Nie tylko 365 obiadów

Anna Leszczyńska-Rożek

|

GN 19/2022

publikacja 12.05.2022 00:00

Reformatorka i szanowana celebrytka żyjąca w drugiej połowie XIX wieku. Wkład Lucyny Ćwierczakiewiczowej w polską kulturę kulinarną to nie tylko „365 obiadów”, ale też szeroko pojęta działalność edukacyjna i społeczna.

Portret Ćwierczakiewiczowej w wydaniu „365 obiadów” z 1894 r. Portret Ćwierczakiewiczowej w wydaniu „365 obiadów” z 1894 r.
czasemancypantek.pl

W czasach bez internetu i blogów kulinarnych zdobyła sławę i poważanie, a jej książki, artykuły i poradniki sprzedawały się w tysiącach egzemplarzy. Dziś znana jest głównie jako autorka „365 obiadów”, lecz w drugiej połowie XIX wieku wniosła o wiele więcej do kultury przygotowywania i jedzenia posiłków oraz edukacji w zakresie prowadzenia domu. Wspomniana publikacja nadal jest wznawiana i cieszy się powodzeniem mimo upływu czasu. W latach 1860–1924 „365 obiadów” osiągnęło nakład 130 tysięcy egzemplarzy, przynosząc autorce nie tylko sławę, ale i spory majątek.

Postać Lucyny Ćwierczakiewiczowej wzbudzała zainteresowanie na salonach i wśród ludzi mniej zamożnych. Potrafiła gotowanie, pieczenie i prowadzenie domu przedstawiać jako czynności ważne i niezbędne. W czasach, kiedy książki kulinarne praktycznie nie istniały lub były trudno dostępne, kobiety uczyły się prowadzenia domu i gotowania od swoich matek lub w szkołach gospodarskich. Ćwierczakiewiczowa, wychodząc naprzeciw ich potrzebom, pisała dla wszystkich, niezależnie od statusu społecznego i posiadanego majątku.

Zachwyciła Prusa

Urodzona w 1829 roku w Warszawie, odebrała wykształcenie typowe dla ówczesnych dziewcząt. Nauka języków, śpiewu, rysunku oraz zarządzania gospodarstwem domowym uważana była wówczas za niezbędną dla panny na wydaniu. Lucyna najlepiej czuła się w kuchni, gdzie mogła uczyć się zasad gotowania i szykowania posiłków. Większość przepisów notowała w zeszytach, co stało się nawykiem, dzięki któremu zbierała materiały do swoich książek.

Duże znaczenie miało jej niezwykle zgodne małżeństwo ze Stanisławem Ćwierczakiewiczem, który wspierał ją i zachęcał do dzielenia się wiedzą i doświadczeniem. Małżonkowie prowadzili intensywne życie towarzyskie. Lucyna bywała na przyjęciach, w teatrze i operze. Zapraszała też do siebie regularnie grono znajomych, którym serwowała własnoręcznie ugotowane obiady. Propozycje zestawów obiadowych wydają się dziś nieprawdopodobne. Kilka dań z wymyślnymi deserami i dodatkami oraz cała strategia zakupów i szykowania zapasów na zimę wymagały ogromu pracy, dobrej organizacji i zaangażowania. W książce Marty Sztokfisz pt. „Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia” opisana jest jako osoba niezwykle pracowita i aktywna. Sama robiła zakupy, wybierając najlepszej jakości produkty, gotowała i testowała nie tylko przepisy kuchni polskiej, ale też popularnych u nas w tamtym czasie kuchni francuskiej, niemieckiej i angielskiej. Na ich podstawie tworzyła własne warianty, które można było wykorzystać z użyciem lokalnych produktów. Poszukując inspiracji, często wyjeżdżała za granicę, czytała książki kulinarne i artykuły obcojęzyczne. Ciągle testowała nowe potrawy.

Swoją pierwszą książkę, „Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych oraz pieczenie ciast”, opublikowała za pożyczone pieniądze, kolejne książki będzie wydawać już z powodzeniem we własnym zakresie. Wśród nich wymienić można poza „365 obiadami” m.in. takie pozycje jak: „Podarunek ślubny. Kurs gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet”, „Poradnik porządku i różnych nowości gospodarskich”, „Nauka robienia kwiatów bez pomocy nauczyciela”, „Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić czyli porządki domowe” czy „Listy humorystyczne w kwestii kulinarnej”. Przez 28 lat współpracowała też z tygodnikiem dla kobiet „Bluszcz” oraz regularnie pisała do „Kuriera Warszawskiego”. Co roku wydawała i redagowała kalendarze z poradami, nowościami i przepisami dla kobiet pt. „Kolęda dla gospodyń”, którymi zachwycał się i które recenzował sam Bolesław Prus.

Herod-baba czy kobieta z pasją?

Była prawdziwą kobietą renesansu. Podziwianą – a jednocześnie przez wielu krytykowaną. O jej ciętym języku i powalającej szczerości krążyły po Warszawie legendy. I choć była osobą znaną, u której warto bywać, nie przez wszystkich była lubiana. Jej sposób bycia, zarobki i charakterystyczna tęga postura przyczyniały się do często zamieszczanych w prasie ironicznych wzmianek na jej temat i karykatur. Jednak sama Ćwierczakiewiczowa nie przejmowała się tym bardzo, wierząc, że to, co robi, wpływa na poprawę stylu życia społeczeństwa. Poza pisaniem książek i artykułów prowadziła też kursy gospodarstwa i gotowania, a oprócz tego działała charytatywnie na rzecz ubogich. Była na bieżąco z wydarzeniami kulturalnymi i technicznymi nowinkami (miała jedną z pierwszych kuchni gazowych w Polsce).

Pod koniec życia, kiedy była już wdową i wymagała pomocy ze względu na swoją wagę i słabnące zdrowie, odwrócili się od niej wszyscy bywalcy jej obiadów, a czasopisma zrezygnowały ze współpracy z nią. Dla tak aktywnej i zaangażowanej społecznie osoby był to prawdziwy cios i sytuacja trudna do zaakceptowania. W wieku 72 lat umarła na zapalenie płuc, pozostawiając po sobie ogromny dorobek i wkład w to, co dzisiaj składa się na kuchnię polską. Niektóre z jej przepisów są dziś prawie niewykonalne; na bazie innych powstają nowe receptury, a jeszcze inne czekają na odkrycie. •

Obiad mniej wystawny

Według Lucyny Ćwierczakiewiczowej (z książki „Pani od obiadów” Marty Sztokfisz) na taki posiłek składają się: • zupa neapolitańska i rosół rumiany z jarzynkami, paszteciki rozmaite do wyboru, • szczupak w majonezie, polędwica z garniturem, pasztet z kuropatwy we francuskim cieście, kalafiory i fasola zielona z wody z młodym surowym masłem po angielsku, zając lub • sarna, indyczki nadziewane kasztanami, komputy różne i sałata zielona lub z włoskiej kapusty, • deser: tort hiszpański, ponczowy lub inny, sery, owoce, pomarańcze, jabłka tyrolskie, konfitury.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.