Powołana

GN 20/2022

publikacja 19.05.2022 00:00

Ksiądz Jarosław Mitrzak opowiada o Lence z Syberii, która zrezygnowała z bycia modelką i prezenterką telewizyjną, by modlić się i katechizować.

Elena Timokhina  (1980–2022). Elena Timokhina (1980–2022).
Archiwum Eleny Timokhiny

Barbara Gruszka-Zych: Był Ksiądz przez 16 lat kierownikiem duchowym Lenki, bo tak nazywano Elenę Władimirownę Timokhinę, która w opinii świętości zmarła 26 marca tego roku.

Ks. Jarosław Mitrzak: Przeżyła 42 lata, ale mówiąc o niej, nie używam czasu przeszłego. Gdyby tu z nami siedziała, po 20 sekundach miałaby pani wrażenie, że znacie się od zawsze. Była takim duchowym lodołamaczem. Od momentu przywitania szłaby do pani jak do kogoś, kogo dobrze zna. To był jej charyzmat.

Jeśli wierzymy w świętych obcowanie, jest teraz z nami.

I to bardzo intensywnie. Jej pogrzeb w Siedlcach zgromadził wiele osób, które są pewne, że już jest ich orędowniczką w niebie. Biskup Grzegorz Suchodolski, który przewodniczył Mszy św., podzielił się świadectwem o jej życiu. Jeden z koncelebransów, 84-letni prof. WSD ks. Zbigniew Zalewski, powiedział mi, że takiej atmosfery wiary dawno nie doświadczył. Autorka artykułu o niej przyznała, że czuło się, iż nie za Lenę trzeba się modlić, ale do niej. 88-letnia siostra ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, pamiętająca ją z czasów, gdy odbywała u nich formację, zwierzyła mi się, że już zaczęła prosić za wstawiennictwem Eleny.

Ma Ksiądz szczęście do świętych.

Jan Paweł II pobłogosławił mnie na pracę na Syberii, która trwa już 27 lat. Spotkaliśmy się w Castel Gandolfo 1 września 1995 r., na trzy tygodnie przed moim wyjazdem. „Co ty tam będziesz robił?” – zapytał, a po chwili dodał: „Wiem, co tam będziesz robił, i na to ci błogosławię”.

Powołana   Ks. Jarosław Mitrzak Józef Wolny /Foto Gość

Zabrzmiało tajemniczo.

Te słowa wróciły do mnie, kiedy przyjechałem na grób papieża. Klęczałem pół godziny i płakałem. „Skoro wiedziałeś, co tam będę robił, to mi teraz błogosław” – prosiłem.

Jan Paweł II jest dla Księdza ważny.

Stał się moim osobistym patronem, a zarazem patronem Wspólnoty dla Powołań, którą założyłem na Syberii 20 lat temu. Jestem przekonany, że to jemu zawdzięczam fakt, że nasza kilkudziesięcioosobowa grupa modlitewna rozrosła się w międzynarodowy ruch ewangelizacyjno-modlitewny. Jego ideą jest pomoc ludziom w rozpoznaniu powołania i wsparcie na drodze wierności. Każdy uczestnik codzienne odmawia jedno „Zdrowaś, Maryjo” i otrzymuje ich ponad 1600 od pozostałych członków wspólnoty. W Ewangelii czytamy, że Pan Bóg chętnie wy- słuchuje proszących ze względu na natarczywość ich modlitwy.

Ksiądz też jest natarczywy?

Już na początku odkryłem, że w mojej pracy duszpasterskiej najważniejsza jest modlitwa, chociaż ktoś może twierdzić, że działanie. Niejednokrotnie kiedy odwiedzają mnie goście i jadę z nimi do odległych o kilkaset kilometrów miast, żeby odprawić Mszę św. dla kilkunastu osób, mówią: „Tu nie ma nic do roboty”. A inni: „Boże, jak tu jest dużo do zrobienia”. Ja też tak to widzę. Dlatego wykorzystuję każdą okazję, by dotrzeć do tych, którzy do mnie przychodzą. Kiedy z Tobolska przeniosłem się do Surgutu na północną stronę tajgi, zacząłem pracę od jednej rodziny. Po dziesięciu latach stanął tam kościół, stworzyłem 14 punktów dojazdowych dla około 400 wiernych. Teraz posługuję w Stawropolu na Kaukazie i znów zaczynam od początku.

Księdza natarczywe modlitwy zostały wysłuchane. Dostał Ksiądz do pomocy Lenę.

Odczytuję to jako znak, że Elenę poznałem właśnie przez Jana Pawła II. Kiedy papież umierał, byłem proboszczem w Surgucie. W telewizji regionalnej dałem ogłoszenie, że odprawię Mszę św. za niego. Lena była jedną z pierwszych osób, które chciały wziąć udział w Eucharystii. Kilka tygodni wcześniej przyjechała z Nowosybirska.

Pracując jako modelka, potrafiła przykuć uwagę. Rzucała się w oczy?

Właściwie nie. Kiedy przyszła na Mszę św., była piękną 25-letnią kobietą, ale nie sprawiała wrażenia, że chce się wyróżniać. Ubierała się skromnie, szybko przestała robić makijaż. Stopniowo zacząłem dostrzegać, że jest w niej coś szczególnego – zdecydowanie i przekonanie co do kierunku, który obrała. Była bardziej aktywna niż inni, stawiała pytania, chciała rozumieć sens tego, w czym uczestniczy.

Nie chwaliła się, czym się dotąd zajmowała?

Nie była zainteresowana, żeby zwracać na siebie uwagę. Podczas naszych pierwszych rozmów przyznała, że wychowywała się w rodzinie ateistycznej i niedawno się nawróciła. Przyjechała do Surgutu po pierwszej spowiedzi z całego życia. Udzieliłem jej pierwszej Komunii św. My, kapłani, często obserwujemy u wielu dorosłych neofitów słomiany zapał. Jej zaangażowanie wzrastało. Z czasem dowiedziałem się, że studiowała filologię rosyjską i ukończyła szkołę muzyczną pierwszego stopnia. Potrzebna mi była organistka, więc zaproponowałem jej pracę.

Pomagała też Księdzu w duszpasterzowaniu?

Stale jeździłem do wiernych na terenie mojej parafii, trzy razy większej niż Polska. Kiedy ja np. spowiadałem, ona prowadziła próby śpiewu, katechizowała. Miała przygotowanie, bo odbyła w Nowosybirsku dwuletni kurs dla katechetów. Dzielenie się wiarą było dla niej naturalne po tym, jak doświadczyła, czym było życie bez niej. Postrzegała wiarę jako największy dar, który nadał wszystkiemu sens. Cieszyła się, że dzięki niej odkryła prawdziwe rozumienie życia.

Jak je rozumiała?

Jak Jan Paweł II, który przypominał, że człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. Wielu młodych pyta mnie o sens życia. W którymś momencie Elena przestała to robić, bo rzeczywiście Go spotkała. Jeśli, jak ona, zaryzykuje się zaufanie Panu Bogu, szybko przychodzi zrozumienie siebie.

Włączyła się do Wspólnoty dla Powołań.

I szybko zrozumiała, że głównym powołaniem każdego jest świętość. Że dążenie do niej to życie pełne autentycznego zaufania Panu Bogu. Na początku myślała, że zostanie siostrą zakonną. Dwa lata formowała się w Polsce w Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów, które wspierają kapłanów posługujących w szczególnie trudnych warunkach. Ale odkryła, że jej charyzmatem jest służba powołaniom w ogóle. Pragnęła wspierać szukających drogi w dążeniu do świętości.

Nie przez przypadek nazwaliście ją Apostołką Powołań.

Kiedy w Kujbyszewie na Syberii świętowaliśmy 10-lecie istnienia naszej wspólnoty, 23 listopada 2012 r. publicznie zadeklarowała, że jej powołaniem jest troska o powołania. Zainicjowała powstanie nowej wspólnoty – Sióstr dla Powołań św. Jana Pawła II. Pojechała do Polski, by studiować teologię, katechetykę i rozszerzać swoje nowe dzieło.

Kiedy zachorowała?

W Wielki Piątek 2016 r. odkryła, że ma guza. Kilka dni potem stwierdzono, że jest złośliwy, z małą szansą wyleczenia. Żyła dłużej, niż przewidywano, bo sześć lat. Przeszła operacje – jedną, drugą, trzecią. Potem kolejne chemie.

Bardzo ją bolało?

To był czas wielkiego bólu, spania na siedząco, ale też braku snu, a potem trwające kilka miesięcy okresy w miarę normalnego funkcjonowania. Jej przyjaciółki, z którymi mieszkała w Siedlcach – pani Maria i współsiostra Taisja z Syberii – dają świadectwo, jak Elena znosiła cierpienie. Były zdziwione, że mówiła o bólu tylko wtedy, kiedy konieczne było proszenie o pomoc. Powtarzała innym: „Nie cierp jak zwierzę, wzbudź intencję”. Swoje cierpienie ofiarowała za powołania. Zależało jej, żeby każdy czuł, iż został przez Boga powołany z miłości. Jest autorką najkrótszej i według mnie najtrafniejszej definicji powołania: „Powołanie to ty!”.

Jak to się działo, że ekspresowo wchodziła w kontakt z drugim?

Już w czasie choroby pojechałem z nią i Taisją na Kaukaz, do miejscowości Dombaj. Wsiedliśmy do kolejki wiozącej na szczyt i zanim się zorientowałem, Elena jak stara znajoma rozmawiała z jakimiś chłopakiem i dziewczyną. Okazało się, że świeżo się pobrali, a ona im radziła, żeby oprócz cywilnego wzięli ślub kościelny, i tłumaczyła, dlaczego to jest dobre. Cztery dni przed śmiercią poprosiła, żebym zawiózł ją na wózku do fryzjerki. Od razu weszła z nią w kontakt. Kiedy w drodze powrotnej pomagałem jej przesiąść się z wózka do samochodu, za naszymi plecami zatrzymała się staruszka. „Czy my się znamy?”– zwróciła się do Eleny. „Bo pani już z daleka się do mnie uśmiechała i myślałam, że tak” – usłyszałem. Tak objawiał się jej charyzmat. W jej oczach też było to coś, co sprawiało, że czułeś się kochany. A poza tym jak prawdziwy przyjaciel potrafiła zwrócić uwagę, czasem dość emocjonalnie, i nikt się nie obrażał.

Księdzu też?

Tydzień przed śmiercią, kiedy zobaczyła, jaki jestem zmęczony, powiedziała: „Wydaje mi się, że zaniedbuje ksiądz swoje życie duchowe. Jak u księdza z rozmyślaniem? Niech się ksiądz uspokoi w modlitwie”. Pomyślałem, że ma rację. Mogłaby tak powiedzieć także do biskupa.

Bała się śmierci?

Mówiła mi, że nie boi się, ale jest szczęśliwa. Czasem wspominała, że chciałaby jeszcze żyć, ale całkowicie ufała Panu Bogu.

Okazało się, że przy wielkiej życiowej aktywności była też mistyczką.

Jej promotor, prof. KUL-u ks. dr hab. Andrzej Kiciński, nazwał ją mistyczką z Syberii. Rektor seminarium siedleckiego ks. dr Piotr Paćkowski powiedział, że po trzech krótkich spotkaniach z Eleną też tak uważa. Przy całej swojej spontaniczności, pogodzie ducha, normalności w kontaktach cały czas pozostawała w równie dla niej naturalnej relacji z Bogiem. Cieszę się, że mogłem być tego świadkiem. Trzy dni przed śmiercią przeżyła bardzo głębokie doświadczenie, które nazwała wylaniem Ducha Świętego. Na moją prośbę opisała je: „Dzięki temu duchowemu małżeństwu będę świętą. To Ukochany sam mi powiedział. My rozmawiamy, jak rozmawiają w rodzinie małżonkowie. Jestem bardzo zadziwiona i bardzo wdzięczna za taką łaskę i takie zbawcze uniżenie. Otwierają się potoki miłosierdzia płynące z nieba. Miłosierdzie jest po to, żeby trząść niebo, żeby wyswobadzać dusze z grzechów jeszcze za życia i całe ich miliony wysyłać do królestwa niebieskiego”.

A co Ksiądz od niej dostał?

Teraz łatwiej mi odpowiadać na pytanie o miłość; co to konkretnie znaczy kochać Boga, jak kochać Go w człowieku... Lena miała ulubionych świętych: Teresę Wielką, Jana od Krzyża, Jana Pawła II, Michała Archanioła, ale też mało znanego św. Ekspedyta od spraw natychmiastowych – legionistę rzymskiego, który miał pokusę, by odłożyć swój chrzest do następnego dnia. Kusiły go do tego wrony, które nadleciały, krzycząc „kras”, co znaczy „jutro”. Odrzucił pokusy i przyjął chrzest. Następnego dnia już nie żył. Lena, jak on, realizowała wolę Bożą natychmiast. Gdyby jej przyszła myśl, żeby teraz pani Barbarze coś powiedzieć, bez zwlekania by to zrobiła.

Co mogłabym usłyszeć?

Myślę, że powiedziałaby: „Niech pani uwierzy w swoją misję”. Podarowałaby też pani nasz folder z Janem Pawłem II na okładce i deklarację jednego „Zdrowaś, Maryjo” w intencji powołań.•

Ksiądz Jarosław Mitrzak
założyciel i animator Wspólnoty dla Powołań. 27 lat duszpasterzował na Syberii, teraz posługuje w Stawropolu na Kaukazie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.