radosnej” przywołał pewien obraz: „Po śmierci Buddy jeszcze przez stulecia pokazywano jego cień w jaskini – olbrzymi, przejmujący grozą cień”. Choć obraz ten literalnie odnosi się do buddyzmu, według niemieckiego filozofa dobrze oddaje sytuację, w jakiej znajdują się chrześcijanie. Nietzsche był radykalnym krytykiem chrześcijaństwa. Ogłosił śmierć Boga, twierdził jednak, że ta „dobra nowina” nie dociera do wszystkich ludzi, ponieważ istnieją tacy, którzy dbają o podtrzymanie iluzji Jego obecności. Sam filozof czuł się powołany do jej obnażania. Radość, którą niósł światu, była radością wyzwolenia się z wiary w cień umarłego Boga. W jednym Nietzsche ma rację – po odejściu Chrystusa z tego świata nie pozostał Jego cień. Mylił się jednak, twierdząc, że nic po Nim nie pozostało. Pozostała Jego obecność.

Przyczyna radości

W scenie wniebowstąpienia opisanej przez ewangelistę Łukasza zaskakuje radość uczniów, którzy żegnają się z Jezusem. W ostatnim rozdziale Ewangelii czytamy, że po błogosławieństwie Chrystus został wzięty do nieba, natomiast apostołowie „oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy” (Łk 24,52). Nie była to, rzecz jasna, radość płynąca z wydostania się z jaskini ułudy i uwolnienia się od nauki Mistrza. Na czym ona polegała? Może się wydawać niezrozumiała, gdyż każde rozstanie z bliską osobą, nawet przeżywane w duchu chrześcijańskiej nadziei, najczęściej wiąże się z żałobą, nie z radością. Uczniowie jednak są najwidoczniej pewni ciągłej obecności Mistrza. Dla uczniów niebo, do którego wstępuje Jezus, nie jest określeniem odległej przestrzeni. W Nowym Testamencie o niebie pisze się zawsze w opozycji do otchłani. Taki obraz świata jest oczywiście zapożyczony od starożytnych autorów i podobnie jak u nich niesie w sobie treść duchową – to, co jest w górze, należy do Boga, to, co w podziemiach – do mocy Jemu przeciwnych. W Nowym Testamencie znajdujemy także określenie „prawica Boga” oraz informację, że tam właśnie zasiada Chrystus po wniebowstąpieniu. Oznacza to Jego uczestnictwo w honorze, potędze, we władzy i czci, jakie przynależą Ojcu. Benedykt XVI w książce „Jezus z Nazaretu” pisze, iż uczniowie „wiedzą, że »prawica Boga«, na miejsce której »został wyniesiony«, zawiera w sobie nowy sposób Jego obecności, że ta obecność wśród nich jest teraz nieutracalna i że jest nam tak bliska, jak może być właśnie tylko Bóg”.

Wniebowstąpienie nie jest zatem odejściem Mistrza w jakieś odległe sfery kosmosu, ale trwałą bliskością, której uczniowie są pewni, a pewność ta jest źródłem ich radości. Innymi słowy, wniebowstąpienie nie jest początkiem międzyplanetarnej podróży Chrystusa, lecz początkiem innego obcowania Boga z ludźmi. Na kartach Nowego Testamentu widzimy, jak Emmanuel, „Bóg z nami”, stopniowo zbliża się do każdego z nas – najpierw dzięki wcieleniu, później właśnie przez wniebowstąpienie. Jesteśmy cieleśni, a więc nasz kontakt z Bogiem dokonuje się w ciele i przez ciało. Nawet wtedy, gdy ludzkie ciało Zbawiciela wstępuje do nieba...

Powszechna dostępność

Początkowo ciało Jezusa było dostępne tylko niewielkiej grupie ludzi. Należeli do niej członkowie Jego rodziny, przyjaciele, uczniowie, znajomi. Amerykański antropolog i psycholog ewolucyjny Robin Dunbar określił na podstawie badań hipotetyczną liczbę więzi społecznych, które może utrzymywać jeden człowiek. Liczba ta wynosi 148 relacji, zazwyczaj jednak zaokrągla się ją do 150. Nie jest to grupa jednorodna, są w niej osoby, z którymi łączą nas bardzo silne relacje, i znajomi, których spotykamy sporadycznie. Zapewne w przypadku Jezusa możemy mówić o podobnej liczbie. Sytuacja jednak zmienia się po zmartwychwstaniu. Widzimy, że ciało Chrystusa podlega wtedy innym prawom. Ukazuje się to tu, to tam. Święty Paweł pisze, że Chrystus po zmartwychwstaniu ukazał się „więcej niż pięciuset braciom równocześnie” (1 Kor 15,6). I choć jest to liczba znacznie większa niż 150, jest ona także ograniczona. Dopiero powrót Chrystusa do nieba, na „prawicę Boga”, otwiera nowy etap Jego obecności pośród ludzi. Po wniebowstąpieniu Chrystus jest obecny zarówno w wewnętrznym doświadczeniu człowieka, jak i – przede wszystkim – wkrótce Jego ciało stanie się substancjalnie obecne w Eucharystii, a to oznacza, że może dotknąć nieograniczonej liczby wiernych.

Wniebowstąpienie jest jakby wspólnym momentem dwóch wielkich okresów w historii zbawienia. Z jednej strony kończy widzialną misję Syna Bożego, jest ostatnim aktem Jego publicznej działalności – po wniebowstąpieniu już nikt z uczniów nie będzie znał Jezusa „według ciała” (por. 2 Kor 5,16). Z drugiej strony wniebowstąpienie jest pierwszym etapem działalności Kościoła, czyli początkiem niewidzialnej misji Ducha Świętego. Jezus mówił o tym wprost swoim uczniom podczas ostatniej wieczerzy: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7). W taki sposób ukazane jest wniebowstąpienie w drugiej księdze napisanej przez św. Łukasza. W Dziejach Apostolskich Jezus daje uczniom obietnicę: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8). Moc Ducha Świętego potrzebna była nie tylko do skutecznej ewangelizacji, lecz także do przemiany wina i chleba w Krew i Ciało Pana Jezusa.

Nauka z tajemnicy wniebowstąpienia

Rozwój duchowy zawsze dokonuje się na podstawie schematu przechodzenia przez kolejne etapy. Etapy początkowe zawierają już w sobie elementy, które w pełni ujawniają się dopiero w dalszych fazach rozwoju. Dotyczy to zarówno modlitwy, jak i na przykład sposobu, w jaki opowiadamy o Bogu. Równocześnie etapy późniejsze zawierają w sobie pewne elementy, które są pozostałością po wczesnych fazach, jednak warunkiem wzrostu na pewno jest gotowość porzucenia dawnej formy, tak by dostosować się do nowych wyzwań, jakie stawia przed nami Bóg, i nowych trudności, jakie „produkuje” świat. Wniebowstąpienie, odejście Mistrza, jest – jak powiedzieliśmy – z jednej strony końcem pewnej epoki, z drugiej natomiast oznacza początek nowej. Jeśli uczniowie w tamtym momencie zatrzymaliby się i wpatrywali z tęsknotą w niebo, nie będąc gotowymi na zmianę swojego funkcjonowania, nigdy nie powstałby Kościół.

Tajemnica wniebowstąpienia uczy nas, na czym polega rozwój duchowy, zarówno osób, wspólnot, jak i dzieł. Niestety, ludzie Kościoła czasem ulegają złudzeniu, że to oni tworzą historię, dlatego gdy odchodzą z tego świata, grono ich uczniów deklaruje, że świat nie będzie już taki sam bez tego konkretnego człowieka, ludzkiego mistrza. Często nieumiejętność przeżycia żałoby przez współpracowników lidera czyni z niego bożka. A kult bożka musi doprowadzić z czasem do upadku dzieła, które zainicjował. Pewien duszpasterz w swoim duchowym testamencie wyraził obawę, czy zdąży przekazać młodym to wszystko, co w życiu wiarą było dla niego najważniejsze, czym sam żył. W takiej postawie być może pobrzmiewa troska o przyszłość młodzieży, ale tak naprawdę widać w niej przede wszystkim przywiązanie duszpasterza do własnej wizji. Kieruje nim przekonanie, że to właśnie on musi przekazać kolejnym pokoleniom to, co jest najważniejsze.

Jakże inaczej odchodził z tego świata Prymas Tysiąclecia. Podczas ostatniego spotkania z członkami Rady Głównej Episkopatu Polski mówił między innymi: „Bóg zapłać, żeście chcieli przyjść i żeście chcieli być świadkami mojej nieudolności. Jest ona potrzebna, ta świadomość, żeby było wiadomym, że w Polsce rządzi tylko Bóg, a nie człowiek. Dlatego człowiek, któremu się wydawało, że coś zrobił, musi odejść, żeby ludzie wiedzieli, że w Polsce panuje tylko sam Bóg”. W czasie przyjmowania sakramentu chorych powiedział: „Przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy. Bóg je da w swoim czasie”.

Bóg nie umarł, a my nie wpatrujemy się jedynie w Jego cień, natomiast zdecydowanie mamy stać niejako w Jego cieniu. A kiedy usuwamy się na dalszy plan, okazuje się, że tak naprawdę żyjemy nie w cieniu Boga, lecz w Jego blasku – w blasku Jego nieustającej obecności. I to jest efekt wniebowstąpienia. I to jest przyczyna naszej wielkiej radości. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.