Kwestia wiary?

Piotr Legutko

|

GN 16/2022

Kilkadziesiąt godzin po katastrofie smoleńskiej odebrałem telefon. Zatroskana znajoma czytelniczka (kierowałem wówczas „Dziennikiem Polskim”) prosiła, by broń Boże nie sugerować, że to mógł być zamach.

Kwestia wiary?

Zapytałem, czy nie jest za wcześnie, by wykluczać jakiekolwiek hipotezy. „Ale przecież wszystko już wiadomo. A wy, dziennikarze, musicie wykazać się odpowiedzialnością. To teraz bardzo ważne” – odparła.

Po 12 latach niewiele się zmieniło. Nadal bardzo wielu Polaków nie dopuszcza do siebie innej przyczyny smoleńskiego dramatu niż błąd pilotów. Nie dlatego, że jeden raport przekonał ich bardziej niż inny. Nawet nie dlatego, że nie ufają Antoniemu Macierewiczowi i szczerze nie znoszą Jarosława Kaczyńskiego. Jak napisał na Twitterze jeden z opozycyjnych senatorów: po prostu nie dyskutuje się o tym, czy ziemia jest okrągła, czy płaska. Zamach mieści się zatem w sferze fantazji, sugerowanie wybuchów na pokładzie wykracza poza zdrowy rozsądek. Stąd powtarzane, niczym ostateczny sztych, pytanie: „Czy wierzysz w zamach?” (w podtekście: czy wierzysz w UFO?). A więc to kwestia wiary?

Dyskusje w mediach po publikacji raportu specjalnej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej niczym nie różniły się od tych, toczonych w ubiegłych latach. Strony sporu wciąż ustawiane są w relacji „wiedza kontra wiara” albo „realiści kontra sekta”. Nie tylko w TVN, Onecie, czy „Newsweeku”. Taki zestaw pojęć, taki język udało się narzucić mediom społecznościowym i nocnym rozmowom Polaków. Chociaż… o czym, jak i z kim tu dyskutować, by nie wyjść na oszołoma?

A może jest odwrotnie, może mamy z jednej strony do czynienia z ludźmi ortodoksyjnie wierzącymi w błąd pilotów oraz z tymi, którzy dopuszczają jednak możliwość zamachu? Wskazywałby na to właśnie język (tych pierwszych), pozbawiony jakichkolwiek wątpliwości, traktujący tych drugich z pogardą lub ubolewaniem jako osobników niebezpiecznych, godnych potępienia. Także argumenty o zagrożeniu płynącym z ciągłego poszukiwania prawdy o Smoleńsku, przeprowadzaniu ekshumacji, kolejnych eksperymentów i symulacji nie mają zbyt wiele wspólnego z racjonalnością. Jakiej bowiem natury miałoby to być zagrożenie?

Raport komisji Jerzego Millera miał zamknąć sprawę katastrofy raz na zawsze. Roma locuta, causa finita. Nie zamknął. Raport komisji Macierewicza także, bo tak naprawdę dopiero otwiera puszkę Pandory. I nie należy go traktować w kategoriach science fiction. Wrak jest w Rosji, prokuratura wciąż czeka na ekspertyzy zamówione za granicą. Przyjęcie postawy otwartej na różne scenariusze, uwzględniającej nowe fakty, wydaje się więc zachowaniem racjonalnym. Katastrofa smoleńska nie jest kwestią wiary. I czas przestać tak o niej mówić. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.