Spotkałem Jego człowieka

Franciszek Kucharczak

|

GN 18/2022

publikacja 05.05.2022 00:00

„Ty widzisz tylko grzechy, a ja widzę, jak po twojej historii przechadza się Chrystus” – powiedział ksiądz. Niedziela Dobrego Pasterza to stosowny czas, by porozmawiać o tych, którzy prowadzą tak, jak On chce.

Spotkałem Jego człowieka henryk przondziono /foto gość

Joanna Maria jest nauczycielką. Kiedyś na rekolekcjach ksiądz Jarosław powiedział, że ci, którzy nie potrafią chwalić Boga i wyrażać Mu wdzięczności, mają jakiś problem ze sobą. – Strasznie mnie to zdenerwowało. Pomyślałam: co to za gadanie? Mam prawo przeżywać swoją religijność po swojemu i nikt nie ma prawa się w to wtrącać – wspomina.

Po konferencji poszła do rekolekcjonisty. – Księże, ja mam relację z Bogiem dawno poukładaną, nawet wyobrażam to sobie tak, że Bóg patrzy na mnie z niebiańskiego okna, obserwuje, jak żyję, czym się zajmuję, i mi z tego okna błogosławi – oznajmiła stanowczo. – Tam, na tym placu, zasługujesz na Jego miłość, a On chce ci ją dać bezinteresownie – odparł spokojnie duchowny. Wtedy stało się coś dziwnego. – Wściekłam się jeszcze bardziej, ale choć cała w środku się buntowałam, zaczęłam płakać. Nie mogłam przestać. Jak gdyby moje ciało wiedziało lepiej ode mnie, że on ma rację – opowiada Asia.

Wieczorem była adoracja. Przez opuchnięte od płaczu oczy nic nie widziała oprócz rozświetlonej Hostii w monstrancji. – Nagle to światło mnie przeniknęło. Miałam uczucie, jakby zaczął się walić jakiś mur zbudowany wokół serca. Nie wiedziałam, że sama go postawiłam w reakcji na zranienia. To było bolesne przeżycie. Dosłownie myślałam, że mi połamie żebra – zwierza się. Płakała do rana. – Wypłakałam całą swoją bezradność, samotność, niedokochanie. A Bóg pokazał mi, że nie byłam w stanie wejść w relację nie tylko z Nim, lecz także z człowiekiem. I zaczęło się wielkie odbudowywanie – uśmiecha się. Ważnym elementem odbudowy były rozmowy z księdzem Stefanem, ówczesnym katechetą w szkole, w której uczy. – Miałam problem natury zawodowej. On to wyczuł. Łaził za mną, dopytywał, a ja syknęłam: „Myśli ksiądz, że mi pomoże?”. On się zaśmiał: „Ty masz kieckę, ja mam kieckę, jak nie chcesz porozmawiać jak ze spowiednikiem, to możemy porozmawiać jak kobieta z kobietą”. I poszłam pogadać – mówi. Dzięki tej rozmowie nie tylko rozwiązał się problem – kapłan nauczył ją także odczytywać własne emocje, robić rachunek sumienia. – Po raz pierwszy miałam spowiednika, który znał mnie twarzą w twarz, nie anonimowo. Kiedyś szliśmy korytarzem i zapytałam go: „Ksiądz zna mnie z najgorszej strony. Czemu ksiądz mnie lubi?”. A on: „Bo ty widzisz tylko grzechy, a ja widzę, jak po twojej historii przechadza się Chrystus” – wspomina Joanna. Po chwili dodaje: – Bóg dał mi tego księdza tylko na czas problemów, które mnie przygniatały. Teraz mam męża, który wiele potrafi mi wytłumaczyć, choć są sprawy, w których duszę rozjaśnia jedynie łaska sakramentu. W tej kwestii niezastąpieni są i byli dla mnie duszpasterze.

Podziękuj za syna

Anna nie wyniosła żywej wiary z domu rodzinnego. Bóg był dla niej istotą odległą, poza zasięgiem. – Kiedy okazało się, że mój syn jest niepełnosprawny (autyzm), poczułam się tak, jakby odrzucił nie tylko mnie, ale i moje dziecko – opowiada. Któregoś dnia powiedziała Bogu: „Mnie możesz niszczyć, pewnie masz powody, ale swojego dziecka zniszczyć nie pozwolę, będę o nie walczyć nawet z Tobą”. Bóg nie pozostawił tych słów bez odpowiedzi. – Jego człowiek, kapłan, pojawił się w moim życiu po kilku tygodniach, przy okazji wizyty duszpasterskiej – wspomina.

Kapłan był pod wrażeniem sześcioletniego chłopca i jego matki. – Przy najbliższej okazji, widząc mnie na Mszy Świętej, wplótł w homilię wątek matki i autystycznego dziecka (innych swoich znajomych). Powiedział, że to dziecko w niebie powie swojej mamie, że ją kocha – opowiada Anna.

Mocno dotknęło ją to kazanie. – Zaczęłam przychodzić regularnie do kościoła, a po kilku miesiącach poszłam do spowiedzi, do tego właśnie księdza. Zadał mi niesamowicie trudną pokutę: miałam podziękować Bogu za mojego syna – takiego, jaki jest. Trudne to było, bo wcale nie byłam wdzięczna, ale powoli, zaczynając od zaufania kapłanowi, postanowiłam zaufać także Bogu. Zaczęłam rozumieć, że tak naprawdę nie rozumiem Boga i nigdy nie będę w stanie zrozumieć, ale mogę zaufać, mogę uwierzyć w Jego miłość – oczywiście inną, większą od tego, co po ludzku można pojąć. Wtedy szczerze podziękowałam i stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. W sposób realny odczułam niesamowitą Bożą miłość. To był początek mojego życia duchowego – zaświadcza.

A ja się będę modlił

Bóg posługuje się tymi, których wybrał na pasterzy, nieraz wzmacniając ich zwykłe, wydawałoby się, słowa, dzięki czemu docierają do adresatów zwielokrotnione przez łaskę.

Ala miała 16 lat, gdy poznała ojca Sebastiana, kapucyna. – Spowiadał mnie i prowadził przez długi czas. Zmarł rok temu na covid. Wiele razy powtarzał: „Nie ma nic lepszego niż wola Boża”. Uczył mnie ufności Panu Bogu, wskazywał na Jezusa jako na dobrego pasterza, który zna mnie po imieniu i tak mnie woła. Pozostały mi w pamięci jego słowa: „Nie bój się. Ufaj, Pan Bóg jest. A ja się będę modlił”. I rzeczywiście, zawsze się modlił – wspomina Alicja. Podkreśla, że słowa zakonnika ustawiły jej priorytety.

Dla Adama ważnym pasterzem stał się ks. Tadeusz. – Przeżywałem kryzys wiary, wszystko waliło mi się na głowę. I wtedy niespodzianie on stanął na mojej drodze. Prowadził Duszpasterstwo Akademickie. Zaprosił mnie na spotkania Odnowy w Duchu Świętym. To był dla mnie autentyczny oddech Kościoła! Ludzie poszukujący, a jednocześnie otwarci i radośni, bo na co dzień żyjący Chrystusem – opowiada. Później ks. Tadeusz zorganizował podopiecznym dwutygodniowy wyjazd do Rzymu. – Nie wiem, jak to zrobił, ale uruchomił wszystkie ścieżki, żeby współfinansować nam tę pielgrzymkę, bo byliśmy biedni jak myszy kościelne. Poznałem wtedy ogrom kultury chrześcijańskiej; aż do dzisiaj czerpię z tego inspirację do osobistych rozważań – zapewnia. Dodaje, że ks. Tadeusz miał odwagę wychodzić naprzeciw tym, którzy są zagubieni. Nie robił jednak tego nachalnie, zawsze był sobą. – Nawet wtedy, gdy popełniał błędy, one również pociągały nas ku Chrystusowi, bo wypływały ze szczerej woli czynienia dobra – zauważa.

Kilka słów

Często Bóg podsuwa pasterzy, kiedy naprawdę ich potrzebujemy. – Na mnie bodaj największy wpływ wywarł o. Ryszard. Kiedy miałem 14 lat, podczas czuwania nocnego pierwszy raz tak naprawdę się wyspowiadałem. Miałem wtedy jako nastolatek swoje sekrety i grzechy, których bardzo się wstydziłem. Ale u o. Ryszarda wyznałem wszystko i doświadczyłem autentycznej wolności. Do dziś pamiętam to uczucie lekkości – zaświadcza Grzegorz. Choć minęło prawie 30 lat, korzysta z rad tego kapłana.

Czasem wystarcza kilka słów, żeby człowiekiem potrząsnąć i wyprowadzić go na właściwą drogę. Dla Ani było to zdanie, które usłyszała podczas spowiedzi. W konfesjonale siedział starszy kapłan, ks. Franciszek, pallotyn, który wcześniej był misjonarzem w Rwandzie. „Siostro, ty chcesz się pochwalić w spowiedzi, a tu trzeba się oskarżyć” – powiedział. – Byłam już żoną i matką, lecz dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jaka byłam dziecinna. Ta jedna spowiedź stała się punktem zwrotnym w moim dojrzewaniu w wierze – wspomina.

Otworzył mi oczy

Wśród świadectw o duszpasterzach często przewija się postać ks. Krzysztofa Grzywocza. Ten zaginiony w 2017 roku kapłan był kierownikiem duchowym i spowiednikiem zdumiewająco wielu ludzi. Jedną z takich osób była Aleksandra. – Miałam 20 lat, gdy trafiłam do niego do spowiedzi. Już wtedy otwarły mi się oczy. Zobaczyłam, że nie jestem beznadziejna, a tak wtedy myślałam. Dotarło do mnie, że jestem osobą dojrzałą i wartościową. Czułam się całkowicie i bezwarunkowo przyjęta i zrozumiana – zapewnia.

Kapłan ten był także jej wykładowcą. Zarówno Ola, jak i inni zauważali, że w jego ustach słowo „pani”, którym zwracał się do studentek, wyrażało ogromny szacunek. Patrzył na każdego indywidualnie? – Choć był bardzo zapracowany, to jednak kiedy miał zaplanowany dla mnie czas, nie liczyło się nic innego. Nie odbierał telefonów, nie spoglądał na zegarek. Przy tym jak nikt potrafił cieszyć się życiem, smakować je, dzielić się tym, co odkrywał. Dzięki jego pomocy potrafię dziś powiedzieć, że nie jestem nikim, ale jestem kimś, dzieckiem Bożym – uśmiecha się Aleksandra.

Autor Apokalipsy zapowiada: „Paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu”. To niezwykłe: nasz Pasterz jest Barankiem. I to jest tajemnica dobrego pasterza: być jak Baranek.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.