Rozniecanie ognia

Marcin Jakimowicz

publikacja 22.05.2022 09:02

Jej pomysł był genialny w swej prostocie: „Piętnaście węgli: jeden płonie, trzy lub cztery tlą się zaledwie, pozostałe są zimne. Ale zbierzcie je razem, a wybuchną ogniem. Paulina Jaricot trafia na ołtarze.

Rozniecanie ognia Paulina Jaricot P. Jaricot (talk | contribs) / CC-SA 4.0

„Najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą jest uczynić Różaniec modlitwą wszystkich” – pisała Francuzka. Przecież każdy znajdzie w ciągu dnia kilka minut, by odmówić dziesiątkę Różańca – myślała. I wymyśliła.

W niedzielę 22 maja o godz. 15.00 założycielka Dzieła Rozkrzewiania Wiary i Żywego Różańca zostanie beatyfikowana. Mszy św. w Lyonie będzie przewodniczył kard. Luis Antonio Tagle, prefekt Kongregacji Ewangelizacji.

Ziarnko do ziarnka

Uważała się jedynie „za zapałkę wzniecającą ogień”. Urodziła się 22 lipca 1799 r. w Lyonie, jako córka bogatego fabrykanta jedwabiu i jedna z siedmiorga rodzeństwa. Jako nastolatka po poruszającym kazaniu o próżności rozdała ubogim biżuterię, a sama zaczęła ubierać się jak robotnica. Choć rozeznała, że nie ma powołania zakonnego, w kaplicy w Fourviere złożyła ślub czystości ciała i ducha.

Gdy w liście od studiującego w Paryskim Seminarium Misji Zagranicznych brata Fileasa dowiedziała się o tragicznej sytuacji misjonarzy i umierających z głodu chińskich dzieci, nie siedziała z założonymi rękami. Nie tylko zaczęła odwiedzać lyońskie rodziny, rozdając im jałmużnę, ale utworzyła koła pomocy, w które chętnie zaangażowały się robotnice zakładu jej ojca. Co tydzień odkładały z zarobków drobne sumy. Grupy wyrastały jak grzyby po deszczu, a wkrótce idea znalazła naśladowców w całym Lyonie. Panował porządek jak w wojsku: dziewięcioosobowe sekcje łączono w centurie i dywizje. Niebawem z dziesiątek kół wyłaniały się nowe koła i rosły w setki, tworząc konkretny fundusz na działalność misyjną Kościoła.

W 1819, po połączeniu jej dzieła z podobną organizacją ukonstytuowało się lyońskie Dzieło Rozkrzewiania Wiary, zwane też Związkiem Lyońskim. Zatwierdził je Pius VIII, a kolejne przywileje potwierdzali Grzegorz XVI i Leon XIII. W 1822 dzieło przeniesiono do Watykanu i uczyniono oficjalnym organem Stolicy Apostolskiej do zbierania środków materialnych na misje. W tym roku zebrano na potrzeby misji 22 tys. franków, a już 24 lata później trzy miliony.

Dzieło Rozkrzewiania Wiary już po trzech latach liczyło 2 tys. członków, a dziś jest obecne w 144 krajach świata.

Ręce pełne roboty

Gdy dzieło 23-latki przeszło pod zarząd Specjalnej Rady sama inicjatorka otoczyła je modlitwą i w ten sposób powstał… Żywy Różaniec. Już wcześniej Paulina z gronem rówieśnic założyła Stowarzyszenie Wynagrodzicielek Najświętszego Serca Pana Jezusa, które deklarowały codzienną adorację Najświętszego Sakramentu.

„Urodziłam się z żywą wyobraźnią, powierzchowną umysłowością, porywczym i leniwym charakterem. Poświęciłam się całkowicie jednej rzeczy, ponieważ w niczym nie umiałam zachować umiaru” – pisała o sobie - „Szukałam przed Bogiem środka zapobiegającego zniechęceniu, niemoralności i rozpaczy”.

W robotniczej dzielnicy Lyonu zorganizowała piętnastoosobowe grupy, które okrzyknięto później „żywymi różami”. Każda z osób zobowiązywała się do odmawiania jednej tajemnicy. W ten sposób – wyjaśniała Jaricot – wszyscy odmówią codziennie cały Różaniec i wszystkich dotyczyć będzie taka sama zasługa, jakby odmówili go w całości. Zalecała, by modlono się w intencji misjonarzy. Nic dziwnego, że i Papieskie Dzieła Misyjne, i Żywy Różaniec zaczęły działać na zasadzie naczyń połączonych.
Znakomicie wpisała się w społeczny klimat epoki. Oddolna, a nie narzucona przez hierarchię „różana” inicjatywa była niezwykle prosta: zapraszamy tych, których znamy i ufamy. Trochę jak z budowaniem siatki szpiegowskiej. Nie chodzi o wielkie zgromadzenie, ale o zasadę „swoi znają swoich”. Pomysł znakomicie sprawdził się w duszpasterskim „praniu”.

Za patronkę akcji wybrała św. Filomenę, młodą rzymską męczennicę, za wstawiennictwem której sama została uzdrowiona. Pomysłowi Pauliny przyklasnęło wielu biskupów, a nawet sam generał Zakonu Kaznodziejskiego, a w chwili jej śmierci we Francji modliło się już 2,5 miliona ludzi! Papież Grzegorz XVI wydał breve aprobujące stowarzyszenie. Objęło ono najpierw Lyon, potem całe państwo, a wreszcie inne kraje.

Jak grzyby po deszczu

W 1831 roku, po pięciu latach od rozpoczęcia „rewolucji” Jaricot pisała: „Liczba odmawiających dziesiątek Różańca rośnie z niewiarygodną szybkością we Włoszech, Szwajcarii, Belgii, Anglii i Ameryce. Wszędzie można zauważyć nie notowane wcześniej umacnianie się dobra. Stajemy się zjednoczeni ze wszystkimi ludźmi świata”.

„Oto właściwy charakter Żywego Różańca” – notowała w swoim dzienniczku – I tak wszyscy członkowie, mając udział w dziele nawracania grzesznika, cieszą się wspólnie z jego powrotu. Takie zjednoczenie serc w jedności tajemnic daje Różańcowi szczególną moc w nawracaniu grzeszników”.

Choć inicjatywa spotkała się życzliwym przyjęciem Kościoła, a jej orędownikiem był m.in. święty Jan Vianney, Paulina spotkała się też z ostrą krytyką. „Najboleśniejsze krzyże, zadziwiające trochę naszą słabość, to te, które z dobrych intencji ciosają dla nas przyjaciele Boga. Trzeba jeszcze je bardziej kochać, ponieważ są wybrane przez Boga dla naszego uświęcenia” - pisała. Sam proboszcz z Ars wyjaśniał: „Znam jedną osobę, która potrafi bardzo ciężkie krzyże: jest nią Paulina Jaricot”.

Odkąd na wzgórzu Lorette utworzono Centralę Żywego Różańca listonosze w Lyonie mieli ręce pełne roboty. Jedynie w 1832 roku wysłano stąd 140 tysięcy książek i broszur, 80 tysięcy obrazków, 40 tysięcy medalików, 18 tysięcy szkaplerzy i krzyżyków. Średnio, bagatela, tysiąc przesyłek dziennie.

Oszukana

Sama Paulina zainwestowała w budowę domu, który miał być ośrodkiem, w którym robotnicy z rodzinami mieli cieszyć się dobrze wynagradzaną pracą, niestety zarządca rodzinnej fortuny nie tylko doprowadził ją do ruiny, ale zaciągnął na jej nazwisko gigantyczne długi. Utraciła wszystko i zmarła w ubóstwie… na pożyczonym sienniku. Jej ostatnie słowa wyszeptane 9 stycznia 1862 roku brzmiały: „Boże mój, wybacz im i obdarz błogosławieństwem, na miarę cierpień, jakie mi zadali”.

Dzięki inicjatywie Francuzki modlitwa maryjna płynie na zasadzie „niekończącej się opowieści”. Jej proces beatyfikacyjny otwarto już 112 lat temu, heroiczność cnót ogłosił w 1963 roku Jan XXIII, a datę wyniesienia na ołtarze ustalił przed dwoma laty papież Franciszek.