Formowanie polskiej flagi

Szymon Babuchowski

|

GN 19/2022

publikacja 12.05.2022 00:00

Wystawa polskiej sztuki niezależnej lat 80. XX wieku w Zamku Ujazdowskim pokazuje, jak artyści radzili sobie z absurdami minionego systemu, a jednocześnie uzmysławia, że budowanie demokratycznego społeczeństwa wymaga żmudnej pracy.

Zbigniew Bajek „Sceny z drogi...”. Zbigniew Bajek „Sceny z drogi...”.
HENRYK PRZONDZIONO

Biała głowa Karola Marksa leży na stole obok otwartego „Kapitału” jego autorstwa. Identyczna głowa podpiera jedną ze stołowych nóg, a trzecią, tym razem wyrzeźbioną w czerwieni, oświetlają choinkowe lampki. Praca Krzysztofa M. Bednarskiego „La rivoluzione siamo noi” (My jesteśmy rewolucją) stanowi wprowadzenie do wystawy „Nie ocenzurowano. Polska sztuka niezależna lat 80.”, którą można oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. – To ujęcie ironiczne, pokazujące, że ten Marks, który według założeń ówczesnych rządzących miał zawładnąć naszym myśleniem, jest przez nas ogrywany – wyjaśnia prof. Tadeusz Boruta, kurator ekspozycji.

PRL-u dzienne sprawy

Oglądając tę bardzo ciekawą wystawę, możemy uzmysłowić sobie, w jaki sposób sztuka radziła sobie z absurdami minionego systemu. – Jej niezależność polegała wówczas na bojkocie polityki kulturalnej władz – opowiada prof. Boruta. – Artyści musieli więc stworzyć dla swoich dzieł obieg inny niż oficjalny. Szczególne miejsce znalazła wtedy sztuka w kościołach. Zwłaszcza od czasu drugiej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, czyli od 1983 r., Kościół bardzo otworzył się na sztukę. Robił to zresztą w znacznie większym stopniu, niż to dzieje się teraz. To właśnie w kościelnych przestrzeniach odbywały się wystawy, od których wzięły nazwę poszczególne sale naszej ekspozycji. Ważnym miejscem prezentacji sztuki niezależnej stały się np. ruiny kościoła pw. Miłosierdzia Bożego przy ulicy Żytniej, zniszczonego w trakcie powstania warszawskiego, czy krużganki krakowskiego klasztoru dominikanów.

Pierwsze trzy przestrzenie warszawskiej wystawy zostały opatrzone tytułem „Wszystkie nasze dzienne sprawy”, zaczerpniętym ze znanej pieśni religijnej Franciszka Karpińskiego. Pomyliłby się jednak ten, kto sądziłby, że tę część ekspozycji zdominowała tematyka sakralna. Chodzi tu raczej o zobrazowanie PRL-owskiej codzienności, co podkreśla już u progu instalacja „Dzień dobry” Jerzego Kaliny, imitująca blokowy korytarz, w którym poustawiano charakterystyczne dla tamtego czasu butelki z mlekiem. Z instalacją koresponduje obraz Marka Sapetty „Drzwi (Możliwość wyboru – klucz u dozorcy)”, na którym numerami pomieszczeń są symboliczne daty: 1980 i 1981, a klamki umieszczono – odpowiednio – po prawej i lewej stronie sąsiadujących ze sobą drzwi. Obficie symbolikę solidarnościową wykorzystuje też Leszek Sobocki, ukazując np. postać z Matką Boską w klapie marynarki czy przedstawiając siebie na tle zamalowanego, ale prześwitującego napisu „Solidarność”.

Wokół krzyża

Jednak polityka również nie dominuje na wystawie. – Interesowało mnie nie tyle manifestowanie poglądów przez artystów, ile pogłębione przeżywanie tamtego czasu – tłumaczy swoje intencje kurator. Dlatego obok dzieł przemawiających językiem ezopowym, aluzyjnym znajdziemy tu także obrazy bliższe spojrzeniu dokumentalnemu, takie jak wideo Józefa Robakowskiego „Z mojego okna 1978–1999” czy „Pejzaże szpitalne” Stanisława Sobolewskiego. Z drugiej strony mamy też malarstwo bardziej abstrakcyjne i jednocześnie ekspresyjne, jak np. obrazy Jacka Sempolińskiego. To właśnie monumentalna fotografia aranżacji „Rozdarta zasłona przybytku”, złożonej z dzieł tego ostatniego autora, znajduje się w centrum następnej przestrzeni warszawskiej ekspozycji.

Z kolei część wystawy zatytułowana „Znak krzyża” nawiązuje do „Spotkań ze sztuką”, które odbyły się w czerwcu 1983 r. we wspomnianych ruinach kościoła Miłosierdzia Bożego. W tej części najsilniej rzucają się w oczy związki między sztuką niezależną lat 80. a Kościołem, choć i tu trudno mówić o jakiejś deklaratywności. Tematyka pasyjna okazała się bowiem inspiracją do stworzenia różnorodnych dzieł: od bardzo oszczędnych w wyrazie form Teresy Rudowicz czy Stanisława Rodzińskiego, przez męskie akty autorstwa Tadeusza Boruty, po niezwykłe „ogniste” obrazy Jerzego Tchórzewskiego, na których postać Chrystusa wyłania się jak gdyby z wulkanicznej lawy.

Mimo nieoczywistości tych obrazów już sama obecność chrześcijańskich symboli w tytułach sal wystarczyła, by część krytyków zaszufladkowała wystawę w Zamku Ujazdowskim jako wydarzenie spod znaku „kadzidła i kropidła” (to tytuł recenzji w jednym z poczytnych tygodników). – Spotkałem się z zarzutami, że sztuka niezależna została tu zawłaszczona przez opcję katolicką – uśmiecha się Tadeusz Boruta. – Tymczasem są to wątki bardzo ważne w sztuce niezależnej lat 80. Inne wątki prezentowałem zresztą na wcześniejszych wystawach poświęconych temu okresowi, których przygotowałem już kilka.

Pytania o wspólnotę

Wystarczy jednak rzut oka na warszawską wystawę, by stwierdzić, że panuje na niej różnorodność. Obok obrazów odnoszących się np. do męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki (niewielka sala „Przeciw złu, przeciw przemocy”) znajdziemy tu m.in. przestrzenie poświęcone happeningom Pomarańczowej Alternatywy czy tzw. dzikiej ekspresji reprezentowanej przez obrazy Zbigniewa Macieja Dowgiałły, Tomasza Tatarczyka czy Pawła Kowalewskiego z warszawskiej Gruppy, autora słynnego „Wściekłego psa na czerwonym tle”. Jest też bardzo ciekawy fragment poświęcony „wystawom walizkowym”, polegającym na prezentacji miniaturowych prac, które odbywały się najczęściej w prywatnych mieszkaniach. Jedna z takich wystaw została w 1982 r. wyeksponowana na murach Cytadeli Warszawskiej, a dzięki archiwalnemu zdjęciu Erazma Ciołka udało się tamtą aranżację częściowo zrekonstruować.

Ekspozycję zamyka przestrzeń zatytułowana „Wieczernik”, w której na zwisającym z sufitu pięciometrowym płótnie nadrukowano zdjęcie instalacji Jerzego Kaliny „Ostatnia wieczerza” z 1983 r. Przysypany gruzem stół i puste krzesła mówią o wspólnocie zagrożonej niebytem, jednak wyrastająca z nich potężna flaga została rozdarta w górze w kształcie litery V – znaku zwycięstwa. Symbol Wieczernika obecny jest też w dziełach Aldony Mickiewicz, Macieja Bieniasza, Mariana Kępińskiego i Andrzeja Zwierzchowskiego. Połamane kawałki chleba na pomiętym obrusie, kromki spięte łańcuchem, pusty metalowy talerz – także opowiadają o zagrożeniu wspólnoty. Z obrazami tymi korespondują prezentacje trzech teatralnych wersji dramatu Ernesta Brylla „Wieczernik”. Pierwsza z nich, w reżyserii Andrzeja Wajdy, powstała w 1985 r. i jest dziś uważana za najważniejszą manifestację teatru niezależnego w latach 80. Kolejne adaptacje – Grzegorza Królikiewicza i Krzysztofa Tchórzewskiego – powstały już po transformacji ustrojowej. To wyjście poza prezentowany na wystawie okres historyczny pokazuje, że pytania o stan naszej wspólnoty pozostają ciągle aktualne. Podobną rolę odgrywa obraz Włodzimierza Pawlaka „Polacy formują flagę narodową” z 1989 r., na którym zwykłe z pozoru biel i czerwień flagi z bliska okazują się pełne chropowatości i zacieków, a kreski wyżłobione w farbie ołówkiem nawiązują do odliczania czasu w więziennych celach. Dzieło uzmysławia, że budowanie demokratycznego społeczeństwa wymaga żmudnej pracy, podobnej do tej, którą wykonuje artysta. Wychodząc z wystawy, jesteśmy tego trudu bardziej świadomi. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.