Droga do odkupienia

Edward Kabiesz

|

GN 18/2022

publikacja 05.05.2022 00:00

Był bokserem, chciał być gwiazdą, został księdzem.

W rolę Stuarta Longa wcielił się Mark Wahlberg, który jest także producentem filmu. W rolę Stuarta Longa wcielił się Mark Wahlberg, który jest także producentem filmu.
Avalon /pap

Jak do tej pory pod względem liczby realizowanych na świecie filmów fabularnych o tematyce chrześcijańskiej prym wiodą protestanci. Najwięcej profesjonalnych protestanckich wytwórni powstało w Stanach Zjednoczonych – praktycznie co roku w tamtejszych kinach lub w telewizji pojawia się kilka tego rodzaju produkcji. Chociaż od strony artystycznej nie zawsze są to dzieła wysokiego lotu, mają swoją stabilną widownię. Twórcy zresztą starają się, by przesłanie tych produkcji przemawiało do wiernych różnych wyznań, dzięki czemu mają szansę trafić do szerszej widowni. Producenci dysponują najczęściej ograniczonym budżetem, ale przyznać trzeba, że niektóre filmy stały się prawdziwymi kinowymi hitami. Natomiast katolickich profesjonalnych wytworni praktycznie nie znajdziemy. Jeżeli takie dzieła od czasu do czasu powstają, jest to zasługa twórców, którzy postanowili zaryzykować i wyłożyli na ten cel własne środki.

Dwie drogi do Pana Boga

Tak było z Melem Gibsonem, który film „Pasja” zrealizował ze środków własnych i swojego studia Icon Productions. W jego ślady poszedł teraz Mark Wahlberg, wielka gwiazda amerykańskiego kina, tworząc film „Ojciec Stu” („Father Stu”). Mel Gibson zagrał w tej produkcji Billa, ojca Stu Longa, o którym opowiada dzieło. Wahlberg jest jednym z niewielu aktorów, którzy osiągnęli w tym zawodzie sukces, a których życie nie przystaje do wyobrażenia Hollywood jako „siedliska zła”. Nie ma problemu z otwartym wyrażaniem swojej wiary i życia zgodnego z przesłaniem Ewangelii. Kiedy zdecydował się zrealizować film o życiu Stuarta Longa, również wyłożył na jego produkcję własne pieniądze. Filmowe inwestycje są ryzykowne, ale mają tę zaletę, że dają pełną niezależność nad produkcją.

Oglądając to dzieło, odnosimy wrażenie, że Wahlberg zainteresował się postacią Stuarta Longa ze względu na pewną zbieżność ich losów w młodości, chociaż wybory, jakich dokonali w wieku dojrzałym, poprowadziły ich w różnych kierunkach. Choć poszli innymi drogami, obie kierowały ich do Pana Boga. Wahlberg, mając 14 lat, porzucił szkołę. Trafił na ulicę, kradł, handlował narkotykami. Siedział nawet w więzieniu za pobicia, próbował swych sił w przemyśle muzycznym, a później rozpoczął karierę aktorską. Zmiana w jego życiu rozpoczęła się po wyjściu z więzienia, w czym znaczący udział miał proboszcz jego parafii, który znał go jeszcze jako nastolatka. Dzisiaj Wahlberg stara się spędzać jak najwięcej czasu ze swoją rodziną. Codziennie uczestniczy we Mszy św. „W niedzielę o 6.30 rano kupuję dzieciom pączki i przykazuję, by pozwoliły pospać mamie. Idę do kościoła na 7.30, a kiedy wracam, jemy razem śniadanie. Po śniadaniu idziemy razem na Mszę o 10.30” – mówił w wywiadzie dla magazynu „Parade”. Młodość Stuarta Longa, którego w filmie zagrał Wahlberg, również do przykładnych nie należała. Był nastolatkiem z problemami i niewiele brakowało, by ostatecznie zszedł na złą drogę bez powrotu.

Miałem wiele problemów

„Żyłem intensywnie. Sprawiałem mnóstwo kłopotów, często brałem udział w bójkach ulicznych, piłem i miałem wiele problemów. Miałem kilka wypadków, zarówno na motocyklu, jak i samochodowych. W czasie walk odniosłem kilka kontuzji” – wspominał ks. Stuart Long w wywiadzie dla portalu „Catholic Voices”, który można obejrzeć na YouTube. Long urodził się w 1963 roku. Wychował się w miasteczku Helena w Montanie, w szkole średniej grał w drużynie piłkarskiej, uprawiał także zapasy, lecz ostatecznie poświęcił się boksowi. Błyskotliwie rozpoczętą karierę (zdobył m.in. Złotą Rękawicę w wadze ciężkiej dla Montany w 1985 roku) przerwała odniesiona na ringu kontuzja. Long postanowił więc, że zostanie aktorem. Przeniósł się do Los Angeles, odniósł pewne sukcesy w reklamówkach, ale w filmach zaistniał tylko jako statysta. Pracował w nocnym klubie, a później w Norton Simon Museum w Pasadenie. Pewnego dnia, kiedy wracając z pracy, prowadził motocykl, o mało nie zginął w zderzeniu czołowym z samochodem. Ten wypadek okazał się przełomowym wydarzeniem w jego życiu. W szpitalu doznał, jak powiedział w rozmowie z „Catholic Voices”, niezwykłego „religijnego doświadczenia”. Po powrocie do domu postanowił poślubić swoją dziewczynę, ale ta oznajmiła, że chce zawrzeć związek małżeński w kościele katolickim. Trzydziestoletni Stuart rozpoczął więc katechumenat. W dniu swojego chrztu, w Wigilię Paschalną 1994 roku, Stu poczuł jednak, że chce zostać księdzem.

Droga do kapłaństwa okazała się długa, ale podążał nią konsekwentnie.

Film przedstawia kolejne etapy życia bohatera, poczynając od chwili, kiedy jako amator walczył na ringu, aż do jego śmierci w 2014 roku. Poznajemy jego skomplikowane relacje z rodzicami, młodzieńcze wybryki, próby wejścia w świat rozrywki, a także znajomość z Carmen, dziewczyną, dzięki której zainteresował się religią katolicką. W czasie wypadku, kiedy na zmianę traci i odzyskuje przytomność, doznaje wizji Matki Bożej. Reżyser w miarę wiernie prezentuje drogę bohatera do kapłaństwa i heroicznie znoszone cierpienia związane z nieuleczalną chorobą.

Bóg nie jest czymś odległym

Film Wahlberga został oparty na faktach, ale nie jest dokumentem. Wydarzenia zostały udramatyzowane, niektóre mniej istotne wątki życiorysu, co często zdarza się w filmowych biografiach, pominięto lub zmieniono. Dotyczy to m.in. rodziców Stuarta. Jego ojciec Bill Long wyjaśnił po premierze, że w rzeczywistości syn nigdy nie palił, jak widzimy to na początku filmu. Dodał też, że ani on, ani jego żona nie byli ateistami. Byli ochrzczeni i chociaż nie posyłali swoich dzieci do kościoła, starali się wpoić im wiarę w Boga. Uważali, że dzieci same powinny wybrać wyznanie, gdy dorosną. Przyznał też, że przejście Stuarta na katolicyzm i jego decyzja, by zostać księdzem, była dla nich całkowitym zaskoczeniem. Niespodzianką okazało się to także dla rodziny, znajomych i samego bohatera filmu.

Biskup Robert Barron, twórca katolickiego portalu Word on Fire, uznał, że „Ojciec Stu” jest jednym z najciekawszych od strony teologicznej filmów, jakie od lat pojawiły się w kinach. – Dotyka trudnych i najbardziej zagadkowych spraw wiary, w tym natury powołania, cierpienia, odkupienia i może najbardziej tajemnicy Bożej opatrzności… Pan wszechświata tak zainteresował się byłym bokserem z Heleny, że ostrożnymi krokami zaprowadził go najpierw do Kościoła, potem do wiary, a w końcu do kapłaństwa… To film o tym, jak Boża Opatrzność wzywa nas do pójścia z Nim. Bóg nie jest czymś odległym od nas, jest On ściśle zaangażowany w to, co stworzył, zwłaszcza w sprawy ludzi – wyjaśnił po premierze i dodał, że temat powołania do kapłaństwa z pewnością należy do najważniejszych w filmie. Potwierdził to również w czasie dyskusji o filmie sam Wahlberg, mówiąc, że chciał zachęcić ludzi do pójścia do kościoła i zrozumienia, czym jest powołanie. Film prezentuje w pozytywnym świetle różne obszary życia religijnego, w tym życie parafii, seminarium duchownego i księży. A to dzisiaj w kinie nieczęsto się zdarza. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.