Dogonić inflację

Maciej Kalbarczyk

|

GN 16/2022

publikacja 21.04.2022 00:00

Kolejna podwyżka stóp procentowych powinna nieco zahamować wzrost cen. Jej konsekwencjami będą także droższe kredyty oraz wyższe oprocentowanie depozytów bankowych.

Dogonić inflację istockphoto

Na początku marca br. Rada Polityka Pieniężnej postanowiła podnieść stopę referencyjną z 2,75 do 3,50 proc. Już miesiąc później członkowie tego gremium podjęli decyzję o kolejnej podwyżce do 4,50 proc. W ten sposób osiągnięto najwyższy poziom stóp procentowych od dziesięciu lat. – Jako analitycy w kwietniu spodziewaliśmy się podwyżki w przedziale 0,5–0,75 punktu procentowego. Przygotowując prognozy, nie znaliśmy jednak danych o inflacji z marca br. Dzisiaj wiemy, że wyniosła ona aż 10,9 proc. w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. W tych warunkach wyższa od spodziewanej podwyżka stóp procentowych jest uzasadniona – ocenia w rozmowie z „Gościem” Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.

Zachęta do oszczędzania

Stopa procentowa jest ceną pieniądza, którą trzeba zapłacić za jego pożyczenie. Jej wysokość ma wpływ zarówno na kwotę, którą kredytobiorca musi przekazać bankowi za udzielenie pożyczki, jak i na tę, którą bank jest winny klientowi za obracanie jego pieniędzmi. Wyznaczanie poziomu stóp jest zadaniem Rady Polityki Pieniężnej. Podejmując decyzje, członkowie tego gremium powinni kierować się troską o stabilność polskiej waluty oraz o utrzymanie inflacji w ryzach.

W kwietniu 2021 r. inflacja w naszym kraju wyniosła 4,3 proc., a dzisiaj przekracza już 10 proc. Główną przyczyną tego zjawiska są przerwane łańcuchy dostaw. Z tego powodu rosną ceny nośników energii i płodów rolnych, a wraz z nimi drożeją także inne produkty i usługi. W reakcji na to zjawisko RPP od października ub.r. już siedmiokrotnie podniosła stopy procentowe. Piotr Soroczyński podkreśla, że nie wyeliminuje to przyczyn inflacji, ale pomoże zahamować jej gwałtowny wzrost. – Polacy przechowują w bankach ponad bilion złotych. Dzisiaj te pieniądze tracą na wartości i wielu z nas myśli o tym, żeby je wydać. Gdybyśmy w ciągu najbliższych miesięcy dodatkowo zrobili zakupy za choćby 10 proc. tej kwoty, to inflacja osiągnęłaby poziom nawet 40–50 proc. Funkcjonujemy bowiem obecnie w gospodarce niedoboru. W takich warunkach przedsiębiorcy nie byliby w stanie wytworzyć wystarczającej liczby potrzebnych produktów i musieliby podnieść ceny. Żeby zapobiec tzw. inflacji popytowej, trzeba zachęcić ludzi do oszczędzania. Wyższe stopy procentowe powinny sprawić, że przechowywanie pieniędzy na lokatach lub rachunkach oszczędnościowych będzie bardziej opłacalne niż obecnie – tłumaczy ekonomista.

Jak na razie większość banków zapewnia nowym klientom zyski z depozytów w wysokości 2–3 proc. w skali roku. To niewiele w porównaniu z 10-procentową inflacją. Co gorsza, wielu dotychczasowych klientów nadal nie czerpie prawie żadnych korzyści z odkładania pieniędzy. Większość z nich może liczyć zaledwie na 0,01 proc., a od wypracowanych zysków kapitałowych trzeba jeszcze zapłacić tzw. podatek Belki. To sprawia, że oszczędzanie jest wciąż mało opłacalne. – Banki potrzebują czasu, aby zareagować na wzrost stóp procentowych. Zmiany będą stopniowe, ale już dzisiaj widać, że obrano dobry kierunek – mówi „Gościowi” Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych Santander Bank Polska.

Droższe kredyty

Kolejne miesiące powinny przynieść realny wzrost oprocentowania depozytów, ale jednocześnie zdrożeją kredyty. Wysokość stóp procentowych wpływa bowiem na WIBOR (ang. Warsaw Interbank Offered Rate), czyli referencyjną wysokość oprocentowania pożyczek na polskim rynku międzybankowym. Jeszcze w październiku ub.r. WIBOR 3M wynosił 0,24 proc., a dzisiaj to już 5,26 proc. Jeśli ktoś zaciągnąłby kredyt w wysokości 100 tys. zł na dziesięć lat, to we wrześniu ub.r. płaciłby ratę w wysokości 937,90 zł (kwota obliczona według wzoru WIBOR + 2 proc. marży). W marcu br. byłoby to już 1181,26 zł. – Nie bagatelizuję trudnej sytuacji kredytobiorców. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że wybierając kredyt o zmiennej stopie procentowej, podjęli oni pewne ryzyko, które zostało uwzględnione w umowie podpisanej z bankiem. Alternatywą był bezpieczniejszy, ale mniej korzystny kredyt o stałym oprocentowaniu – mówi Piotr Soroczyński.

Wyższe stopy procentowe obniżają także naszą zdolność kredytową. Na każdą ratę składają się bowiem pożyczony kapitał oraz odsetki, które jesteśmy winni bankowi. Gdy są one wyższe, dana placówka zdecyduje o pożyczeniu nam mniejszej ilości pieniędzy. Nie można także wykluczyć tego, że w niedalekiej przyszłości wzrost ryzyka niewypłacalności części kredytobiorców pociągnie za sobą wzrost marż ustalanych przez banki. W ten sposób będą one chciały uniknąć podpisywania umów z klientami, którzy mogliby mieć problemy z regularną spłatą.

Reagując na niepokojące zjawiska na rynku kredytowym, Lewica zaproponowała zamrożenie stawek WIBOR dla tych, którzy spłacają kredyt na swoje pierwsze mieszkanie. Ekonomiści są krytyczni wobec tego pomysłu. – Gdyby został on zrealizowany, jeden z kanałów, za pomocą którego Rada Polityki Pieniężnej stara się nieco zahamować popyt i przydusić inflację, przestałby w pełni działać. W efekcie mielibyśmy do czynienia z jeszcze wyższymi podwyżkami stóp procentowych – mówi Piotr Bielski.

Tańsze mieszkania?

W obecnej sytuacji zasadne jest pytanie o wpływ zmniejszenia dostępności kredytów, zwłaszcza hipotecznych, na rynek nieruchomości. Wydaje się, że skoro mniej ludzi będzie w stanie pożyczyć od banków pieniądze, to spadnie popyt na mieszkania i domy, a wraz z nim spadną także ceny. Eksperci zwracają jednak uwagę, że zapotrzebowanie na własne cztery kąty jest w naszym kraju tak duże, że raczej nie dojdzie do realizacji takiego scenariusza. Nie przemawiają za nim także rosnące koszty budowy. Nie należy zatem spodziewać się wyraźnych spadków cen mieszkań. Piotr Soroczyński zwraca jednak uwagę, że na rynku nieruchomości dojdzie do pewnych zmian. – Będziemy nadal kupować, ale mając mniejszą zdolność kredytową, zaczniemy poszukiwać innych możliwości. Zamiast nabyć mieszkanie w centrum dużego miasta, wybierzemy peryferia albo mniejszą miejscowość w pobliżu aglomeracji. Z kolei budując dom, zrezygnujemy np. z wysokiej jakości materiałów na rzecz nieco gorszych – tłumaczy nasz rozmówca.

Trudne lato

W obecnej sytuacji żaden ekonomista nie kwestionuje potrzeby podnoszenia stóp procentowych. Wśród ekspertów nie ma jednak zgody co do tego, czy działania podejmowane przez bank centralny idą w parze z polityką rządu. Piotr Bielski uważa, że Rada Ministrów osłabia pozytywny efekt decyzji RPP. – Rozluźnienie polityki fiskalnej w niektórych obszarach jest uzasadnione. Takie wyzwania jak opieka nad uchodźcami czy rozbudowa armii wymagają podnoszenia wydatków. Mam jednak wątpliwości co do tego, czy np. wprowadzenie dopłat do nawozów albo obniżenie stawki PIT jest dobrym pomysłem. Rozumiem, że chodzi o ochronę gospodarstw domowych, ale w dłuższej perspektywie utrudnia to walkę z inflacją – twierdzi nasz rozmówca.

Zdaniem Piotra Soroczyńskiego nie mamy do czynienia ze znaczącym rozluźnieniem polityki fiskalnej. – Na początku roku rządzący podwyższyli kwotę wolną od podatku, ale zrekompensowali to sobie wprowadzeniem obowiązku odprowadzania 9-procentowej składki na ubezpieczenie zdrowotne. Podobnie będzie z zapowiadanym obniżeniem PIT z 17 o 12 proc. Jednocześnie zostanie zlikwidowana ulga dla klasy średniej. Wszystko się zatem bilansuje – wyjaśnia ekonomista.

Jak długo RPP będzie podnosiła stopy procentowe? Zdaniem Piotra Bielskiego czekają nas jeszcze co najmniej 2, 3 podwyżki o pół punktu procentowego. W połowie roku stopy najprawdopodobniej osiągną poziom 5–6 proc. Nie można wykluczyć kolejnych podwyżek. Piotr Soroczyński dodaje, że wydarzeniem, które mogłoby zahamować inflację i pozwolić na rezygnację z polityki podnoszenia stóp, byłoby uspokojenie sytuacji na Ukrainie. – Wówczas zmieniłyby się nastroje inwestorów, a złoty by się umocnił. W obecnych warunkach najistotniejsze jest jednak znalezienie alternatywy dla dostaw surowców z Rosji i Ukrainy. Przed nami trudne lato, sama żywność może być droższa nawet o 20–30 proc. niż rok temu – podsumowuje nasz rozmówca.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.