Sprawiedliwość aborterów

Jakub Jałowiczor

|

GN 16/2022

publikacja 21.04.2022 00:00

Fundusz na rzecz aborcji, wspieranie aborcyjnej turystyki, a w drodze przepisy znoszące kary za zabicie noworodka. Brzmi niewiarygodnie, ale to wszystko dzieje się w Kalifornii.

Antyaborcyjna manifestacja przed siedzibą Sądu Najwyższego w Waszyngtonie była jednym z punktów programu tegorocznego Marszu dla Życia, który odbył się w stolicy USA w styczniu. Antyaborcyjna manifestacja przed siedzibą Sądu Najwyższego w Waszyngtonie była jednym z punktów programu tegorocznego Marszu dla Życia, który odbył się w stolicy USA w styczniu.
MANDEL NGAN /AFP/east news

Amerykański Sąd Najwyższy ma w tym roku wydać wyrok w sprawie znanej jako Dobbs vs. Jackson Women’s Health Organization. Chodzi o ustawę stanu Michigan zakazującą większości aborcji po 15. tygodniu ciąży. Jeśli SN wyda wyrok na korzyść życia, to w ten sposób odwróci proaborcyjne orzeczenie z 1973 r., z powodu którego w USA zalegalizowano aborcję. Zmiana jest bardzo prawdopodobna, dlatego przygotowują się na nią poszczególne stany. Oklahoma zakazała właśnie aborcji, z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia matki. Kalifornia jest na przeciwnym biegunie.

Bez wyjaśnienia

Władze Kalifornii pracują nad ustawą zwaną AB 2223. Autorzy tłumaczą, że chcą zapewnić obywatelom sprawiedliwość reprodukcyjną. Co to takiego? „Sprawiedliwość reprodukcyjna jest pojęciem stworzonym przez czarne kobiety w 1994 roku w celu zajęcia się przekrojowymi i wieloczynnikowymi problemami, z którymi borykają się kolorowe kobiety i ich rodziny w społeczeństwie” – czytamy w projekcie. Wbrew temu wprowadzeniu prawo nie dotyczy wyłącznie mniejszości etnicznych. „Sprawiedliwość reprodukcyjna to prawo człowieka do kontrolowania swojego ciała, seksualności, płci, pracy i reprodukcji” – piszą dalej autorzy. Wreszcie stwierdzają: „Nie będzie żadnych sankcji cywilnych i karnych w odniesieniu do rzeczywistych, potencjalnych lub domniemanych efektów ciąży”. Nie podano żadnych ograniczeń czasowych, dlatego aborcja na żądanie będzie legalna do 9. miesiąca ciąży. Kolejne założenia idą jeszcze dalej. „Niezależnie od innych przepisów prawa dana osoba nie może podlegać odpowiedzialności cywilnej lub karnej, ani w inny sposób nie może być pozbawiona praw wynikających z niniejszego artykułu, z powodu jej działania lub zaniechania w odniesieniu do ciąży lub rzeczywistego, potencjalnego lub domniemanego wyniku ciąży, w tym poronienia, urodzenia martwego dziecka, aborcji lub zgonu okołoporodowego z przyczyny związanej z ciążą”. Ten skomplikowany artykuł pozwala na pozbawienie życia nawet noworodka. Ustawa nigdzie nie wyjaśnia, co oznacza zgon okołoporodowy, ale w literaturze medycznej przyjmuje się, że to śmierć dziecka w ciągu przynajmniej tygodnia od chwili porodu (niektórzy przyjmują, że nawet w ciągu czterech tygodni). Zatem, zgodnie z przepisem, spowodowanie śmierci noworodka (przez działanie lub zaniechanie, czyli np. pozostawienie go bez opieki) nie będzie karane. W teorii chodzi o sytuacje, kiedy zgon następuje z przyczyny związanej z ciążą, ale inny przepis AB 2223 zabrania nawet wszczęcia śledztwa w takiej sprawie. Władze nie będą zatem mogły wyjaśnić, czy dziecko rzeczywiście zmarło z przyczyn naturalnych, czy zostało zabite.

Kara za poronienie?

Autorką projektu jest deputowana do zgromadzenia stanowego Kalifornii Buffy Wicks należąca do Partii Demokratycznej. Jej koronnym argumentem jest to, że kobiety nie powinny być karane za poronienie. Wicks powołuje się na przykłady dwóch matek, które stanęły przed sądem po tym, jak urodziły martwe dzieci. Deputowana nie wspomina jednak, że obie zażywały w ciąży narkotyki. Chodzi o Adorę Perez i Chelsea Becker. Ta druga została uniewinniona w maju 2021 roku. We wrześniu 2019 roku kobieta urodziła syna, który zmarł. Miał w organizmie metaamfetaminę, silny narkotyk o działaniu pobudzającym. Becker miała już dwoje dzieci, u których także wykryto ten narkotyk, ale one przeżyły. W pierwszej instancji sąd wydał skazujący wyrok, ale w kolejnej uznano, że nie ma dowodów na to, że matka zażywała narkotyki, wiedząc, że w ten sposób zabije dziecko. Chelsea Becker wyszła na wolność, ale decyzja sędziów nie zadowoliła wspierających ją proaborcyjnych prawników. Chcieli oni, by sąd jednoznacznie stwierdził, że przepisy dotyczące zabójstwa nie odnoszą się do ciężarnych kobiet zabijających dzieci. Optował za tym m.in. Xavier Becerra, były prokurator generalny Kalifornii, a obecnie sekretarz zdrowia i opieki społecznej w administracji prezydenta Joego Bidena.

Becerra i inni zwolennicy aborcji mogą być natomiast w pełni zadowoleni z wyroku w sprawie Adory Perez. W 2017 roku urodziła ona martwe dziecko, w którego ciele wykryto metaamfetaminę. Lekarz stwierdził, że to ona była przyczyną śmierci. Perez usłyszała wyrok 11 lat pozbawienia wolności. Jednak w marcu 2022 roku sąd uniewinnił ją i nakazał zwolnić. Wprawdzie opinia lekarzy na temat powodu zgonu się nie zmieniła, ale sędzia Valerie Chrissakis stwierdziła, że „celowe zamordowanie płodu nie jest przestępstwem w Kalifornii”. W uzyskaniu korzystnego dla Perez wyroku pomogło to, że na jej wypuszczeniu zależało stanowemu prokuratorowi generalnemu Robowi Boncie. Należący do Partii Demokratycznej Bonta nie ukrywa proaborcyjnych poglądów i współpracuje z Buffy Wicks w tworzeniu ustawy AB 2223.

Aborcje za 60 mln dolarów

Gdyby ustawa Buffy Wicks już obowiązywała, Becker i Perez nie spędziłyby ani dnia za kratami. Gdyby policja wezwała którąś z nich na przesłuchanie, ta mogłaby pozwać funkcjonariuszy. Prace nad ustawą AB 2223 jeszcze się nie skończyły, ale i bez tego prawa w Kalifornii aborcję można przeprowadzić bardzo łatwo. Jest tam 400 przychodni oferujących taką usługę, a tabletki poronne można przepisać w ramach teleporady. Co roku życie traci ponad 100 tys. poczętych dzieci (w 2017 roku było to 132 tys., a 3 lata wcześniej ok. 150 tys.).

Nie wystarcza to gubernatorowi Gavinowi Newsomowi. Polityk powiedział w zeszłym roku, że chce, by Kalifornia stała się „sanktuarium”, do którego przyjeżdżają na aborcję ciężarne kobiety z innych części kraju. To już się dzieje, ale zwolennicy aborcji chcieliby, aby ich liczba sięgnęła 1,4 mln rocznie. W tym celu powołano w zeszłym roku Kalifornijską Radę Przyszłości Aborcji, złożoną z przedstawicieli firm przeprowadzających sztuczne poronienia i popartą przez gubernatora, prokuratora Bontę, przewodniczącego zgromadzenia stanowego Anthony’ego Rendona i tymczasową przewodniczącą stanowego senatu Toni Atkins. Newsom chwali się też podpisaniem kilku ustaw ułatwiających przeprowadzenie aborcji. Lokalny włodarz stworzył ponadto proaborcyjny fundusz. 20 mln dolarów trafi na szkolenia aborterów, kolejne 20 mln dolarów – na wyposażenie przychodni aborcyjnych i tyle samo na refundację aborcji.

Można inaczej

Dotychczasowe przepisy wprowadzano w poszczególnych częściach USA w różnym czasie. W 26 stanach legalizacja aborcji była bezpośrednim skutkiem wyroku Roe vs. Wade. Właśnie tam ewentualny nowy wyrok Sądu Najwyższego będzie oznaczał niemal automatyczną zmianę. Kalifornii nie ma w tej grupie. Jej proaborcyjne władze także nie będą mogły zlekceważyć decyzji sędziów SN, ale z pewnością nie złożą łatwo broni.

W oczekiwaniu na wyrok stany USA podzieliły się na te, które starają się coraz bardziej chronić życie, i te, które chcą więcej aborcji. W Maryland deputowani chcieli przeznaczyć 3,5 mln dolarów na szkolenia ludzi wykonujących aborcje, ale zablokował to gubernator. Vermont czeka w listopadzie referendum dotyczące wpisania aborcji do stanowej konstytucji. Z kolei w Michigan gubernator naciska na prokuraturę, by usunąć tzw. ustawę 1931 zakazującą niektórych aborcji. Tymczasem Teksas już w zeszłym roku zakazał zabijania dzieci, których serce już bije, czyli mających 6–8 tygodni. Liczba aborcji od razu tam spadła. Podobne prawo uchwalono w Idaho. Zakaz aborcji po 15. tygodniu (choć z wyjątkami) wprowadziły właśnie Kentucky i Arizona. Najbardziej pro-life okazała się Oklahoma. Uchwalono tam zakaz niemal wszystkich aborcji, niezależnie od wieku dziecka, jego stanu zdrowia i tego, czy zostało poczęte w wyniku gwałtu. Jedynym wyjątkiem jest zagrożenie życia matki. Ustawę poparło po ponad 80 proc. deputowanych w każdej z izb stanowego parlamentu. W Wielki Wtorek rano podpisał ją gubernator Kevin Stitt, prywatnie ojciec sześciorga dzieci. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.