Szczęśliwy czas Karola Wojtyły

Milena KINDZIUK

|

GN 19/2022

Od wielu lat pojawiają się inicjatywy, by rozpocząć proces beatyfikacyjny Edmunda Wojtyły.

Szczęśliwy czas Karola Wojtyły

Gdy zbliża się 18 maja – dzień, który nam, Polakom, jest tak bliski z uwagi na urodziny św. Jana Pawła II, znów mamy przed oczami Wadowice: dom rodzinny Wojtyłów, gdzie teraz mieści się muzeum, kościół parafialny w Rynku ze słynnym zegarem słonecznym z napisem: „Czas ucieka, wieczność czeka”, rzekę Skawę, okoliczne góry… A więc to wszystko, co wiąże się z dzieciństwem papieża, zwanego wtedy Lolkiem. Z miłością, której doznał od rodziców: Emilii i Karola – dziś sług Bożych, i od ukochanego brata Edmunda.

Cała rodzina wyróżniała się w Wadowicach wiarą i miłością, chociaż na zewnętrz, jak opowiadali świadkowie, nie manifestowała swej pobożności. Żyła nią na co dzień. Nie jest więc dziwne, że nie tylko papież jest już czczony jako święty, ale także jego rodzice są kandydatami na ołtarze (od 2020 roku toczy się ich proces beatyfikacyjny). Co więcej, od wielu lat pojawiają się inicjatywy, by rozpocząć proces beatyfikacyjny Edmunda, znanego z tego, że jako lekarz poświęcał się dla chorych. Nie odstąpił od łóżka pacjentki chorej na szkarlatynę, zaraził się od niej i zmarł w wieku 26 lat. Oddał życie jako „ofiara swego zawodu” – jak pisano w prasie zaraz po jego śmierci. To niepojęte, że w Bielsku-Białej pracował krótko przed 90 laty, a do dziś w tym mieście żywa jest pamięć o nim. Nie tylko o okolicznościach śmierci, ale także o tym, że był lekarzem niezwykle kompetentnym i bezinteresownym.

Mnie osobiście urzekła miłość obu braci: Edmunda i młodszego o 14 lat Karola. Edmund kochał bezgranicznie swego brata. Chętnie się nim zajmował, woził w wózku po Rynku, a w miarę jak chłopiec dorastał, zabierał go ze sobą wszędzie: na spacery, na mecze piłkarskie, a potem na górskie szlaki. Sam papież wspominał, że od Edmunda uczył się gór, aktorstwa, a także modlitwy (widywano ich razem przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy w wadowickim kościele). I że mógł na nim w pełni polegać, gdy zmarła ich matka. Bracia przebywali często razem także wtedy, gdy Edmund przeniósł się do Bielska-Białej. Papież z sentymentem wspominał później ten czas jako „najszczęśliwszy w życiu”. I bardzo przeżył nagłą śmierć Edmunda. Przyznał później, już jako papież: „Śmierć brata przeżyłem chyba głębiej niż śmierć matki”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.