Nie ma przebacz!

Marcin Jakimowicz

|

GN 17/2022

publikacja 28.04.2022 00:00

„Przebaczę pod warunkiem, że druga strona się upokorzy i wyrazi skruchę”. To piękna idea, ale w Ewangelii czytamy, że jeśli miłujemy tych, którzy nas miłują, to czymże różnimy się od pogan?

27.12.1983 r. Jan Paweł II odwiedził w celi Mehmeta Ali Ağcę. 27.12.1983 r. Jan Paweł II odwiedził w celi Mehmeta Ali Ağcę.
CAF archiwum /pap

W sieci zawrzało. Po ostatnich niezwykle burzliwych dyskusjach dotyczących m.in. Drogi Krzyżowej w Koloseum pojawiło się mnóstwo komentarzy, których wspólny mianownik brzmi (cytuję): „Zanim dojdzie do przebaczenia, kat musi być surowo ukarany”.

Jak przebaczyć oprawcy? To dramatyczne pytanie w czasie rosyjskiej agresji nabiera konkretu i przestaje mieć posmak retoryczny. Jasne, nikt nie żąda, by rzucać się agresorowi na szyję, ale w tej rozpalającej umysły do czerwoności dyskusji trzeba rozróżnić dwa pojęcia: pojednanie i przebaczenie.

Pozostańmy przy tym podziale, choć i tu ktoś może zacytować słowa Pawła nauczającego Koryntian: „Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania”, a przecież On dokonał tego, „gdy byliśmy jeszcze grzesznikami”, nie czekając, aż wyrazimy skruchę…

Do tanga trzeba dwojga

Pojednanie jest możliwe wówczas, gdy druga strona jest na to gotowa. Tu „do tanga trzeba dwojga”; obie strony muszą wyrazić na to zgodę. Aby tak się jednak stało, trzeba czasu… To gest, którego nie można odgórnie narzucać. Czym innym jest przebaczenie. Czy aby przebaczyć, trzeba czekać na to, aż druga strona wyrazi skruchę? Nie. Czym w takim razie byłby gest zakrwawionego Jana Pawła II, który już 13 maja 1981 roku, osuwając się bezradnie w ramiona ks. Stanisława Dziwisza, wyszeptał: „Przebaczam”. Słowo to powtórzył nie tylko w słynnej poliklinice Gemelli, lecz także na spotkaniu z samym zamachowcem. A przecież Mehmet Ali Ağca aż do dziś nie wyraził żadnej skruchy i cały czas stara się zbić na zamachu medialny kapitał.

Najpiękniejszą lekcję przebaczenia dał wiszący na krzyżu Jezus, który… usprawiedliwiał swych oprawców. „Chrystus kontestuje śmierć przez własną śmierć i schodzi do piekieł, aby wyjść z nich jak »ze ślubnego kobierca«; kontestuje swoich katów, ofiarowując im przebaczenie i zmartwychwstanie” – pisze Paul Evdokimov.

„»A Ja wam powiadam: miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. No, chyba że to Rosjanie. Wtedy nie miłujcie i nie módlcie się«. Ewangelia, aktualizacja: wiosna 2022” – napisałem nieco ironicznie w komentarzu na stronie gosc.pl. Taką narrację spotykam nieustannie w internecie. Ewangelia w oderwaniu od konkretu, geopolitycznych uwarunkowań, bolesnych ran, jest „łatwa, prosta i przyjemna”. Trochę jak wielkoczwartkowe umywanie nóg zasłużonym parafianom, którzy zawczasu starannie wypucowali w domu stopy i założyli nowe, świeżutkie skarpety. Piękny symbol, ale pozbawiony elementu zaskoczenia, który sprawił, że nawet Piotr krzyknął zbulwersowany: „Nigdy nie będziesz mi nóg umywał!”.

Łotr, któremu Jezus zapowiedział: „Dziś będziesz ze mną w raju”, jest „dobry”. – A przecież na krzyż nie skazywano za kradzież cukierków, ale za najgorsze zbrodnie. Jeśli myślimy, że to my jesteśmy tym dobrym łotrem, to nam się miłosierdzie Boskie bardzo podoba. Ale gdy wyobrazimy sobie, że tam wisi pedofil albo jeszcze dosadniej: ksiądz pedofil lub rosyjski żołnierz, to nam się miłosierdzie Boskie zaczyna mniej podobać – powiedział stanowczo o. Paweł Krupa, dominikanin z Petersburga, w programie „Raport o stanie świata”.

Sam Chrystus na krzyżu usprawiedliwiał oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,33). Tak jakby wyjaśniał: „Ojcze, nie rozpoznali mnie, gdyby było inaczej, nie ukrzyżowaliby Pana chwały” (por. 1 Kor 2,8).

„Nie wiedzieć, co się czyni, to właściwość człowieka chorego, zachowanie szaleńca, który stał się głuchy i ślepy” – przypominał Evdokimov. Po latach święty Piotr będzie usprawiedliwiał swój naród: „Wiem bracia, że działaliście w nieświadomości” (Dz 3,17).

Naczynia połączone

Gdy uczniowie prosili: „Naucz nas się modlić”, Jezus był stanowczy. Nauczał, że jeśli nie przebaczymy naszym winowajcom, to i Ojciec nie przebaczy nam naszych win. To dlatego w modlitwę „Ojcze nasz” wprowadzano katechumenów bardzo późno. Musieli na własnej skórze doświadczyć, co to znaczy przebaczyć i przyjąć przebaczenie. Po takim doświadczeniu mogli powiedzieć: „Panie, właśnie tak mi przebacz”.

„»Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom« – to zadziwiająca prośba” – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego. „Nasza modlitwa nie będzie wysłuchana, jeśli najpierw nie odpowiemy na pewne wymaganie. Powinno wzbudzać w nas przerażenie to, że strumień miłosierdzia nie może przeniknąć do naszego serca tak długo, jak długo nie przebaczyliśmy naszym winowajcom. Gdy odmawiamy przebaczenia naszym braciom i siostrom, nasze serce zamyka się, a jego zatwardziałość sprawia, że staje się ono niedostępne dla miłosiernej miłości Ojca” (KKK 2840).

Ależ mocne słowa! „Powinno wzbudzać w nas przerażenie” to, jak wiele zależy od tego, czy przebaczymy tym, którzy nas skrzywdzili. Przebaczenie jest kwestią wyboru. To decyzja, nie emocje.

Ponad zasadę odwetu

„Chrystus pokazał, jak w życiu należy wznieść się ponad zasadę odwetu. Jest ona głęboko zakorzeniona w ludzkiej naturze: oko za oko, ząb za ząb, złe słowo za złe słowo” – pisał ks. Józef Tischner. „Ale jeśli tak człowiek będzie postępował, wtedy nigdy nie będzie końca złu. Ktoś musi pierwszy powiedzieć: dość. Ktoś pierwszy musi za kamień odpłacić chlebem”.

Znakomita diagnoza! Wzniesienie się ponad zasadę odwetu filozof z Łopusznej uważał za „największą rzecz w historii świata”. Autor „Etyki Solidarności” wyjaśniał: „Dzisiejsza Polska jest Polską ogromnych nieporozumień. Są rozmaite kręgi społeczeństwa, które za nic w świecie nie mogą się ze sobą porozumieć, bo nie mogą sobie czegoś wybaczyć. Innymi słowy, nie są w stanie, zła, które ich dotknęło, zamienić w dobro. Niektórzy mówią: »Przebaczymy pod warunkiem, że przeciwnik się upokorzy i będzie prosił o przebaczenie«. To piękna idea, ale w Ewangelii jest napisane, że jeśli miłujemy tych, którzy nas miłują, to czymże różnimy się od pogan? Poganie tak samo postępują. Rzecz w tym, że w Ewangelii zawsze ten skrzywdzony przebacza pierwszy. Chrystus na krzyżu nie czekał, aż się łotrowie czy siepacze skruszą. Powiedział: »Przebacz im, bo nie wiedzą co czynią«”.

Morderca pozostaje mordercą

Przebaczenie, wbrew temu, co czytam w wielu tekstach ukazujących się po 24 lutego, nie jest żadnym relatywizowaniem zła. Trzeba je nazywać po imieniu wedle zasady nie–nie, tak–tak.

Ksiądz Tischner w książce „Wiara ludzi wolnych” podkreśla wyraźnie: „Ten, kto wybacza, nie oczyszcza z win. Morderca nadal jest mordercą, złodziej jest nadal złodziejem, kłamca nadal pozostaje kłamcą. Aby oczyścić się z win, trzeba żałować, prosić o przebaczenie, wyznać winę, postanowić poprawę. Nie można mówić: »Wybaczono mi, więc jestem czysty«. Jeśli ci wybaczono, możesz być czysty, gdy zadośćuczynisz, ale to jeszcze nie wszystko. Kto wybacza, nie oczyszcza z win nikogo poza sobą. Wybaczając, siebie oczyszczam. Z czego? Przede wszystkim z pragnienia odwetu. Co to znaczy? Najczęściej znaczy to po prostu: sprawę zostawiam Bogu. Niech Bóg wymierzy sprawiedliwość, a ja się modlę: »nie poczytaj im tego grzechu«, »przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią«, albo »odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom«. Nie jest to łatwe. Czasem wręcz niemożliwe. Skrzywdzony lęka się, czy postępując w ten sposób, nie zamazuje różnicy między dobrem a złem, albo czy przypadkiem nie puszcza wolno zbrodniarzy. Często mówi: »niechże przestępca okaże przynajmniej skruchę«. Ale Ewangelia jest w tym punkcie wymagająca. Kto przebacza skruszonym, wciąż jest jeszcze poganinem. Chrześcijanie tym się charakteryzują, że przebaczają pierwsi. I to nawet tym, którzy są pewni swego, bez skruchy”.

Kropla po kropli

„Przebaczenie to nie rodzaj magii. Ono jest jak młot, który kuje żelazo. I choć na pozór wydaje się, że nic się nie dzieje, żelazo pęka. To powolny proces” – opowiadał mi Tim Guénard, francuski mistrz bokserski. Jako dziecko został pozostawiony przez matkę, która przywiązała chłopczyka do słupa i odjechała. Później skatowany do nieprzytomności przez ojca aż trzy lata spędził w szpitalu. „Mój ojciec nie potrafił przebaczyć samemu sobie. Przez 3,5 roku wysyłałem do niego kartki pocztowe, pisałem o moim doświadczeniu, o dzieciach, o rodzinie. I okazało się, że było to dla niego zbawienne. Pan Jezus mówił, że jeśli nie przebaczymy naszym winowajcom, to i Ojciec nie przebaczy nam naszych win”.

Przy rodowodzie Jezusa zanotowanym w Ewangelii Łukasza czytamy: „Jezus był synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Melchiego”. Gdy policzymy te imiona, okaże się, że Józef wymieniony jest jako 76, a Jezus… 77! Jak bardzo koresponduje to z Jego słowami o przebaczaniu: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. „Ile razy masz przebaczać? Tyle, ile Ja wam przebaczyłem”. „Aby stworzyć świat, Bóg nie musiał stać się człowiekiem, ale by pokazać nam, czym jest przebaczenie, musiał” – usłyszałem przed laty. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.