To nie kończy dyskusji

GN 15/2022

publikacja 14.04.2022 00:00

O zapowiadanych przez rząd zmianach w części podatkowej Polskiego Ładu mówi prof. Witold Modzelewski, prezes Instytutu Studiów Podatkowych.

To nie kończy dyskusji Instytut Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy

Maciej Kalbarczyk: W jednym z wywiadów stwierdził Pan, że Polski Ład pozwoli nam wreszcie zerwać z „paradygmatem Balcerowicza”, którego syndromem była regresja podatkowa. Co sprawiło, że ta reforma nie spełniła pokładanych w niej nadziei?

Prof. Witold Modzelewski: Głównym założeniem Polskiego Ładu miało być obniżenie podatków osobom mniej zamożnym oraz ich podniesienie tym, którzy zarabiają więcej. Dzięki temu nasz system podatkowy miał być realnie progresywny. Problem polega jednak na tym, że poza regulacjami, które pozwoliłyby zrealizować ten cel, wprowadzono mnóstwo niepotrzebnych zmian. Niektóre z nich nie tylko przesłoniły pozytywne elementy tej reformy, takie jak zwiększenie kwoty wolnej od podatku czy podwyższenie drugiego progu podatkowego, ale wręcz sprawiły, że wielu podatników nie miało okazji odczuć ich pozytywnego skutku.

Kto jest winny tej sytuacji?

Główną przeszkodą w dobrym przygotowaniu i sprawnym wdrożeniu tej reformy było odejście od tzw. zasady jednego pióra. Zgodnie z nią za każdą poważną zmianą w przepisach podatkowych musi stać jeden autor, opracowujący plan działania i czuwający nad jego realizacją. W tym przypadku, ze względu na fakt, iż jest to projekt rządowy, powinien to być minister finansów. Tymczasem przygotowanie nowych regulacji powierzono rzekomo świetnym fachowcom, tzw. ludziom z rynku, którzy wcześniej zajmowali się m.in. doradztwem w zakresie optymalizacji podatkowej. Na początku roku stało się jasne, że wbrew zapewnieniom rządzących nie był to przepis na sukces, ale na spektakularną porażkę. Wiele osób o niskich dochodach, które miały być głównymi beneficjentami reformy, w wyniku podwyższenia składki zdrowotnej oraz braku możliwości jej odliczenia otrzymało niższe pensje niż wcześniej. Zabrakło zatem profesjonalizmu w tworzeniu przepisów prawa oraz znajomości problematyki podatkowej, bo to trudna dziedzina.

Ministerstwo Finansów przedstawiło propozycje zmian w Polskim Ładzie. Najważniejszą z nich wydaje się obniżenie stawki PIT z 17 proc. do 12 proc. Co to zmieni?

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wejście tych przepisów w życie zwiększy progresję systemu. Osoby, których dochody mieszczą się w przedziale do 120 tys. zł, będą mogły liczyć na znaczną obniżkę danin. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że na wspomnianym rozwiązaniu skorzystają także ci, którzy przekraczają drugi próg podatkowy. W ich portfelach pozostanie więcej z pierwszych 120 tys. zł, które zarobili w danym roku. Teoretycznie progresję systemu ocenia się z perspektywy konstrukcji podatku, czyli formalnych stawek. W tym przypadku warto jednak spojrzeć na ostateczny efekt. W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że na tej zmianie zyskają zarówno biedni, jak i bogaci. Osiągnięcie tego celu chyba nie było intencją pomysłodawców Polskiego Ładu. Dlatego moim zdaniem obniżenie stawki PIT nie jest do końca przemyślaną reakcją na krytykę podatników, wywołaną wprowadzeniem tej reformy. Poza naprawieniem oczywistych błędów należało skupić się na likwidacji wadliwych przywilejów podatkowych, które „przy okazji” wprowadzono z początkiem roku.

Szacuje się, że obniżenie stawki PIT będzie kosztowało budżet 15 mld zł rocznie. Czy w czasach, w których nasze państwo musi podnieść wydatki na obronność, taka decyzja nie wydaje się Panu zbyt ryzykowna?

W tym roku nastąpi spadek dochodów budżetowych. To konsekwencja wprowadzenia zerowego VAT-u na żywność i gaz oraz obniżenia stawki podatku na energię elektryczną. Dużo bardziej niebezpieczna dla budżetu wydaje się jednak tendencja, którą po agresji Rosji na Ukrainę można zaobserwować w zachowaniach konsumentów. Niestety, uwierzyliśmy, że Polska może zostać wciągnięta w tę wojnę. Z obawy o katastrofę gospodarczą, którą mogłoby wywołać takie wydarzenie, zaczęliśmy zaciskać pasa. Konsekwencją tej sytuacji jest spadek popytu, co może nas doprowadzić do recesji. Obniżenie stawki PIT mogłoby pomóc w zahamowaniu tego trendu. Teoretycznie niższe podatki powinny bowiem zwiększyć konsumpcję. Nie wiemy jednak, jak zachowają się Polacy. Jak na razie górę bierze pesymizm, który sprawia, że kupujemy coraz mniej. Prawdopodobnie dopiero gdy wojna dobiegnie końca, nastroje ulegną poprawie.

Rządzący zapowiedzieli także likwidację ulgi dla tzw. klasy średniej. Czy to dobry pomysł?

Od początku uważałem, że ta ulga dodatkowo skomplikowała system podatkowy. Moje wątpliwości budziły także kryteria jej stosowania. Dobrze, że ostatecznie zrezygnowano z tego instrumentu.

Korzystało z niego jednak nawet 3,1 mln podatników. Czy istnieje zagrożenie, że stracą oni na chaosie związanym z rezygnacją z tego rozwiązania?

Ministerstwo Finansów zapowiedziało, że zmiany w Polskim Ładzie wejdą w życie w połowie roku, ale będą obowiązywać wstecznie, od 1 stycznia 2022 r. To oznacza, że do końca czerwca będziemy funkcjonować w systemie wprowadzonym w styczniu bieżącego roku. Do tego czasu nikt nie może odebrać podatnikom prawa do korzystania z ulgi dla klasy średniej. Jeśli obecnie rozwiązanie to jest dla nich opłacalne, nie powinni z niego rezygnować. W drugim półroczu zyskają natomiast więcej na obniżonej stawce PIT.

Jak zapowiadane zmiany wpłyną na sytuację rodzin?

Myślę, że pozytywnie. Szczególnie cieszy mnie zapowiedź powrotu do równorzędnego traktowania pełnych rodzin i osób samotnie wychowujących dzieci. W pierwszej wersji Polskiego Ładu drugim z nich zaproponowano jedynie ulgę w wysokości 1,5 tys. zł. Od lipca będą oni mogli dwukrotnie skorzystać z kwoty wolnej od podatku wynoszącej 30 tys. zł.

Wspomniał Pan, że bieżący rok będziemy rozliczać w dwóch systemach. Do tego dojdzie chyba jeszcze trzeci. W styczniu osobom, które straciły na Polskim Ładzie, rząd zapewnił możliwość powrotu do zasad z 2021 r. Jak wobec tego będzie wyglądało przyszłoroczne rozliczenie?

Rzeczywiście, de facto będziemy mieli do czynienia z trzema systemami. Z punktu widzenia budowania zaufania obywateli do państwa to jest zupełna katastrofa. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak to będzie wyglądało w praktyce. Musimy poczekać na uchwalenie kolejnych nowelizacji.

Czy wprowadzanie zmian w środku roku podatkowego nie spowoduje jeszcze większej dezorientacji wśród podatników?

Nie ulega wątpliwości, że proces naprawiania tej reformy powinien przebiegać znacznie sprawniej. Dziwi mnie to, że propozycje zmian przedstawiono tak późno i będą one obowiązywać dopiero od połowy roku. Gdy w styczniu 1992 r. weszła w życie ustawa o podatku dochodowym, ówczesny rząd także doszedł do wniosku, że popełniono wiele błędów przy pracy nad tamtymi przepisami. Już 15 lutego 1992 r. wprowadzono jednak ich nowelizację, która obowiązywała wstecznie od 1 stycznia. Problem został szybko rozwiązany.

Wiceminister finansów Artur Soboń stwierdził, że zmiany będą korzystne lub neutralne dla wszystkich Polaków. Czy ma Pan jakieś wątpliwości co do tego, że tak właśnie będzie?

Wydaje się, że twórcy zmian starają się uwzględnić zasadne postulaty, które zostały zgłoszone podczas dyskusji o tej reformie. Porównując stan obecny z zapowiadanym stanem przyszłym, można stwierdzić, że wiceminister Soboń ma rację i sytuacja żadnej grupy podatników nie powinna ulec pogorszeniu. Nie mamy jednak stuprocentowej pewności, że tak będzie. Obawiam się, że ostateczna treść tych przepisów może być inna niż założenia, które nam przedstawiono. Nie wykluczam także sytuacji, w której reforma ta ponownie zostanie zaprzepaszczona z powodu wadliwej praktyki stosowania przygotowanych regulacji. Czas pokaże, czy rządzący wyciągnęli wnioski z porażki, którą wcześniej ponieśli.

Czy wprowadzenie nowelizacji zamknie dyskusję o niepowodzeniu Polskiego Ładu, a rząd będzie mógł ogłosić sukces?

Absolutnie nie, to nie zakończy dyskusji. Ta reforma będzie wymagała jeszcze wielu modyfikacji. Istotną kwestią jest np. poprawa sytuacji przedsiębiorców. Wielokrotnie pisałem o tym, że od składki na ubezpieczenie zdrowotne nie można odprowadzać podatku dochodowego. Jeżeli podatnik zapłacił taką składkę, to nie stanowi ona jego dochodu, tylko koszt. Od tej kwoty nie powinno pobierać się żadnej daniny. Tymczasem rządzący zapowiedzieli wprowadzenie jedynie częściowej możliwości odliczenia składki zdrowotnej od podstawy opodatkowania. To tylko mały krok we właściwym kierunku. Poza tym nie rozwiązano także innego problemu. Jeżeli osoba fizyczna osiągnie wysokie dochody i przeznaczy je na inwestycje, to także musi zapłacić od nich podwójny podatek, czyli składkę na ubezpieczenie zdrowotne, a od niej jeszcze podatek dochodowy. To kuriozalne rozwiązanie.•

Witold Modzelewski

profesor nauk prawnych, doradca podatkowy, radca prawny, prezes Instytutu Studiów Podatkowych. W latach 1992–1996 był wiceministrem finansów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.