Wybuchowa mistyczka i kryzys Kościoła

Jarosław Dudała Jarosław Dudała

publikacja 29.04.2022 07:00

Dałaby się pokroić za Kościół. Co nie przeszkodziło jej porównać zdemoralizowanych duchownych do wszy. O św. Katarzynie ze Sieny mówi dr Elżbieta Wiater – teolog, historyk, autorka książki pt. "Mistyczki i wojowniczki".

Wybuchowa mistyczka i kryzys Kościoła Witraż z wizerunkiem św. Katarzyny ze Sieny Syrio / CC-SA 4.0

Wiek XIV to okres wyjątkowo ciężki dla Kościoła. Minęło już złote trzynaste stulecie – epoka świętych: Franciszka, Dominika i Tomasza z Akwinu. Dżuma dziesiątkowała Europę. Papieże porzucili Rzym i urzędowali w Awinionie.

– Obecność namiestnika Chrystusa w jego kraju była jednym z elementów polityki króla Francji, składową jego potęgi. Na to nakładała się fatalna kondycja moralna dworu papieskiego i potworna biurokracja, z którą związane były łapówkarstwo i kolesiostwo – mówi dr Wiater.

Egzorcyzmy i stygmaty

Do naprawy tej sytuacji Bóg wybrał Katarzynę. Była 24. z 25 dzieci farbiarza Jakuba Benincasy ze Sieny. W wieku 6 lat Bóg pozwolił jej doznać pierwszego doświadczenia mistycznego. Wiele lat później obdarzył ją potem stygmatami w postaci krwawych promieni (nie otwartych ran). Za jej wstawiennictwem demony uciekały z opętanych. Przyjęła habit wspólnoty (fraterni) trzeciego zakonu dominikańskiego w Sienie. Formalnie nie była mniszką, ale prowadziła życie niemal zakonne.

– Była kobietą wielkiej ascezy. Jej spowiednik musiał ją hamować, żeby się nie zagłodziła z pobożności. Potrafiła też przyjąć potworne upokorzenia. Postawiono ją przed sądem inkwizycyjnym, weszła w konflikt z własną rodziną. Cierpiała z powodu niezrozumienia, bo chciała codziennie przyjmować Komunię świętą. Uważano to za przejaw pychy. W tamtych czasach promowano częsta spowiedź, ale uważano, że Komunię najlepiej jest przyjmować tylko raz do roku, bo to tak wielka łaska i szczęście, że mało kto jest godzien, by móc praktykować to częściej – tłumaczy dr Wiater.

Moim żywiołem jest ogień

Katarzyna miała grono uczniów, dla których była przewodniczką duchową. Starała się o reformę zakonu dominikańskiego. Jednak najsilniej kojarzona jest z kampanią na rzecz powrotu papieża z Awinionu do Rzymu.

– Nie chodziło wyłącznie o jego fizyczną obecność w Wiecznym Mieście. Szło tu, po pierwsze, o przywrócenie jego związku z diecezją, bo papież jest przecież biskupem Rzymu, a po drugie – istniała szansa, że przeniesieniu dworu papieskiego stanie się zaczątkiem jego reformy i oczyszczenia – podkreśla Elżbieta Wiater.

W staraniach o to uwidocznił się ognisty temperament sienenki. Nie bez przyczyny mówiła, że jej żywiołem jest ogień. Dyktowała listy, w których wzywała papieża do powrotu do Rzymu.

Bądź mężczyzną, ojczulku – bezceremonialnie rzuciła w jednym z nich, zwracając się do głowy Kościoła.

Nie oszczędzała też niżej postawionych zdemoralizowanych duchownych. Pisała:

"Nieczystością swą kalają oblicze swej duszy, zatruwają swych podwładnych, ssą krew Oblubienicy mojej, świętego Kościoła. Pobladła i omdlała od ich grzechów. Miłość i uczucie, które winni mieć dla niej, przenieśli na siebie samych; gorliwi są tylko w łupieniu jej. Mieli dbać o dusze, a ubiegają się tylko o wysokie urzędy i wielkie dochody. Z powodu swego złego życia wywołują u ludzi świeckich pogardę i nieposłuszeństwo względem Kościoła, choć pogarda ta i to nieposłuszeństwo jest rzeczą godną potępienia i grzech kapłanów nie usprawiedliwia błędu ludzi świeckich".

Dusza, która boi się ludzi, nigdy niczego nie osiągnie

Skąd taka odwaga u młodej kobiety-analfabetki ze Sieny? Z przekonania, że czyni to, do czego wezwał ją Chrystus. Poza tym, uważała, że „dusza, która boi się ludzi, nigdy niczego nie osiągnie”.

Ona, żyjąc zaledwie 33 lata, osiągnęła bardzo wiele. Chociażby to, że w 1377 r. papież Grzegorz XI zdecydował o powrocie do Rzymu.

Jak to zrobiła?

– Jej kierownik duchowy bł. Rajmund z Kapui podkreśla w jej hagiografii nie tyle gwałtowność i ostry język Katarzyny, ile cierpliwość i roztropność – zauważa dr Wiater.

Dziś roztropnością nazywa się często zwykłe tchórzostwo. Tymczasem jest ona cnotą polegającą na dobieraniu właściwych, oczywiście godziwych, środków do osiągnięcia wybranego celu. Katarzyna ją posiadała. Używała ostrego języka, ale chcąc przekonać papieża do powrotu z Awinionu do Rzymu potrafiła też przesłać mu w prezencie słoiczek własnoręcznie usmażonych konfitur z rzymskich pomarańczy.

Gwoli ścisłości dodajmy, że święta ze Sieny nie była jedyną kobietą-mistyczką, która naciskała na powrót papieża do jego diecezji. Drugą była św. Brygida Szwedzka – dodaje Elżbieta Wiater.

Charyzmatycy i hierarchia Kościoła

Jej zdaniem, historia św. Katarzyny pokazuje, że Kościół rozwija się, gdy dochodzi do współpracy tego, co w Kościele jest charyzmatyczne, z jego hierarchią. Najpierw jednak potrzeba, by charyzmaty zostały właściwie rozeznane.

– Moim zdaniem dziś w Kościele rozeznawanie charyzmatów bardzo szwankuje – ocenia dr Wiater. – Nie przez każdego, kto ma wizje, mówi Bóg. I nie wszystko, co mówi mistyk, rzeczywiście jest objawieniem Bożym. Ponadto w Kościele są udzielane łaski nie tylko nadzwyczajne, mistyczne – każde uzdolnienie do konkretnej posługi jest Bożym darem. Kościół rozwija się, gdy dochodzi do współpracy między tak rozumianą charyzmatycznością a hierarchią. Zresztą, hierarchia to też swego rodzaju charyzmat – dodaje.

Zdaniem Wiater, potrzeba dziś budowania dróg komunikacji pomiędzy wiernymi obdarzonymi konkretnymi charyzmatami a hierarchią.
– Począwszy od poziomu parafii. Proboszcz powinien znać swoich parafian i rozeznać, w jaki sposób mogą się oni angażować w posługę we wspólnocie Kościoła, po czym pomóc im to uczynić. Wbrew potocznym wyobrażeniom, nie chodzi tu o siedzenie osób świeckich 24 godziny na dobę w kościele. Chryzmatem może być np. wrażliwość na potrzeby innych i organizowanie dla nich wsparcia lub takie gospodarowanie własnymi funduszami, by móc z nich wspierać działalność ewangelizacyjną. Podobne rozeznawanie powinno się odbywać na poziomie diecezji, a potem Kościoła powszechnego. Oczywiście nie są z tego wyłączone także duszpasterstwa związane z zakonami – uważa teolog.

– Na sądzie ostatecznym Pan Bóg zapyta, także duszpasterzy, co się stało z łaskami, których udzielił, byśmy nimi posługiwali w Kościele. I co Mu powiemy? „Są tu gdzieś zakopane, weź je sobie z powrotem”? – pyta retorycznie dr Wiater.