Nie poprawiaj Pana Boga

GN 16/2022

publikacja 21.04.2022 00:00

O skandalu miłosierdzia i nieewangelicznej zasadzie „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” mówi abp Grzegorz Ryś.

Nie poprawiaj Pana Boga henryk przodziono /foto gość

Marcin Jakimowicz: 1905 rok. PPS rozpala rewolucję w Królestwie Polskim, w Łodzi zostaje krwawo stłumiony strajk włókniarzy, Sienkiewicz otrzymuje Nagrodę Nobla, Rosjanie kapitulują w wojnie z Japonią, Einstein publikuje teorię względności, a nieopodal Świnic Warckich rodzi się Helena Kowalska. Nie zaczyna się jak u Hitchcocka?

Abp Grzegorz Ryś: Boże rzeczy nie zaczynają się spektakularnie. On naprawdę wybiera to, co małe, słabe i głupie. Na datę urodzin Heleny Kowalskiej patrzę w kontekście śmierci Brata Alberta – w kluczu ciągłości charyzmatu miłosierdzia w różnym stopniu rozumianego i podejmowanego. Bez wątpliwości Brat Albert był wielkim orędownikiem Bożego Miłosierdzia i w swym charyzmacie rozpoznawał to, jaki jest Pan Bóg. Faustyna widziała Jezusa z sercem, z którego wylewają się Eucharystia i chrzest, Brat Albert widział Go jako „Ecce Homo”. Pan Bóg szuka ludzi, którzy rozpoznają Jego miłosierne serce i ukażą je światu. Skoro od 150 lat mamy do czynienia z ciągłością objawienia Bożego Miłosierdzia, to znaczy, że takiego obrazu Pana Boga bardzo potrzebuje nasz czas i uwikłany w jego wydarzenia człowiek.

Naprawdę? „​Pragnę, aby święto takie było. By pierwsza niedziela po Wielkanocy była Świętem Sprawiedliwości Bożej i by ludzie odmawiali Koronkę do Bożej Sprawiedliwości”. Znam wielu, którym spodobałaby się taka narracja… Dlaczego łatwiej nam przyjąć Boga sprawiedliwego niż miłosiernego?

Bo łatwiej iść za swoimi wyobrażeniami i ideami, niż zobaczyć Boga takiego, jaki jest. W przypadku pokusy, o której wspominasz, odpowiedź jest jedna: w Bogu sprawiedliwość jest tożsama z miłosierdziem. On jest i sprawiedliwy, i miłosierny. Tu nie ma dualizmu. Czytamy objawienie biblijne i zachwycamy się tym, że Bóg jest sprawiedliwy, czyli ujmujący się za człowiekiem w jego biedzie. Żyjemy w świecie, w którym prawa ludzi małych, samotnych, ubogich są łamane i ludzie ci czekają na objawienie się sprawiedliwości Bożej, wierząc, że On ujmie się za nimi, a ich cierpienie nie będzie trwało w nieskończoność. Sprawiedliwość Boża jest miłosierdziem, które widzi najsłabszych. Jeśli ktoś tak postrzega Bożą sprawiedliwość, to niech nazywa sobie pierwszą niedzielę po Wielkanocy „Świętem Sprawiedliwości Bożej”. Na jedno wyjdzie…

Robotnicy, jak abp Grzegorz Ryś, harujący w winnicy od świtu, otrzymują taką samą zapłatę jak ci, którzy przyszli „za pięć dwunasta” i nawrócili się przed tygodniem na kursie Alpha. Przepraszam bardzo, czy to sprawiedliwe?

Nie widzę się w tej ekipie, która haruje od świtu.

Od południa?

Różnie bywa. Czasem pracuję od rana, czasem na ostatni dzwonek. „Czy to sprawiedliwe?” – pytasz. Nie zamierzam spierać się z Panem Jezusem. On taki jest… i mnie to bardzo cieszy. Jasne, możemy się przeciw temu buntować, ale, proszę, nie mówmy przynajmniej, że robimy to w Jego imię. Kluczem do tej przypowieści są słowa: „Czy na to złym okiem patrzysz, że Ja jestem dobry?”.

Pamiętam kurs ewangelizacyjny, na którym kazanie księdza o naturze Boga jeden ze sceptycznych uczestników skwitował: „Coś ten Bóg jest za dobry”. Łatwiej nam uwierzyć w to, że jest jedynie sprawiedliwy?

Jasne, ale nie mówmy wtedy o wierze. To jest sprowadzanie Boga do naszego obrazu, wizerunku, a do tak rozumianej sprawiedliwości nie potrzeba wiary. Ta jest niezbędna, by przyjąć, że ostatecznie skuteczne jest to, co proponuje On sam, a co nam często wydaje się niewłaściwe. Znakomicie pokazuje to perykopa o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie. Pewnie napisana była przez Łukasza, ale dziś jest w Ewangelii Janowej. ​Dlaczego? Bo to, co Jezus uczynił z tą kobietą, wydaje się zupełnie niepedagogiczne. Nawet jeśli nie w stosunku do niej, to wobec innych, którzy pójdą w „takie samo tango”, ponieważ Pan „nie widział problemu”. Pamiętając, że On zachowuje się tak u zwieńczenia pierwszego przymierza – gdy cudzołóstwo karano ukamienowaniem, i w początkach Kościoła, w którym przez pierwsze trzy wieki było ono grzechem nieodpuszczalnym – przyznać należałoby, że to, co zrobił Jezus, było niewychowawcze, niepedagogiczne i niewłaściwe. Pewnie dlatego dopiero po trzech wiekach Kościół zgodził się z Panem i ten fragment Ewangelii „wkleił” do kanonu.

Co Jezus mógł pisać palcem po ziemi?

Jest wiele intuicji. Popularna jest taka, że wypisywał imiona kobiet, z którymi grzeszyli trzymający w dłoniach kamienie mężczyźni. Najbardziej ujmuje mnie rozważanie świętego Augustyna, który wyjaśniał, że Jezus pisał na piasku słowo „cudzołóstwo”, by ta kobieta widziała, co zrobiła, a jednocześnie doświadczyła, że wiatr wiejący przez świątynię zaciera to słowo – tak jak Chrystus, który usuwa jej grzech. Zresztą sam Augustyn miał swoje „za uszami” i doskonale wiedział, o czym pisze…

Może dlatego podpowiadał: „Panu Bogu trudniej jest powstrzymać miłosierdzie niż gniew, bo gniew Jego trwa przez chwilę, a miłosierdzie na wieki”.

Obraz Boga miłosiernego przyjmują ci, którzy znają swą grzeszność. Sam Augustyn pisał wprawdzie, by codziennie przyjmować Komunię, ale wyjaśniał: „Ponieważ codziennie jestem chory, codziennie potrzebuję lekarza”. On rozumiał to dokładnie w takim kluczu, a nie jako nagrodę za dobre sprawowanie. Pisał, że ci, którzy chcieli ukamienować cudzołożnicę, znali prawo, ale… nie znali Prawodawcy. Jeśli w imię sprawiedliwości powołujemy się na Prawo Boże, to trzeba jeszcze zapytać, co sam Pan Bóg na ten temat myśli i czy ma w tej kwestii coś do powiedzenia.

Tomasz z Akwinu nauczał, że „sprawiedliwość bez miłosierdzia jest okrucieństwem”.

Sentencja łacińska głosi: Summum ius, summa iniuria, czyli „Najwyższe prawo to najwyższa niesprawiedliwość, krzywda”. Tomasz ma rację. Sprawiedliwość pozbawiona miłosierdzia jest okrutna. Boję się takiego pojmowania, które ociera się wręcz o zemstę ze strony Pana Boga, rodzaj retrybutywizmu, czyli stanowiska broniącego idei sprawiedliwego odwetu, gdzie istotą kary jest odpłata za wyrządzone zło, proporcjonalna do czynu.

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie…

Mam wrażenie, że za takim obrazem kryje się często poczucie własnej niewinności i oczekiwanie, że Bóg pochwali mnie i nagrodzi za dobre zachowanie.

Znajomy, którego zapytałem, dlaczego rzadko ewangelizację rozpoczynamy od słów: „Jesteśmy zbawieni krwią Jezusa”, odpowiedział: „Bo ludzie zaczną grzeszyć”. Naprawdę?

Kolejna próba poprawiania Pana Boga, który według nas działa w sposób niepedagogiczny. Ludziom wydaje się, że przez samą sprawiedliwość człowiek się zmieni. Nie! Sprawiedliwość jest dla satysfakcji tego, który ją wymierza. Człowieka zmienia doświadczenie miłości i miłosierdzia. W Wielki Wtorek poruszyło mnie, że Ewangelia w liturgii dnia była „pokrojona”. Liturgiści wyjęli z niej dwa wersety. Dziura w tekście powstała, bo z czytania wyrzucono… ogłoszenie przykazania miłości. Jest zapowiedź zdrady Judasza i jego wyjście w noc z Wieczernika, a zaraz potem zapowiedź zaparcia się Piotra. Wycięto to, co jest między tymi wydarzeniami: „Miłujcie się wzajemnie”. Jak ważny jest ten kontekst! Między zdradą a zaprzaństwem jest ogłoszenie przykazania miłości. To jest odpowiedź Jezusa na kruchą kondycję uczniów. Powtórzę: łatwiej nam iść za swoimi ideami i obrazami Pana Boga, niż zobaczyć Go takiego, jaki jest. Bazujemy na naszym doświadczeniu, powtarzamy: „Chcesz pokoju, szykuj się do wojny, i nie chodzi o to, by doświadczenia te przekreślać, ale o to, by przyjąć, że Ewangelia prowadzi nas do czegoś więcej. To „więcej” jest objawione w Jezusie Chrystusie. A my za wszelką cenę chcemy Go poprawiać. Jaki skandal wywołał pomysł, by stacje Drogi Krzyżowej w Koloseum przygotowały rodziny ukraińska i rosyjska. Okazuje się, że nie mogą nawet razem nieść krzyża, bo pachnie to awanturą. A to czysta Ewangelia! „Módlcie się za nieprzyjaciół, za tych, którzy was prześladują”. Jaki pokój można przywrócić, odrzucając te słowa? Budując między tymi narodami mur sięgający nieba?

„Powstaje nieopisana ulga, gdy wreszcie przestajemy dyskutować z Bogiem o tym, jaki On być powinien, a zaakceptujemy, że jest miłosierdziem” – przypominał szwedzki karmelita Wilfrid Stinissen. „Z Bogiem sprawiedliwym można ubijać interesy. Można Nim kupczyć i próbować pozyskać Jego względy. Ale przeciw Bogu, który jest miłością, nie mamy broni”.

Właśnie tak! Przypomina mi się inny cytat. Z Tischnera, który pisał, że jeśli ktoś czuje się lepszym i mądrzejszym od Pana Boga, to jest to pierwszy krok w stronę ateizmu. W tle pobrzmiewa myślenie: „Ja bym to lepiej urządził”… Nie bez powodu Nietzsche rzucił: „Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a człowiek odwdzięczył się Mu tym samym”.

Z pogrzebu Andrzeja Sionka zapamiętałem słowa Księdza Arcybiskupa o uczniach, którzy skonfrontowani z nawałnicą i lękiem krzyczą: „Nic Cię nie obchodzi, że ginę! Nic Cię to nie obchodzi!”. A On, słysząc te oskarżenie… ucisza burzę. „Byłem przeciwko Bogu – mogę powiedzieć po takim doświadczeniu – a On i tak stanął po mojej stronie”.

To serce Ewangelii. Pan Bóg oczekuje od nas takiej właśnie szczerości i bardzo uważnie słucha naszego krzyku.

W jaki sposób Bóg zareagował na grzech Adama i Ewy? – pytam często. „Wygnał ich z raju!” – słyszę za każdym razem. A On… własnoręcznie uszył im ubrania ze skór.

Nie zauważamy tego zdania. Nieco dalej w Księdze Rodzaju jest rzecz jeszcze bardziej skandaliczna: Bóg chroni Kaina, mordercę, bratobójcę, przed każdym potencjalnym zabójcą. Skandal? Chrześcijaństwo to objaśnia, objawiając Boga jako Ojca. On, jeśli nawet nas sądzi, to jako Ojciec. Gdy grzeszymy, wciąż widzi w nas swe dzieci, które wprawdzie sprzeciwiają się Jego woli, ale to nie wyklucza ich z rodziny i nie przekreśla ich tożsamości.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.