Rubel nie śmierdzi

Jacek Dziedzina

|

GN 17/2022

publikacja 28.04.2022 00:00

Francją może rządzić pan Macron, pani Le Pen, a nawet król Ludwik XVIII, ale prawdo-podobnie nie zmieni się jedno: obfite korzystanie przez francuski biznes z gościnności rosyjskiej ziemi.

Sklep Decathlon  w Moskwie. Sklep Decathlon w Moskwie.
MAXIM SHIPENKOV /EPA/pap

Skala zaangażowania francuskich przedsiębiorstw w inwestycje w Rosji jest tak duża, że faktycznie wydaje się niemożliwe, by z dnia na dzień po prostu stamtąd się wyprowadzić. Problem w tym, że większość właścicieli francuskich koncernów nie myśli o zabraniu swoich „zabawek” z Rosji. I trzeba przyznać – nie czują w tej kwestii żadnego przynaglenia ze strony rządu swojego kraju.

Prawdopodobnie nie zmieni się to również po wyborach. Choć od strony etycznej taka postawa budzi zrozumiałe oburzenie, to patrząc całkowicie pragmatycznie – można ją do pewnego stopnia zrozumieć. Jeśli jesteś największym zagranicznym pracodawcą i drugim zagranicznym inwestorem, to trudno się dziwić, że nagłe pożegnanie z „gościnną rosyjską ziemią” wydaje się niemal niewykonalne. Z małą uwagą: to, co dziś wydaje się ciągle pragmatyczne, w zależności od rozwoju sytuacji na wojnie może zmienić się w pułapkę.

Nie całkiem uzależnieni

Warto na wstępie zaznaczyć dwie sprawy, żeby nie mylić pojęć: nie mówimy ani o uzależnieniu od rosyjskich surowców, ani o jakichś gigantycznych obrotach handlowych. Po pierwsze – Francja nie jest uzależniona od rosyjskich surowców w takim stopniu jak na przykład Niemcy. Jest tak z prostego powodu: Francuzi od dekad inwestowali w rozwój energii atomowej, więc dzisiaj łatwiej im przystać np. na embargo na rosyjski gaz. Raz – bo sami nie są od niego zależni, dwa – bo przy okazji mogą uderzyć w pozycję Niemiec, które nie dość, że uzależniły się od rosyjskich gazociągów na potęgę, to jeszcze chciały na tym zbudować własną pozycję głównego dystrybutora rosyjskiego surowca na Europę. Bo – w skrócie – do tego właśnie sprowadzała się budowa obu gazociągów Nord Stream. Z perspektywy niemieckiej oczywiście, bo z rosyjskiego punktu widzenia było to szykowanie gruntu do wojny z Ukrainą i narzędzie do trzymania w szachu reszty Europy. Po drugie – bilans wymiany handlowej między Francją a Rosją wcale nie czyni z tej pierwszej lidera na tle krajów unijnych. Udział eksportu z Francji do Rosji oraz importu z Rosji do Francji to w sumie mniej niż 4 proc. całego eksportu i importu prowadzonego przez Francję.

Jeśli już mówić o jakimś liderowaniu Francji w temacie wymiany handlowej, to w rankingu krajów unijnych, które zwiększyły swoje obroty z Rosją do poziomu sprzed nałożenia sankcji po 2014 roku. Francja osiągnęła ten wynik w ubiegłym roku, co daje jej pierwsze miejsce wśród największych unijnych partnerów handlowych Rosji. Podkreślmy – chodzi o poziom wymiany handlowej, jaki Francja miała przed formalnym obowiązywaniem sankcji, ale to nadal nie czyni z niej największego partnera handlowego dla Rosji, nawet w samej UE.

1200 firm

Jeśli jest coś, co wyróżnia Francję na tle pozostałych państw europejskich, to właśnie skala inwestycji, jakie tamtejsze koncerny i mniejsze firmy podejmowały w Rosji przez dekady, w tym również w latach, gdy formalnie obowiązywały unijne sankcje. W Polsce szerokim echem odbiła się informacja, że mimo rosyjskiej agresji na Ukrainę w Rosji pozostają takie francuskie sieci jak Auchan, Decathlon czy Leroy Merlin. To jednak tylko fragment rzeczywistości: według danych oficjalnych z gościnności tej drugiej korzysta ok. 1200 francuskich firm. – Żadna francuska firma nie opuściła Rosji od czasu inwazji na Ukrainę – mówił jeszcze w połowie marca Pavel Chinsky, dyrektor generalny Francusko-Rosyjskiej Izby Handlowej. Chinsky nie ukrywał też, że jest za utrzymaniem takiego stanu rzeczy. Nawet jeśli w tym samym czasie ok. 40 proc. Francuzów w badaniach opinii deklarowało, że są gotowi bojkotować rodzime firmy, które zostają w Rosji.

Owszem, niektóre koncerny już na początku marca zaczęły zawieszać swoją działalność – zrobiło to m.in. Renault, które wstrzymało działalność swojej fabryki w Moskwie. Wydawało się, że to znaczący gest, bo koncern zatrudnia w Rosji ok. 45 tys. pracowników. Tyle tylko, że po pierwsze – było to spowodowane brakiem części na dalszą produkcję z powodu sankcji, a po drugie – po trzech tygodniach Renault ogłosiło, że wznawia produkcję w Moskwie. Zielone światło dał francuski rząd, który jest głównym udziałowcem w Renault. Ten z kolei jest większościowym udziałowcem w rosyjskiej firmie AvtoVaz, której fabryki wykonują produkcje dla Renault. Tu trzeba jednak dopisać epilog: krótko po ogłoszeniu, że Renault wznawia produkcję w Moskwie, władze koncernu ogłosiły… iż jednak ją wstrzymują. Nierozstrzygnięta została jednak kwestia udziału w AvtoVazie – Renault chciało odstąpić je innej rosyjskiej firmie, która jednak została objęta sankcjami. Niewykluczone zatem, że realne wycofanie Renault z rynku rosyjskiego będzie skomplikowanym i długim procesem.

Prezydent nie poprosił?

Francuskie przedsiębiorstwa w Rosji zatrudniają w sumie ok. 160 tys. pracowników. To czyni Francję de facto największym zagranicznym pracodawcą w Rosji. Znaczący udział mają w tym względzie wspomniane już sieci Auchan, Leroy Merlin i Decathlon – cała trójka należy do grupy Mulliez, która we Francji jest czwartą fortuną rodzinną, należącą do holdingu rodu Mulliez, pochodzącego z Lille. Rosja zatrudnia 36 tys. pracowników w 107 sklepach Leroy Merlin oraz 30 tys. pracowników w 231 sklepach Auchan i 60 sklepach Decathlon (podaję za „Le Figaro”). Mulliez osiąga w Rosji roczny obrót w wysokości 4,2 miliarda euro, a to stanowi aż 18 proc. globalnego obrotu Mulliez (za France Télévisions). Grupa nie zdecydowała się na wycofanie z Rosji nawet wtedy, gdy w Kijowie Rosjanie zbombardowali… jeden z ukraińskich sklepów sieci Leroy Merlin. Wtedy też ukraińskie ministerstwo obrony ironicznie skomentowało, że „Leroy Merlin staje się pierwszą firmą na świecie, która finansuje bombardowanie własnych sklepów”. Władze holdingu odpowiedziały, że zamknięcie działalności w Rosji byłoby uznane za „bankructwo z premedytacją” i byłoby „torowaniem drogi do wywłaszczenia, które wzmocniłoby możliwości finansowe Rosji”.

Philippe Zimmermann, dyrektor grupy Adeo (należącej do rodziny Mulliez), bezpośrednio zarządzającej siecią Leroy Merlin, mówił w „La Voix du Nord”, że „rozumie” stanowisko ukraińskiego prezydenta wzywającego Francuzów do wycofania z Rosji, ale także czuje się „zaszokowany, że jest uważany za sponsora wojny”. „Nie mamy powodu, aby potępiać nasze rosyjskie zespoły pracowników za wojnę, której nie wybrali” – dodał. Równocześnie padło znaczące zdanie: gdyby Emmanuel Macron poprosił koncern o opuszczenie Rosji, wtedy „byłoby inaczej”. Jak widać, taka prośba chyba nie padła. I nie padnie, ktokolwiek będzie zasiadał w Pałacu Elizejskim. Tyle dekad potężnych inwestycji nie może przecież – w opinii Paryża – zostać przekreślonych tylko dlatego (sic!), że akurat trwa wojna.

Kompleks Napoleona?

To ważny wątek, bo ze strony francuskiego rządu wielokrotnie wychodziły sygnały do rodzimego biznesu, które sugerowały jedno: nie warto zbyt pochopnie wycofywać się z Rosji. Wprawdzie różne dane mówią o 100 do 200 firm, które przynajmniej zawiesiły swoją działalność, ale na przykładzie m.in. wspomnianego Renault już wiemy, że było to spowodowane głównie problemami z dostarczaniem części do produkcji lub ostatecznie presją ze strony mediów. Zupełnie nie widać tu czynników etycznych, moralnych. Bardzo ważne są tutaj realizowane od lat bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Rosji, w czym przoduje francuski gigant Total. Gdy popatrzymy na całą mapę inwestycji francuskich w Rosji tylko z ostatniej dekady, zobaczymy, że Francja jest obecna praktycznie we wszystkich obszarach ważnych dla funkcjonowania społeczeństwa i państwa rosyjskiego: od branży rolno-spożywczej czy transportu po energetykę jądrową, a nawet przemysł kosmiczny. Nie mówiąc już o niesławnych dostawach broni w latach, w których obowiązywały sankcje unijne (Francuzi tłumaczyli się tym, że to była realizacja umów zawartych jeszcze przed 2014 rokiem).

Szukając różnych racjonalnych powodów, dla których Francuzi nie chcą wycofywać się z Rosji (poza czynnikami ściśle ekonomicznymi: jest rynek, jest zysk), najczęściej natrafiamy na ten: obawa przed oddaniem Rosjanom za bezcen porzuconych zakładów pracy. Jest to wspomniane już „bankructwo z premedytacją”, które oznaczałoby wywłaszczenie przez rosyjskie państwo. „Gdybyśmy opuścili ten kraj, byłby to ogromny prezent dla rosyjskich oligarchów” − mówił w rozmowie z „Deutsche Welle” rzecznik Total Energies. Nie ma wątpliwości, że Francuzi utknęli w Rosji jak – toutes proportions gardées – wojska Napoleona w Moskwie. Nastała sroga zima w relacjach rosyjsko-europejskich, a Francuzi „bohatersko” trwają na posterunkach. I drogi ucieczki nie widzą lub widzieć nie chcą. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.