Czekając na Wielkanoc

GN 15/2022

publikacja 14.04.2022 00:00

Ks. dr Paweł Wyszkowski OMI, proboszcz parafii św. Mikołaja w Kijowie, opowiada o duszpasterstwie w czasie wojny.

Wiele osób w obawie przed rosyjskimi bombami i rakietami zamieszkało w kijowskim metrze. Wiele osób w obawie przed rosyjskimi bombami i rakietami zamieszkało w kijowskim metrze.
ERGEY DOLZHENKO /epa/pap

Andrzej Grajewski: Jaka obecnie jest sytuacja w centrum Kijowa?

Ks. Paweł Wyszkowski: Ciągle słychać syreny alarmowe, zarówno w dzień, jak i w nocy, ale jest spokojniej. Nie słychać strzałów i wybuchów, jak to było każdego dnia po rozpoczęciu wojny. Na obrzeżach Kijowa ciągle jest niebezpiecznie. W Worzelu, gdzie jest nasze wyższe seminarium, trwają walki, podobnie w rejonie boryspolskim, gdzie okupanci są w lasach. Na szczęście sytuacja na tyle się stabilizuje, że udało nam się wysłać już kolejny transport do Czernihowa, oblężonego przez ponad miesiąc. Normalnie jedzie się tam nieco ponad dwie godziny. Teraz jednak trzeba jechać lasami i drogami, które nie są zaminowane, a więc trwa to dłużej. Z kolei dzisiaj, razem z naszymi parafianami, którzy są w obronie terytorialnej, mój wikary pojechał z pomocą humanitarną pod Czernihów. Mieliśmy jechać do Buczy i Hostomla, ale drogi są tam ciągle zaminowane i musimy z tym zaczekać. Jednocześnie z niepokojem patrzymy na wschód, gdzie zapowiadane są kolejne ciężkie walki.

Jak wyglądały pierwsze dni wojny?

To był szok dla wszystkich. Cały czas byliśmy w kościele. Trzeba dodać, że budynek naszej świątyni ciągle należy do Ministerstwa Kultury i służy jako sala koncertowa dla muzyki organowej. Mamy nadzieję, że 1 czerwca będzie nam ostatecznie zwrócony. Kiedy zaczęła się wojna, ministerstwo chciało kościół zamknąć. Nie zgodziliśmy się na to, przekonując, że właśnie teraz ludzie potrzebują kościoła otwartego. Cały czas trwała u nas ado­racja. Przychodzili nie tylko katolicy, aby spotkać się z Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Był to trudny czas. Był problem z dostępem do żywności, a mamy sporo starszych wiekiem parafian, którym trzeba jedzenie donieść do domu. Brakowało i nadal brakuje lekarstw. Więc trzeba było się zorganizować, aby innym nieść pomoc.

Parafianie zaangażowali się obronę?

Tak, przede wszystkim mężczyźni. Młodsi dostali powołanie do armii, a starsi zgłosili się do obrony terytorialnej. Kiedy mają wolną chwilę od służby, przychodzą do nas, aby się pomodlić lub wziąć udział w Eucharystii. Kiedy walki były ciężkie, wpadali choć na chwilę, aby przyjąć Komunię św. My modlimy się za nich cały czas.

Czy któryś z parafian zginął?

Tego nie wiem, gdyż oni służą nie tylko w rejonie Kijowa. Nasi parafianie brali natomiast udział w pogrzebie, który odbył się w pobliżu Białej Cerkwi, pod Kijowem. Chowali tam znajomego – Włodzimierza, który był zawodowym żołnierzem. Miał 56 lat. Zginął pod Charkowem. Dla wielu był wzorem. Zawsze podkreślał, że pierwszym jego zadaniem, jako ojca rodziny, jest doprowadzić ludzi do Boga. Takich ludzi, niestety, Ukraina traci. W parafii mieliśmy pogrzeby, ale nie były one związane z toczącą się wojną.

Chrzty także się zdarzały?

Mieliśmy chrzest malutkiej Ewy, która urodziła się w czasie wojny. To było w czasie, kiedy trwały intensywne bombardowania miasta, m.in. fabryki samolotów Antonow. Rodzice bardzo prosili o chrzest, gdyż nie było wiadomo, co będzie dalej. Chrzciłem dziecko w ich domu – wyły syreny, słychać było odgłosy eksplozji. Przypomniała mi się wtedy moja mama, która urodziła się w 1944 r., gdy trwała wojna. Miała zaświadczenie, że jest dzieckiem wojny. Więc Ewa także jest dzieckiem wojny i mam nadzieję, że będzie równie dobrą i pobożną kobietą jak moja mama. Kilka razy udzielałem także sakramentów małżeństwa, w tym wojskowemu, który otrzymał przepustkę i przyjechał do nas, aby poślubić swoją narzeczoną. Przed wojną brał udział w katechezach dla dorosłych. Wojna przyspieszyła decyzję o ich ślubie. Takich przypadków było więcej.

Czy utrzymujecie kontakt z innymi parafiami?

Początkowo spotykaliśmy się tylko w internecie, zarówno z biskupem, jak i innymi księżmi. Ale ostatnio ksiądz biskup poprosił, aby ich wesprzeć na miejscu. Prowadziłem więc nabożeństwo Drogi Krzyżowej oraz przewodniczyłem Eucharystii w naszej katedrze. Jeśli chodzi o współpracę z innymi parafiami, to najbardziej pomagamy Czernihowowi, gdyż tamtejszą parafię prowadzą nasi współbracia oblaci. Przez ostatni miesiąc żyli w znacznie trudniejszych warunkach aniżeli my w Kijowie. Miasto było otoczone, nie było prądu, brakowało wody i żywności. W dekanacie czernihowskim jest jeszcze parafia Niżyn, której także staramy się pomagać, ponieważ zakładali ją niegdyś również oblaci. Próbowaliśmy również dotrzeć do Sławutycza, ale był okupowany.

Co się stało z seminarium w Worzelu?

Zostało przeniesione gdzie indziej. Tam trwają ciężkie walki. Seminarium także ucierpiało, cały Worzel został zniszczony. Obawiamy się, że miały tam miejsca takie same masakry jak w Buczy. Nasi wolontariusze, którzy pracują w tamtym regionie, opowiadali straszne rzeczy o gwałtach na młodych dziewczynach, później zabijanych, ciałach leżących na ulicach. W tym rejonie operują nie tylko Rosjanie, ale także Czeczeńcy, przysłani przez Kadyrowa.

Czy są jakieś kontakty z parafiami prawosławnymi?

Prosili nas o pomoc w rejonie Żytomierza, więc przekazaliśmy ją poprzez wolontariuszy. Trzeba jednak powiedzieć, że część prawosławnych należących do Patriarchatu Moskiewskiego otwarcie sprzyja agresorowi. Niektórzy nawet znakowali miejsca, które później były celem ataków. To spowodowało, że do duchownych zaczęto odnosić się z rezerwą. Gdy jechałem przez posterunki na drogach i żołnierze zauważyli, że jestem księdzem, kontrolowali mnie szczególnie dokładnie.

Jednocześnie prawosławni z autokefalicznego Kościoła służą jako kapelani i angażują się w obronę kraju.

To prawda, nawet wśród kapłanów z Patriarchatu Moskiewskiego można wskazać różne postawy. Pokazuje to głośna historia mera Hostomla, zabitego, gdy jechał z pomocą humanitarną do swoich mieszkańców. Rosjanie nie dość, że go zastrzelili, to jeszcze zaminowali jego ciało. To się często zdarza. Miny są podkładane pod zwłoki, aby zabić tych, którzy będą chcieli je pogrzebać. W przypadku tego mera do rosyjskich żołnierzy podszedł kapłan prawosławny z prośbą, aby wydali mu zwłoki. Posłuchali go, rozminowali ciało i oddali je kapłanowi, który sam je pochował, jak należy.

Czy ludzie, doświadczając tak wielu tragicznych sytuacji, nie mają kryzysu wiary?

Słowo Boże mówi nam, jak żyć. Wiadomo, że zło jakie rozpętało się wraz z wojną, przechodzi ludzkie wyobrażenia. Powstają wtedy pytania, dlaczego tak się dzieje, gdzie jest Bóg. My wiemy, że odpowiedzią na nie zawsze jest modlitwa i przebaczenie. Wojna wiele zmieniła. Naród stał się bardziej solidarny. Jedni drugich wspierają. Jest ogromny ruch wolontariatu. Nowi ludzie przychodzą do kościoła. Wojna nie zmieniła jednak wszystkich. Zapewne więcej jest wołania o Boga i ci, którzy je usłyszeli, chcą pomagać innym. U nas w parafii codziennie pracuje ok. 20 wolontariuszy. Większość to nasi parafianie, ale są także prawosławni, protestanci, nawet niewierzący.

Jak będą wyglądały u Was obchody Triduum Paschalnego?

Sprawujemy Mszę św. nie w nawie głównej naszego kościoła, która obecnie służy jako magazyn pomocy humanitarnej, ale w jego dolnej części. Wcześniej stały tam nagrobki. W czasach sowieckich je usunięto i zrobiono garderobę i toaletę dla sali koncertowej, umieszczonej w górnym kościele. Dokonaliśmy remontu tych pomieszczeń i od 30 lat odprawialiśmy tam Mszę św. w dni powszednie, natomiast w niedzielę sprawowaliśmy ją w kościele górnym. Obecnie, ze względu na bezpieczeństwo, cały czas odprawiamy tylko w dolnym. Sceneria tego miejsca nie tylko przypomina katakumby, lecz wręcz przywołuje pamięć o grobie. Tam umieścimy ciemnicę i grób Pański, który będzie dostępny dla wszystkich. Przygotowujemy się do tych świąt także duchowo, chociaż nie udało się przeprowadzić rekolekcji, które miał głosić bp Stanisław Szyrokoradiuk, ordynariusz odeski. Chcemy w tym czasie modlić się, aby Chrystus zmartwychwstał również na Ukrainie. We wszystkich tych miejscach, które, jak nasze, przypominają bunkier czy grób. Aby Chrystus otworzył te groby i darował nam pokój i wolność. •

Ks. dr Paweł Wyszkowski OMI

pochodzi z Baru, studiował w Polsce, święcenia kapłańskie otrzymał w 1999 r. Był superiorem Delegatury Misjonarzy Oblatów MN na Ukrainie i w Rosji. Proboszczem w parafii św. Mikołaja w Kijowie jest od stycznia 2022 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.