Skrwawiony Donbas

Andrzej Grajewski

|

GN 17/2022

publikacja 28.04.2022 00:00

Wojna w Donbasie trwa już osiem lat, a teraz wchodzi w rozstrzygającą fazę. Dlaczego konflikt o niewielkie terytorium zdestabilizował cały świat?

Wiele miast Donbasu zamieniło się teraz  w ruiny i zgliszcza. Wiele miast Donbasu zamieniło się teraz w ruiny i zgliszcza.
Shutterstock /east news

Chociaż Donbas (Donieckie Zagłębie Węglowe) stanowi zaledwie 2,6 proc. terytorium Ukrainy, dla rezultatów tej wojny ma znaczenie fundamentalne. Jego zdobycie umożliwiłoby Kremlowi ogłoszenie zakończenia ważnego etapu „specjalnej operacji”. Odcięłoby Ukrainę od Morza Azowskiego oraz pozwoliło Rosji utworzyć korytarz w stronę Krymu. Dla Ukrainy walka o Donbas ma znaczenie nie tylko polityczne i strategiczne, lecz także symbolizuje wolę obrony suwerenności i integralności całego terytorium.

Złożona tożsamość

Pierwszy raz byłem w Doniecku latem 1977 roku w ramach studenckiego hufca pracy. Mieszkaliśmy w akademikach, pracowaliśmy przy budowie bazy autobusowej. Dookoła znajdowały się kopalnie i hałdy, ale miasto było czyste i zadbane. W centrum oraz na brzegu Kalmiusa rozciągały się parki z mnóstwem róż. Porozumiewałem się wyłącznie w języku rosyjskim, a miejscowi koledzy, pytani o narodowość, przedstawiali się jako „miejscowi” lub „sowieccy”. Niektórzy mówili, że ich dziadków przesiedlono z zachodniej Ukrainy. Nie pamiętam, aby ktoś określał się jako Rosjanin. Z dumą podkreślali, że są z Donbasu, co oznaczało nawiązanie do robotniczego charakteru regionu, ale także fascynację jego przyrodą – pozostałością stepu pontyjskiego, znanego w naszej historii jako Dzikie Pola. Pod koniec XIX w. większość mieszkańców guberni donbaskiej była Ukraińcami, dopiero w czasach sowieckich nastąpiła zmiana struktury narodowościowej obu tworzących Donbas obwodów: donieckiego i ługańskiego.

Kiedy wiosną 2014 roku wróciłem w to miejsce, miasto wydało się jeszcze piękniejsze. Rządzący tu wcześniej Wiktor Janukowycz, późniejszy prezydent Ukrainy, uczynił ze stolicy Donbasu swoją wizytówkę. Rosyjskie wpływy były silne. Już jesienią 2004 roku, kiedy w Kijowie dokonała się pomarańczowa rewolucja i prezydentem został Wiktor Juszczenko, Donbas protestował. W Siewierodoniecku (dzisiaj przebiega tam linia frontu) spotkali się deputowani ze wschodnich i południowych obwodów, żądając autonomii dla Wschodu. Jednak według spisów sprzed 2014 roku ponad 50 proc. mieszkańców Donbasu deklarowało narodowość ukraińską, chociaż większość posługiwała się językiem rosyjskim: prawie 75 proc. w obwodzie donieckim i ponad 68 proc. w ługańskim.

Miejscowi dziennikarze wyjaśniali mi, że w Donbasie ukraińskie pozostały przedmieścia przemysłowych miast, ale ich centra zdominowali ludzie, którzy wcześniej deklarowali się jako miejscowi, a po aneksji Krymu poczuli zew „rosyjskiej wiosny” i zaczęli walczyć z Kijowem. Chłopcy spod Doniecka zaciągnęli się do ukraińskiego batalionu ochotniczego „Donbas”, a część mieszkańców przemysłowych miast: Gorłówki, Makiejewki czy Jenakijewa poszła do pospolitego ruszenia organizowanego przez oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. W maju 2014 roku przy dość wysokiej frekwencji przeprowadzono w Donbasie referendum, po którym ogłoszono powstanie dwóch separatystycznych republik – w Doniecku i Ługańsku. Wszystko odbyło się bezprawnie, bez zewnętrznych obserwatorów i przy bierności władz centralnych. W 2015 roku, po kilku miesiącach walk, obie republiki przetrwały, ale nie obejmowały całości terenów znajdujących się w granicach administracyjnych obwodów przed 2014 rokiem. Zacięte walki trwają obecnie o pozostałą część, a przede wszystkim o miasto Mariupol.

Ochotnicy

Gdyby nie bataliony ochotnicze, zorganizowane za pieniądze oligarchów na bazie samoobrony Majdanu, Rosja już latem 2014 roku poszłaby znacznie dalej. Gdy byłem drugi raz w Doniecku, rządził tam przysłany z Rosji batalion „Wschód”, składający się z Osetyńczyków i Czeczenów. Zatrzymali mnie i przesłuchiwali. Wcześniej zgłosiłem przybycie rzeczniczce separatystów, która potwierdziła mój status dziennikarza. Inaczej sytuacja potoczyła się w Mariupolu. Miasto udało się obronić dzięki determinacji ochotniczego batalionu „Azow”, który zbrojnie wykurzył separatystów z budynków administracji, zajętych podobnie jak w Doniecku czy Słowiańsku. Obecnie żołnierze „Azowa” służą w Gwardii Narodowej, podległej ukraińskiemu MSW. Walczą nadal w zabudowaniach kompleksu metalurgicznego Azowstal nad brzegiem Morza Azowskiego i na innych newralgicznych odcinkach donbaskiego frontu.

Spotkałem się z nimi dwukrotnie. Transportowali mnie z Bierdiańska do Mariupola, a kilka miesięcy później jechaliśmy na pierwszą linię do Szyrokina. Pochodzili przeważnie ze wschodniej Ukrainy, ze sobą rozmawiali po rosyjsku. Używali pseudonimów z czasów, gdy działali w środowiskach kibolskich. W rozmowach podkreślali, że pogaństwo jest ważną częścią ich tożsamości wojowników. Słyszałem jednak, że taka postawa, choć nierzadka, nie dominowała w szeregach tej jednostki. Z pewnością uważali się za radykalnych nacjonalistów. Protestowali jednak przeciwko porównaniom do faszystów. Gdy pytałem ich o znaczenie emblematu na ich mundurach, w kształcie pogańskiego runicznego „wilczego haku”, używanego w jednostkach SS, przekonywali, że to monogram składający się ze stylizowanych liter N oraz I, czyli „narodowa idea”. Nie wiem, czy ktoś z kilkunastu moich rozmówców żyje. Zawsze walczyli na pierwszej linii, do niewoli się nie poddawali.

Prawosławie upaństwowione

W czasach sowieckich w Doniecku nie było żadnej świątyni, jedynie na przedmieściach stały niewielkie stare cerkwie. Jednak po pewnym czasie, kiedy poznaliśmy się z miejscowymi bliżej, jeden z nich, prosząc o zachowanie tajemnicy, zaprosił mnie na spotkanie modlitewne do Makijewki. Była tam grupa zielonoświątkowców, którzy już wtedy, chociaż prześladowani, tworzyli małe, zżyte ze sobą wspólnoty. Po 1991 roku różne środowiska ewangelikalne stały się bardzo aktywne, zwłaszcza na Wschodzie, i w większości angażowały się w obronę ukraińskiej państwowości. Kościołem dominującym w Donbasie jest oczywiście moskiewskie prawosławie. Po 1991 roku cerkwie powstały we wszystkich większych miastach, a nad Mariupolem wzniesiono ogromną kopułę soboru pw. Maryi Opiekunki (Pokrow), najwyższą we wschodniej Ukrainie.

Prawosławna metropolia doniecka odgrywała ważną rolę wiosną 2014 roku. Część duchownych otwarcie wspierała separatystów. Hierarchowie byli ostrożniejsi, starając się nie zrywać więzi z Kijowem. Jednocześnie od liderów separatyzmu usłyszałem, że marzy im się stworzenie w Noworosji, jak nazywali obie zbuntowane republiki ludowe, prawosławnego ustroju, który w przyszłości byłby wzorem dla całej Rosji. Konsekwencją tego myślenia było przyznanie moskiewskiemu prawosławiu statusu religii państwowej na terenie obu zbuntowanych republik.

Najważniejszym prawosławnym sanktuarium Donbasu jest Ławra Świętogórska, majestatycznie wznosząca się nad wąwozem rzeki Doniec. Odbudowana w latach 90. ubiegłego wieku, stała się jednym z filarów rosyjskich wpływów w regionie. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy twierdziła, że wiosną 2014 roku w jej przepastnych korytarzach i pieczarach znajdowały się składy z bronią, dostarczone tam kilka tygodni wcześniej, oraz że znaleźli tam schronienie rosyjscy dywersanci. W maju, jako tzw. armia prawosławna, ruszyli stamtąd na Słowiańsk, pierwsze miasto zdobyte przez separatystów. Broń miała przyjechać specjalnym pociągiem, którym wiosną 2014 roku dotarł do ławry patriarcha Cyryl, pielgrzymujący wtedy po Ukrainie z relikwiami Trzech Króli. Znamienne było, że kiedy w maju 2014 roku do Świętogórska przyjechał prezydent Petro Poroszenko, mnisi nie wpuścili go do środka.

Kupa gruzów

W czasach sowieckich Donbas był jednym z ważniejszych ośrodków przemysłu. Jego znaczenie w suwerennej Ukrainie wzrosło jako ośrodka górnictwa oraz przemysłu metalowego – wraz z portami w Mariupolu i Bierdiańsku. Jego produkcja stanowiła zaplecze dla przemysłu ciężkiego w całej wschodniej Ukrainie. Po okresie zapaści w latach 90. region się rozwinął, stając się wizytówką oligarchów z klanu donieckiego, zwłaszcza Rinata Achmetowa. Etap ten zakończył się w 2014 roku. Większość kopalń znalazła się pod kontrolą separatystów. Nikt nie inwestował w nowoczesne technologie, a po bogate złoża trzeba było sięgać coraz głębiej. Ponadto węgiel z Donbasu objęty został sankcjami, a jego wywóz skomplikowały zniszczenia infrastruktury kolejowej.

Obecnie wojna dopełniła ruiny donbaskiego przemysłu w regionach kontrolowanych przez Ukrainę. Zwłaszcza Mariupol, pieczołowicie upiększany w ostatnich latach przez władze samorządowe i rząd ukraiński, zamieniony został w kupę gruzu, a tysiące jego mieszkańców zginęło podczas walk ulicznych. Klęskę materialną dopełniła klęska ludnościowa. W 2014 roku region ten zamieszkiwało niecałe 4 mln osób, a więc ok. 8,6 proc. ludności kraju. Od tego czasu sytuacja ludnościowa na tych terenach radykalnie się zmieniła. Prawie 1,5 mln osób wyjechało w inne regiony Ukrainy i do Rosji. Obecnie na zdobytych przez siebie terenach Rosjanie przeprowadzają czystkę etniczną. W głąb Rosji wywieziono ponad 800 tys. mieszkańców, z czego 150 tys. stanowią dzieci. Szacuje się, że obecnie w Donbasie może mieszkać ok. 2 mln ludności. Od zakończenia II wojny światowej żaden inny region w Europie nie został tak okrutnie zniszczony. Jego odbudowa i przywracanie do życia trwać będą latami.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.