Czytać Rosjan albo nie czytać? Oto jest pytanie w Światowym Dniu Książki

Piotr Sacha

Nieprzypadkowo pytam Hamletem. Bo dzisiaj, oprócz Dnia Książki – dzień urodzin, a i prawdopodobnie śmierci Szekspira. Anglik stawia pytanie. Z odpowiedzią przychodzą Rosjanin i Ukrainka.

Czytać Rosjan albo nie czytać? Oto jest pytanie w Światowym Dniu Książki

Ten pierwszy właściwie to przyjechał – z Niemiec do Warszawy. Siergiej Lebiediew, bardzo utalentowany i bardzo odważny Rosjanin, powiedział kilka dni temu, że „kulturę rosyjską lepiej teraz przemilczeć, należy ratować kulturę ukraińską”. Autor genialnej „Granicy zapomnienia” nie tak dawno wygłosił też mocną odezwę na łamach paru europejskich gazet. Oto krótki wyrywek: „Wojna przeciwko Ukrainie to także moralny i humanistyczny krach rosyjskiej kultury. Kultury, której liczni przedstawiciele, od Dostojewskiego i Bułhakowa po Sołżenicyna i Brodskiego, byli dotknięci tym wirusem imperializmu, wyobrażeniem na temat ‘starszeństwa’ języka rosyjskiego i jego szczególnych praw”. I jeszcze jeden, stawiający kropkę nad i, wyrywek: „Świat potrzebuje nie tylko Rosji bez Putina. Świat potrzebuje Rosji pozbawionej imperialnej świadomości” (artykuł w Polsce ukazał się na łamach „Gazety Wyborczej”).

Zakażenie (wirusem imperializmu) Brodskiego potwierdza Oksana Zabużko. Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich (obchodzony 23 kwietnia, począwszy od 1995 r.) zastał mnie przy zbiorze jej esejów, książce u nas świeżo wydanej. Ukrainka m.in. przypomina spotkanie na Uniwersytecie Rutgersa z tym słynnym rosyjskim poetą, wyrzuconym z ZSRR, a hołubionym w USA. Spotkanie miało miejsce równo 30 lat temu, a jego świadkiem był Czesław Miłosz. „Oksana Zabużko, z Ukrainy” – ktoś przedstawił młodą pisarkę Brodskiemu. Tu warto postawić nawias, by przypomnieć, że ledwo kilka miesięcy wcześniej Ukraina odzyskała niepodległość. Zamknąć nawias. No więc, jak reaguje urodzony w Leningradzie noblista? Ano tak: „Ukraina – gdzie to jest?”. Zabużko stała akurat wtedy pomiędzy Miłoszem i Brodskim, stąd jej cięta i szybka riposta: „Nadal tam gdzie zwykle, między Polską a Rosją!”. Po lekturze książki „Planeta Piołun” trudno mieć jeszcze wątpliwości co do tego, czy cytowana wypowiedź Brodskiego to niewinny żart. I ciężko byłoby obronić tezę, że kultura rzadko kiedy ma coś wspólnego z polityką, z ideologią polityczną. 

Jak więc w końcu, czytać Rosjan albo nie czytać? Szaleństwem byłoby wymazać z pamięci wszystkich rosyjskojęzycznych twórców, skazać na kulturową banicję, a ich dzieła, w najlepszym razie, „wyeksmitować” na strych lub do piwnicy. Zresztą w pytaniu postawionym przy okazji Światowego Dnia Książki kryje się pytanie o obecność/bojkot całej rosyjskiej kultury. A tak zadane pytanie otwiera błyskawicznie mnóstwo pochodnych pytań. Jeśli bojkot, to na jak długo; jeśli odmawiać to czy wszystkim, również tym, którzy nie poparli wojennych działań Putina; czy stawiać zaporę tylko tam, gdzie kultura jest jawnie na usługach rządzących; itd.  

Jak wspomniałem, z odpowiedzią przyszli Lebiediew i Zabużko. Otóż trudno nie zgodzić się z jednym –  warto w obecnym czasie wspierać, odkrywać, bliżej poznawać oraz podziwiać (a jest za co) pisarzy z Ukrainy. Muzyków, aktorów, tancerzy, plastyków, wszelkiej maści artystów również. Zostawiam Państwa z tą myślą i rezerwuję miejsce na najbliższy koncert ukraińskiej pianistki Katheriny Zyabluk. Zaraz potem sięgnę po „Woroszyłowgrad”, błyskotliwą powieść Serhija Żadana, który zwykle o tej porze pisze z Charkowa na Facebooku: „Dobranoc, jutro obudzimy się o jeden dzień bliżej naszego zwycięstwa”.