Imperium

Marcin Jakimowicz

|

GN 17/2022

publikacja 28.04.2022 00:00

Gdy Konrad Mazowiecki zaprosił nad Wisłę Krzyżaków, przybyło zaledwie… siedmiu braci. Jak to możliwe, że po latach pozostawili po sobie gigantyczną sieć 120 zamków?

„Opanuj Gniew” – głosi hasło reklamujące miasto z imponującym zamkiem krzyżackim. „Opanuj Gniew” – głosi hasło reklamujące miasto z imponującym zamkiem krzyżackim.
Henryk Przondziono

Północno-wschodnia Polska zachwyca do dziś systemem potężnych warowni, wciśniętych między szachownice żyznych pól, śluz, jazów, jezior, lasów, podcieniowych domów żuławskich bauerów i kikutów mennonickich cmentarzy. Ruszamy ich tropem...

Miłe złego początki

Pojawili się w czasach wypraw krzyżowych, zainspirowanych ideą wyzwolenia Grobu Chrystusa z niewoli muzułmańskiej, rzuconą w 1095 roku przez papieża Urbana II. Motyw utworzenia Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie był bezdyskusyjny: pomoc pielgrzymom, głównie z Niemiec, i obrona Ziemi Świętej. Z bractwa szpitalnego, działającego od 1128 r. w Mieście Pokoju, w 1190 roku powstał zakon gromadzący rycerstwo pochodzenia niemieckiego. W miarę rozwoju nadań ziemskich pochodzenie to nie było już obowiązujące i choć pierwotnie wymagano znajomości języka niemieckiego, również od tej reguły z czasem odstąpiono.

Nad Wisłą Krzyżacy nie byli pierwsi. Niewypałem okazało się sprowadzenie do wsi Tymawa hiszpańskiego zakonu kalatrawensów i próby stworzenia przez biskupa pruskiego Chrystiana rodzimego odpowiednika joannitów czy templariuszy – Pruskich Rycerzy Chrystusowych, zwanych też Braćmi Dobrzyńskimi i Kawalerami Jezusa Chrystusa. Ponieważ ten jedyny zakon rycerski powstały na ziemiach polskich nie poradził sobie z zadaniem chrystianizacji plemion pruskich, postawiono na Krzyżaków. Ci, usunięci w 1225 roku z Siedmiogrodu przez węgierskiego króla Andrzeja II, niespodziewanie otrzymali intratną propozycję. Już po roku zapukał do nich Konrad Mazowiecki, proponując w zamian za poskromienie pogańskich plemion ziemię chełmińską z terenami przygranicznymi.

Jeszcze dalej niż północ

Ostatecznie po pięciu latach negocjacji w roku 1230 bracia w białych płaszczach z czarnymi krzyżami (nie były tak imponujące jak w ekranizacji „Krzyżaków” w reżyserii Aleksandra Forda) trafili na północ. Ta oferta spadła im z nieba, bo na Zachodzie grunt palił się im pod nogami (kilka lat wcześniej król francuski wyciął w pień templariuszy) i chcieli znaleźć się jak najdalej od papieża i cesarza.

„Nie ma między królami i książętami polskimi innego, który by ściągnął na Królestwo Polskie większą klęskę i większe nieszczęście i uwikłał Polaków w cięższe wojny niż wymieniony Konrad przez darowanie wspomnianych ziem nieszawskiej i chełmińskiej i wezwanie Krzyżaków” – bez bawienia się w polityczną poprawność pisał Jan Długosz.

Zaczęli swe urzędowanie... na drzewie. Wedle legendy w 1231 roku mistrz Hermann von Balk przekroczył Wisłę i założył gród wokół rozłożystego dębu. Kilkadziesiąt lat później w podbitych Prusach, które okazały się dla zakonu ziemią obiecaną, ciągnął się już łańcuch warowni: system nieporównywalny z niczym innym w dziejach ludzkości. Stawiano je co 20–30 kilometrów, a ponieważ reguła zakazywała nocowania poza krzyżackim zamkiem, rycerz, którego dopadła noc, mógł nocować „u swoich”. Klasztorami zawiadywał odpowiednik opata – komtur domowy, a zamki miały ze sobą „kontakt wzrokowy”: sygnały świetlne i dymne nadawane z jednej warowni ostrzegały sąsiednią o nadciągającym niebezpieczeństwie. Wieża Malborka utrzymywała łączność z Tczewem, Dzierzgoniem i Kwidzynem.

Bóg, handel, ojczyzna

W jaki sposób zakon, którego wizyta rozpoczęła się od wysłania zaledwie siedmiu braci, osiągnął tak spektakularny sukces? Profesor Bronisław Geremek wyjaśniał: rycerze stworzyli pierwsze przedsiębiorstwo kapitalistyczne świata. Tak, tak! Zakon, do którego należało aż dwie trzecie ziem w państwie (żaden władca nie mógł pozwolić sobie na taki luksus), kontrolował handel zbożem, bursztynowym „złotem północy” i drewnem.

– W każdym większym mieście Europy Krzyżacy mieli swego przedstawiciela handlowego. Spichlerze zbierające zboże z żyznej ziemi Żuław pękały w szwach – opowiada Marek Stokowski, pisarz i wieloletni kustosz zamku w Malborku. – Precyzyjna siatka wydawała się nie do rozerwania. Znakomita ekipa PR zjednała sobie możnych tego świata. O ucztach w refektarzu szeptano w całej Europie. Komturowie poszczególnych zamków słali do grodu Marii długie raporty.

Tym razem zostawiamy za sobą giganta nad Nogatem, „zamek z błota”, w którym od 1309 roku biło serce zakonu. Mijamy „największą kupę cegieł na świecie”, którą szczegółowo opisywaliśmy przed laty. Mogliśmy wówczas pobyć sam na sam ze zbudowanym z trzech milionów cegieł kolosem, do którego Zygfryd von Feuchtwangen przeniósł siedzibę zakonu. Gromadzone w spichlerzu zapasy zboża mogły starczyć, bagatela, na dwa lata oblężenia! Dziś Marienburg oblegany jest rocznie przez pół miliona turystów. Tyle samo mieszkańców żyło w państwie zarządzanym przez zaledwie 900 ludzi w białych płaszczach. Wbrew pozorom Krzyżacy nie stanowili gigantycznej armii. W 51 chorągwiach, którymi ruszyli pod Grunwald, ogromną część stanowiły zaciężne wojska z Anglii, Francji, Luksemburga, Niemiec, Szwajcarii, Śląska, Czech, Moraw, Węgier i Inflant. Część historyków twierdzi nawet, że w bitwie wzięło udział zaledwie 250 samych braci rycerzy.

Dzień z życia Krzyżaka

Jacy byli? Gospodarni, chciwi, okrutni – wyliczy na jednym oddechu ktoś wychowany na Sienkiewiczowskiej narracji. Tak, ale również… niewyspani. Choć kładli się spać stosunkowo wcześnie („winni spać przepasani na swoich koszulach w swojej spodniej bieliźnie i spodniach, jak to jest odpowiednie dla duchownych”), zrywali się na modlitwy już około północy. Potem na trzy godzinki kładli się do łóżek, by przed czwartą spotkać się na jutrzni.

Kto miał okazję zjeść obiad w klasztorze, w którym w czasie posiłku panuje silentium, może sobie wyobrazić posiłki w krzyżackim refektarzu. Jedzono w ciszy, a obiadom towarzyszyła lektura starotestamentalnych ksiąg.

Żyli na poziomie. Przepraszam: na kilku poziomach. Piwnice stanowiły spichlerze, wyżej sytuowano kuchnie, piekarnie, browary, a refektarze, dormitoria i orientowane na wschód kaplice były zazwyczaj na pierwszym piętrze. Poddasze miało przeznaczenie spichlerzowo-obronne. Zamki komturskie (np. gigant z miasta, które przyciąga turystów znakomitą dewizą „Opanuj Gniew”), miały założenia czteroskrzydłowe.

Pasłęk, Morąg, Działdowo, Barciany, Węgorzewo – każde z tych miejsc to materiał na reportaż. Pierwsze ziemno-drewniane strażnice nie były imponujące. Ceglane giganty zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu po podbiciu pruskich ziem w 1283 roku. Warownie spotkał różny los. Niektóre zmieniono na muzea (Kętrzyn, Malbork), inne na hotele i restauracje (Ryn, Gniew, Golub-Dobrzyń), w zamku komornickim w Olsztynku mieści się zespół szkół.

Śpimy w Golubiu-Dobrzyniu, który swój nietypowy wygląd zawdzięcza Annie Wazównie. Siostra Zygmunta III Wazy przebudowała wzniesioną z inicjatywy Konrada von Sacka gotycką warownię na prawym brzegu Drwęcy w renesansową rezydencję z attyką. Wiosenny przenikliwy wiatr wygonił turystów. Na zamku puściutko. Jeśli chcecie usłyszeć szczęk żelaza, przyjedźcie tu na początku lipca, gdy pod murami ruszy wielki międzynarodowy turniej rycerski. Miejscowi opowiadają z dreszczykiem, że Wazówna jest dziś dobrym duchem zamku, pojawiającym się na murach jako Biała Dama. Nas nie nawiedziła. Dobranoc…

Kto widział notes Brodacza?

Czteroskrzydłowy zamek komturski w Radzyniu Chełmińskim (niem. Rheden) był jedną z najmocniejszych warowni na południowych rubieżach państwa zakonnego. Choć to ruina, robi ogromne wrażenie. To tu kręcono sceny do filmu, w którym pan Tomasz głowił się nad znaczeniem dewizy: „Tam skarb twój, gdzie serce twoje”. Tu skradziono słynny notes Brodacza.

Głowa do góry! 50-metrowa wieża zamku w Brodnicy to najwyższy tego typu gotycki obiekt na wschód od Wisły.

Ruszamy dalej! „Jurand, nie mówiąc ni słowa, poszedł za żołdakiem przez bramę. Zaledwie jednak ją przeszedł, gdy ozwał się za nim zgrzyt łańcuchów i most zwodzony począł podnosić się do góry”. Zamek w Szczytnie, który rozsiadł się między jeziorami przy ulicy... Sienkiewicza, opisywany był przez autora „Krzyżaków” jako miejsce tortur słynnego Juranda ze Spychowa. Dziś jest zrewitalizowaną ruiną. Inaczej jest w Nidzicy, gdzie na wzgórzu postawiono widoczny z daleka zamek prokuratorski, ważny punkt strategiczny na gorącej granicy mazowiecko-pruskiej. Aktualnie we wzniesionym nad Nidą (stąd niemiecka nazwa Neiden­burg) kolosie można zjeść nie tylko marynowane leszcze z mazurskich jezior czy wędliny serwowane na desce Jagiełły, ale i flaki Wielkiego Mistrza.

Znów podnosimy wzrok. Spoglądamy na potężną kwidzyńską katedrę i zespolony z nią zamek. Prawdziwy gigant z imponującym charakterystycznym gdaniskiem. Choć nie jest to warownia krzyżacka, ściśle związana jest z zakonem. W krypcie spoczęli wielcy mistrzowie, m.in. Werner von Orseln, zasztyletowany 18 listopada 1330 roku przy wyjściu z kościoła w Malborku przez jednego z rycerzy, z którego nie chciał zdjąć kary dyscyplinarnej.

Rozkład

W znakomitym „Kinie krótkich filmów” Marek Stokowski pisze: „To opowieść o mnichach, którzy podbijali kraj nad dolną Wisłą, zdobywali leśne Prusy, polując na ludzi, jak poluje się na dziki, wprowadzali swój porządek w całkowicie obcym uniwersum, wznosili warowne klasztory, żeby strzegły ich przed wrogim światem, bo Słowo jest słowem, Obietnica obietnicą, ale trzeba mieć zapasy srebra, pszenicy i broni. Budowali ludwisarnie, mosty, młyny i karwany, kochali zwycięstwa, dostatek i konie, miłosierni i okrutni – mieli w sercach litość i mieli nienawiść, modlili się długo, modlili się krótko, bez wiary i z wiarą, pożyczali na wysoki procent, piekli chleb, leczyli chorych, handlowali zbożem, bursztynem i drewnem, skręcali się z bólu, karmili ubogich, lokowali wsie i miasta, kłamali i klęli, lękali się trądu, jadali w milczeniu, lubili podróże, byle tylko nie w czas pluchy, gdy kopyta końskie grzęzną w bagnie, wydawali oszałamiające uczty, tęsknili, marzyli, ratowali i bronili swoich, mordowali bez pardonu obcych. Codziennie sławili i codziennie zabijali Boga”. Nie spotkałem lepszego podsumowania...

Znając dokonania zakonu, powoływanie się w nazwie stolicy na imię Maryi zakrawa na prowokację i, przepraszam za geopolityczny wehikuł czasu, przypomina chlubienie się Rosjan tym, że na niosącym śmierć okręcie „Moskwa” przechowywano relikwie krzyża. À propos relikwii… Gdy w 1457 roku Krzyżacy musieli uciekać z Marienburga, w pierwszej kolejności nie ratowali bezcennej drzazgi krzyża i relikwiarzy, ale… księgi rachunkowe. To pokazuje stan ich ducha. Państwo zakonne przeżarte zostało od środka, a jego upadek przepowiedziała św. Brygida Szwedzka, która miała ujrzeć Jezusa mówiącego: „Walczą przeciwko Mnie, nie dbając o dusze, nie współczują ciałom nawróconym na wiarę katolicką, uciskają ich pracami. Dlatego nadejdzie dla nich czas, a połamane będą zęby ich”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.